Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

70 lat temu rozstrzelano żołnierzy ratujących ofiarę Sowietów

15 czerwca 1947 r. wykonano wyroki śmierci na trzech żołnierzach Wojska Polskiego skazanych przez wojskowy sąd doraźny za zbrojną interwencję w obronie porwanej przez Sowietów kobiety.

Podporucznik Jerzy Przerwa (1925-1947). Źródło: Archiwum Krzysztofa M. Kaźmierczaka
Podporucznik Jerzy Przerwa (1925-1947). Źródło: Archiwum Krzysztofa M. Kaźmierczaka
15 czerwca 1947 r. wykonano wyroki śmierci na trzech żołnierzach Wojska Polskiego skazanych przez wojskowy sąd doraźny za zbrojną interwencję w obronie porwanej przez Sowietów kobiety. Ich grobów nie odnaleziono do dziś. Żołnierze podjęli się pomocy na prośbę porwanej, którą mąż miał sprzedać Sowietom za butelkę wódki. 

W nocy z 27 na 28 maja na dworcu w Lesznie doszło pluton alarmowy miejscowego garnizonu Wojska Polskiego rozpoczął potyczkę z sowieckimi żołnierzami. Trzech czerwonoarmistów zginęło. 

Zofia Rojuk, 21-letnia repatriantka z Baranowicz, jechała z pijanymi sowieckimi żołnierzami do jednostki w Legnicy pociągiem z Poznania. W trakcie podróży poprosiła o pomoc siedzącego w tym samym przedziale Feliksa Lisa. Podróżny poinformował o tym funkcjonariuszy Służby Ochrony Kolei w Kościanie, którzy wiadomość o porwanej kobiecie przekazali do kolejnej stacji na trasie. W Lesznie akcję podjął dyżurujący na dworcu milicjant Zygmunt Handke. Jednak gdy zobaczył wymierzone w siebie lufy i usłyszał groźby, zrezygnował.

Handke, podobnie jak kolejarze, zdawał sobie sprawę, że pijani Sowieci są zdolni do wszystkiego i czują się w Polsce bezkarni. Był wprawdzie komunistą, ale nie akceptował łamania prawa przez sojuszniczą armię

– napisał w swojej książce „Tajne spec. Znaczenia” dokumentujący od lat to wydarzenie poznański dziennikarz Krzysztof M. Kaźmierczak.

Milicjant powiadomił o sytuacji garnizon WP. Pluton alarmowy dowodzony przez 22-letniego podporucznika Jerzego Przerwę dotarł na leszczyński dworzec i wydał żołnierzom rozkaz obstawienia go, a sam poszedł rozmawiać z sowieckim dowódcą kpt. Sokołowem. Polski oficer chciał zobaczyć dokumenty, na podstawie których Zofia Rojuk była przetrzymywana, Rosjanin jednak odmówił ich okazania. Prawdopodobnie podczas rozmowy dowódców żołnierze sowieccy usiłowali wyjść z dworca. Polacy, wypełniając rozkaz ppor. Przerwy, nie chcieli na to pozwolić. Pijani Sowieci sięgnęli po broń. Według świadków Rosjanie zaczęli strzelać pierwsi, polscy żołnierze odpowiedzieli ogniem. Zastrzelili szeregowca i dwóch oficerów Armii Czerwonej oraz ranili pięciu żołnierzy.

Jak ustalił Krzysztof M. Kaźmierczak, zanim aresztowano polskich żołnierzy, por. Przerwa zapewniał ich, że nic się im nie stanie, działali bowiem zgodnie z prawem. Jednak ówczesne prawo okazało się dla nich bezlitosne. Czynności śledcze na miejscu potyczki podjęli funkcjonariusze miejscowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Na podstawie śladów i zeznań świadków ustalili, że pierwsi użyli broni Sowieci. Potem śledztwo przejął kierujący ówczesną poznańską prokuraturą, służący w polskim wojsku sowiecki oficer Wilhelm Świątkowski. W swoim śledztwie Świątkowski „ustalił”, że żołnierze sowieccy zostali ostrzelani podczas snu i nie zdążyli odpowiedzieć ogniem. Zeznania pozostałych świadków, wedle których pierwsi mieli zacząć strzelać Rosjanie, zignorował. 

