- Jedno jest pewne, że ta nieszczęsna Europa, a zwłaszcza ci, którzy stoją na jej czele i nią kierują nie wiedzą co robić. (…) Mamy do czynienia z wielkim chaosem i odrywaniem się od rzeczywistości ludzi, którzy ciągle mają wpływ i mają władzę – ocenił prof. Romuald Szeremietiew, komentując francusko-niemieckie pomysły zmierzające w swej istocie do wypchnięcia Stanów Zjednoczonych ze Starego Kontynentu.
Po zmianie władzy w Polsce odżywają projekty różnorakiej współpracy politycznej i militarnej opartej na potencjale głównych europejskich graczy, czyli Niemiec i Francji. Rząd Donalda Tuska deklaruje wprawdzie polityczną niezależność i skuteczne działania na rzecz zwiększania roli naszego kraju w procesach decyzyjnych UE, ale jednocześnie akceptuje inicjatywy Berlina i Paryża zmierzające do izolowania Wspólnoty, w tym oczywiście Polski, w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi.
Inicjatywa Emmanuela Marcona dotycząca możliwości podjęcia operacji lądowych, w celu przeciwstawienia się siłom rosyjskim na Ukrainie, o której francuski przywódca mówił po spotkaniu z Tuskiem i Scholzem w ramach Trójkąta Weimarskiego jest jednym z takich pomysłów. Propozycję francuskiego prezydenta popierają niektóre państwa bałtyckie, a minister spraw zagranicznych Finlandii Elina Valtonen w rozmowie z portalem Politico powiedziała, że „państwa zachodnie, w tym Stany Zjednoczone, nie powinny całkowicie wykluczać wysłania wojsk na Ukrainę w przypadku pogorszenia się tam sytuacji”.
Macron nie doprecyzował, które z europejskich państw NATO miałyby ewentualnie wziąć udział w tym militarnym projekcie, ale w tym samym czasie szef polskiego MON Władysław Kosiniak-Kamysz po spotkaniu ze swoim niemieckim odpowiednikiem Borisem Pistoriusem zadeklarował „aktywowanie” 26 marca polsko-niemieckiej „koalicji zdolności opancerzonych na rzecz wsparcia Ukrainy”.
„Polska i Niemcy biorą odpowiedzialność za siły szybkiego reagowania w Europie. Do lipca nasze grupy bojowe - 2,5 tys. żołnierzy polskich, 2,5 tys. żołnierzy niemieckich - będzie w gotowości do szybkiego reagowania. To są siły szybkiego rozmieszczenia wypełniające działania kompasu strategicznego, czyli planu przyjętego po wybuchu wojny w Ukrainie przez UE, by te siły szybkiego rozmieszczenia były realnym wsparciem i realną pomocą, muszą przejść okres przygotowania, uzyskania zdolności operacyjnych” – powiedział Kosiniak-Kamysz.
Zaznaczył jednocześnie, że do tego projektu nie zgłosiły się inne państwa, bo nie wszystkie mają taki potencjał jak właśnie Polska i Niemcy.
Czy Niemcy i Francja mogą być traktowane jako wiarygodni partnerzy zdolni do zagwarantowania bezpieczeństwa w Europie? Wydaje się, że mimo dużego potencjału gospodarczego obu państw jest to teza bardzo wątpliwa, zwłaszcza biorąc pod uwagę ich faktyczną, a nie deklaratywną postawę wobec Putina i pomocy Ukrainie w walce z rosyjskim agresorem.
Przez długie tygodnie po rozpoczęciu pełnoskalowej wojny Macron z Scholzem robili, co mogli, aby udobruchać kremlowskiego satrapę, czyniąc przy okazji polityczne fikołki w kwestii realnej pomocy dla walczących Ukraińców. W tle wszystkich tych pozorowanych działań gołym okiem widoczne były wielkie interesy łączące francuski i niemiecki biznes z Rosją.
Komentując w owym czasie postawę Niemiec wobec Rosji w obliczu wojny na Ukrainie gen. Roman Polko stwierdził w wywiadzie dla Niezalezna.pl, że „Niemcy pełnią rolę konia trojańskiego w NATO”.
Kolejną kwestią, którą przy podejmowaniu decyzji o zacieśnieniu współpracy z Niemcami na rzecz bezpieczeństwa Europy należy niewątpliwie wziąć pod uwagę jest wiarygodność i realny potencjał armii naszego zachodniego sąsiada. Przejęcie i ujawnienie przez Rosjan treści poufnej rozmowy inspektora sił powietrznych Ingo Gerhartza z wysokimi rangą wojskowymi w sprawie możliwych celów dla niemieckich Taurusów i sposobów wsparcia Ukrainy przez Bundeswehrę w przypadku rozmieszczenia tych rakiet stawia tę wiarygodność w bardzo złym świetle.
O fatalnym stanie niemieckich sił zbrojnych, do którego aktywnie przyczyniła się m.in. obecna szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen w czasie, gdy pełniła funkcję ministra obrony media rozpisują się od wielu lat. A od 2014 roku, kiedy państwa NATO zdecydowały o wydatkowaniu na obronność 2 proc. PKB Berlin uchylał się od sojuszniczych zobowiązań przeznaczając w ub.r. zaledwie ok. 1,57 proc. PKB na ten cel.
