Bez względu na to, kto ma rację - a krytycznie oceniam dzisiejszą decyzję pana prezydenta - nie wolno z rewolucją startować (bo ta zmiana była rewolucyjna), jeśli nie jest ona dogadana.
- wyjaśnił redaktor naczelny „Gazety Polskiej”.Wydaje się, że najwięcej treści było w przemówieniu pani premier, bo wezwała ona do jedności. Powiedziała, byśmy się nie obawiali, ponieważ nie grozi nam istotny podział. To jest dosyć istotna deklaracja. Były bowiem i takie słuchy, że fragment koalicji PiS może odpaść. Opozycja cały czas gra na rozbicie tego obozu. Jeśli chodzi o prezydenta, jest jedna istotna zmiana w porównaniu do jego słów wypowiedzianych rano. Mówił on wcześniej, że w ciągu dwóch miesięcy (przedstawi swoje projekty ustaw - red.), a teraz, że stanie się to w najbliższym czasie. Tak więc możliwe, że termin kilku, kilkunastu dni jest jak najbardziej realny. Możliwe są więc dodatkowe posiedzenia Sejmu w te wakacje, choć dopóki nie usłyszymy tego od marszałka, to tak naprawdę tylko się tego domyślamy
- mówił Tomasz Sakiewicz.Mogę nakreślić scenariusz idealny dla prawej strony. Zły scenariusz już widzimy - ulica wymusza zmiany, jakiś element obozu władzy ustępuje, bojąc się zamieszania lub reakcji zagranicy i potem ulica idzie dalej. W zasadzie mniejszość przy pomocy agresji może doprowadzić do zablokowania reform. Natomiast idealny scenariusz jest taki, że następuje mobilizacja społeczna po stronie obozu reform. Ludzie przyjeżdżają do Warszawy, pokazują, gdzie jest prawdziwe poparcie. PiS i prezydent bardzo szybko przedstawiają spójny projekt. W ciągu paru dni przeprowadzają kampanię informacyjną, co w nim jest, czym różni się on od poprzedniego i uzyskują szersze poparcie niż do tej pory
- dodał.Boje się jednak scenariuszy pośrednich, przy których obie strony będą robić sobie złośliwości. Prezydent jest w trudniejszej sytuacji niż był PiS, bowiem Prawo i Sprawiedliwość było w stanie przegłosować swoją propozycję. Natomiast prezydent może tylko przedstawić swój projekt w Sejmie i na tym żywot tego dokumentu może się skończyć. Tak więc prezydent musi przekonać większość rządzącą