Śledztwo nie miało na celu ustalenia faktycznego przebiegu wydarzeń, ale służyło wyłącznie zemście na tych, którzy odważyli się sprzeciwić sojuszniczej armii. Odpowiadające tej tezie zeznania wymuszano torturami. W ten sposób nakłoniono część aresztowanych do wycofania się z tego, że widzieli jak Rosjanie zaatakowali

– napisał Kaźmierczak.

Wyrok zapadł po jednodniowym procesie 7 czerwca 1947 r. Pod aktem oskarżenia podpisał się prokurator Maksymilian Lityński (wcześniej nazywał się Maks Lifsches). O winie oskarżonych orzekli szef Wojskowego Sądu Okręgowego w Poznaniu Franciszek Szeliński i kierujący Wojskowym Sądem Rejonowym Jan Zaborowski (w czasie niemieckiej okupacji był policjantem w warszawskim getcie).

Polscy żołnierze – podporucznik Jerzy Przerwa, kapral Wiesław Warwasiński oraz szeregowcy Władysław Łabuza i Stanisław Stachura – zostali skazani na karę śmierci. Ponadto szeregowy Tadeusz Nowicki i milicjant kapral Zygmunt Handke usłyszeli wyroki po 10 lat więzienia; a Feliks Lis – jako ten, który pośrednio sprowokował starcie – dostał 12 lat. Skazani wystąpili o ułaskawienie do ówczesnego prezydenta Bolesława Bieruta. 14 czerwca Bierut zamienił karę śmierci na 15 lat więzienia Stanisławowi Stachurze. Uwolnił też Tadeusza Nowickiego.

15 czerwca 1947 r. podporucznik Jerzy Przerwa, szeregowy Władysław Łabuza i kapral Wiesław Warwasiński zostali zastrzeleni najprawdopodobniej przez słynącego z zamiłowania do sadyzmu naczelnika poznańskiego aresztu UB Jana Młynarka, którego podpis jako dowódcy plutonu egzekucyjnego figuruje na protokołach wykonania wyroków śmierci. Młynarek miał zwyczaj wykonywać je osobiście, strzelając skazanym w tył głowy. Odbywało się to zwykle w lasach między Gądkami a Kórnikiem koło Poznania, gdzie później potajemnie chowano jego ofiary. Miejsca pochówku Przerwy, Warwasińskiego i Łabuzy do dziś nie zostały ustalone.

Rozstrzelani żołnierze - ofiary politycznego mordu sądowego - zostali zrehabilitowani w 1990 r. Proces rehabilitacyjny odbył się jednak bez większego rozgłosu. To, że proces w Lesznie był zbrodnią sądową, stwierdzono już w 1956 r. Z tego roku pochodzi bowiem widniejąca na aktach sprawy adnotacja przeglądającego je funkcjonariusza: „w świetle akt kontrolnych wyrok niesprawiedliwy". Mimo to żaden z odpowiedzialnych za tę zbrodnię sądową nie poniósł konsekwencji. Prokurator Lityński i sędzia Szeliński w 1969 r. wyjechali do Izraela – obaj nie żyją. Prokurator Świątkowski wrócił do Związku Sowieckiego – jego losy nie są znane.

Zofię Rojuk potraktowano wówczas, ze względu na pochodzenie, jako obywatelkę ZSRS – została wywieziona, osądzona i zesłana na Syberię. Po zwolnieniu z łagru nie mogła wrócić do Polski, zamieszkała na Ukrainie. Na początku lat 60. przez Czerwony Krzyż odnalazła córkę. Zmarła w 2000 r.

Kaźmierczak odnalazł też męża Zofii Rojuk, tego który wydał ją czerwonoarmistom. Mężczyzna stwierdził, że jest chory i nic nie pamięta. Dotąd, mimo uporczywych poszukiwań, nie udało mu się odnaleźć bliskich podporucznika Przerwy.

Jeśli żyje potomek odważnego polskiego dowódcy, to pewnie wciąż nie wie, że jego ojciec nie był zbrodniarzem, tylko bohaterem, który poważnie potraktował deklarowaną przez komunistyczne władze suwerenność ówczesnej Polski

– powiedział Kaźmierczak.

17 września 2014 r. na froncie budynku dworca w Lesznie odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą bohaterom interwencji w obronie porwanej kobiety.

 



Źródło: dzieje.pl/Paweł Tomczyk

#Sowieci #Rojuk #interwencja #polscy #zołnierze