O budowie osi Paryż-Berlin-Warszawa pisze dziś opiniotwórczy francuski dziennik „Le Figaro”. Piątkowe spotkanie Tuska. Macrona i Scholza w Berlinie miało przynieść w tej kwestii zdaniem francuskiej gazety „strategiczny przełom”.
W publikacji wprawdzie przypomniano, że „Francuzi i Niemcy masowo inwestowali w Rosję, która stała się ich głównym dostawcą energii” przez minione dwie dekady oraz że „w obliczu anglo-amerykańskiego neokonserwatywnego awanturnictwa wojskowego” były pomysły budowania politycznej i gospodarczej osi Paryż-Berlin-Moskwa.
Ale - jak zauważa francuski dziennik - obecnie Rosja zmieniła się ze „strategicznego partnera” Francji i Niemiec w „bezpośrednie i trwałe zagrożenie dla bezpieczeństwa europejskiego”.
W kontekście tych geopolitycznych rozważań grozę budzi jednak już sam tytuł artykułu: „Europa - od Atlantyku do Wisły”. Zwłaszcza, że Polską rządzi obecnie ekipa, która w planie użycia Sił Zbrojnych RP w ramach samodzielnej operacji obronnej, zaakceptowanym w 2011 roku przez ministra obrony w rządzie PO-PSL Bogdana Klicha zakładała właśnie obronę na linii Wisły.
Zdaniem byłego wykładowcy Akademii Obrony Narodowej i Akademii Sztuki Wojennej oraz byłego szef MON prof. Romualda Szeremietiewa działania dotyczące zacieśnienia wojskowej współpracy Polski, Niemiec i Francji zmierzają do stworzenia europejskiej armii, ale jak dodał - „na zamierzeniach się skończy”. - Gdyby rzeczywiście panowie z Trójkąta Weimarskiego chcieli nie dopuścić, żeby Rosja maszerowała na zachód, to trzeba zrobić to, o co Ukraińcy od długiego czasu prosili i czego nie dostali – ocenił.
- Należało zmobilizować wszystkie możliwości i siły, żeby zaopatrzyć armię ukraińską w środki bojowe, które są niezbędne, żeby prowadzić skuteczną kontrofensywę – dodał.
Zwrócił uwagę na decyzję Komisji Europejskiej, która w piątek zdecydowała o przekazaniu firmom zbrojeniowym 500 mln euro na zwiększenie produkcji amunicji artyleryjskiej.
- Z jednej strony są te opowieści i pokrzykiwania, a z drugiej strony mamy nieszczęsny program amunicyjny. Wiadomo, że rzeczą najważniejszą, jeżeli chodzi o armię ukraińska, to jest zaopatrzenie w amunicję. Pomoc w tym zakresie ze strony Stanów Zjednoczonych chwieje się bardzo, a nie wydaje się, aby w Europie podjęto jakieś rzeczywiste kroki, aby ten problem rozwiązać. Te 500 mln euro, które przeznaczono na produkcję amunicji, to są śmieszne pieniądze
- tłumaczył Szeremietiew.
Podkreślił, że należy uruchomić przemysł amunicyjny, „bo zostało to zaniedbane i nie przestawiono na wojenne tryby działalności fabryk amunicyjnych, jak zrobiła to Rosja”. - Trzeba też pamiętać o wypełnieniu magazynów armii europejskich, w tym polskiej – dodał.
Nasz rozmówca zwrócił uwagę na fakt, że Polska, „która jest hubem jeśli chodzi o pomoc dla Ukrainy i która angażuje się w pomoc militarną” otrzymała z tego programu zaledwie 2 mln euro. – To są kpiny – ocenił.
Deklaracje Emmanuela Marcona dotyczące możliwości podjęcia operacji lądowych, w celu przeciwstawienia się siłom rosyjskim na Ukrainie, nazwał „pianiem koguta galijskiego [Kogut galijski – nieoficjalny symbol narodowy Francji-red.], z którego nic nie wynika”. Przyznał, że Francuzi i Niemcy robią to w kontrowersji do USA, „licząc na późniejsze nawiązanie współpracy z Moskwą”.
- Jedyną skuteczną siłą militarną, jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo jest struktura NATO oparta na potencjale Stanów Zjednoczonych. Tutaj nic więcej nie trzeba kombinować
- tłumaczył.
Odnosząc się do dzisiejszej publikacji „Le Figaro” Szeremietiew przyznał, że „być może” wraca plan obrony na linii Wisły. - Na szczęście nie należy brać pod uwagą tego typu opowieści. To są rojenia i spekulacje – ocenił.
- Jedno jest pewne, że ta nieszczęsna Europa, a zwłaszcza ci, którzy stoją na jej czele i nią kierują nie wiedzą co robić – dodał.
Podkreślił, że niemiecka armia „od czasu, kiedy Ursula von der Leyen była szefem MON strasznie zdołowała”. - Obecnie zdaje się największym problemem Bundeswehry jest molestowanie seksualne, nie tylko kobiet, ale i mężczyzn. To nie jest poważna armia – powiedział.
- To jest objaw tego, co obserwujemy z pewnym przerażeniem, mianowicie stan umysłów tzw. elit europejskich. Nie tylko w kwestii obronności i relacjach z Rosją, ale mamy też te wszystkie awantury klimatyczne i obyczajowe. Mamy do czynienia z wielkim chaosem i odrywaniem się od rzeczywistości ludzi, którzy ciągle mają wpływ i mają władzę, jeśli chodzi o tą naszą nieszczęsną Europę
- podsumował prof. Szeremietiew.