Jedną z ofiar gangu "obcinaczy palców", który w brutalny sposób porywał ludzi dla okupu, był hinduski biznesmen Harish Hitange. Uprowadzony przez pomyłkę, był brutalnie torturowany - obcinano mu palce. Po 20 latach wiadomo, że zapadł wyrok jedynie w sprawie uprowadzenia. Jedynie, bo choć jest niemal pewne, że Hitange nie żyje, nie udało się odnaleźć jego zwłok.
37-letni Harish Hitange był biznesmenem z Indii. Od 1996 roku przebywał na terenie Polski, pracował w firmie włókienniczej w stolicy. Był sumiennym i szanowanym pracownikiem. Niestety, znalazł się w niewłaściwym czasie, niewłaściwym miejscu i... niewłaściwym samochodzie. Przez co przeżył piekło na ziemi.
20 kwietnia 2004 roku obywatel Indii Harish Hitange poruszał się Hondą CRV należącą do swojego szefa. W biały dzień, około godziny 10:30 na ulicy Długiej w miejscowości Dawidy, drogę zajechały mu dwa samochody - dostawczak i osobówka.
Kobieta, która jechała wówczas tą samą drogą, musiała się zatrzymać, gdyż Honda i czerwony bus tarasowały drogę. Agnieszka D. miała zeznać, że dwóch mężczyzn "wrzuca coś do busa". Jak się później okazało, był to początek koszmaru Hindusa. Hitange szybko został obezwładniony, a następnie siłą wciągnięto go do dostawczego auta, które następnie odjechało w kierunku Janek.
Dzień później porywacze nawiązali pierwszy kontakt. Wysłali SMS do pracodawcy Harisha - Prakasha N. Z ustaleń śledztwa wynika, że od 21 kwietnia do 20 lipca sprawcy porwania wymienili z szefem Hindusa 375 wiadomości, dwukrotnie też odtwarzali nagrane wypowiedzi porwanego. Żądania porywaczy były ogromne. Najpierw chcieli 2 milionów euro, ale kiedy zorientowali się, że takiej kwoty nie uzyskają, obniżyli żądania do 800 tysięcy dolarów. I tak była to kwota przekraczająca jakiekolwiek możliwości.
Wiadomo, że Harish Hitange przez dłuższy czas od porwania na pewno żył. Ostatnie poszlaki wskazujące na to, że Hindus był żywy, pojawiły się 14 lipca 2004 r. Negocjatorzy zadawali bowiem pytania, na które odpowiedzi znać mógł tylko Hindus i uzyskiwali odpowiedzi.
Niestety, Hindusa spotkał straszny los. Już w czasie, gdy był przetrzymywany, znaleziono trzy palce rąk należące do uprowadzonego. W poszukiwania Hitange zaangażowano ogromne siły. Nawet władze Indii ponaglały polskie służby o wzmożenie działań mających na celu odnalezienie mężczyzny.
- Ambasada Indii przekazała nam swoje zaniepokojenie w związku z niewyjaśnionym od kilku miesięcy porwaniem obywatela Indii. Prosili o zwrócenie przez polską administrację uwagi na tego typu przypadki - poinformował w sierpniu 2004 r. wicedyrektor departamentu systemu informacji MSZ Jarosław Drozd. Minęło 20 lat a w kwestii niewyjaśnienia tej sprawy niewiele się zmieniło.
Po tym, jak rozbity został gang obcinaczy palców, na jaw zaczęły wychodzić szczegóły porwania hinduskiego biznesmena. Wtedy też okazało się, że Hitange został uprowadzony… przez pomyłkę - celem tak naprawdę był jego szef lub brat szefa, którzy byli bardzo zamożni. Pech jednak chciał, że feralnego dnia to Hitange jechał autem szefa i padł ofiarą porywaczy. Bandyci nie zorientowali się, że biorą nie tego człowieka, co zamierzali, a później postawili horrendalne żądania.
W śledztwie dotyczącym uprowadzenia Hitange gangsterzy opowiadali, w jaki sposób miało dojść do uprowadzenia Hindusa. Było ono poprzedzone długimi przygotowaniami. Na spotkaniu grupy mokotowskiej jeden z bandytów miał zaproponować, żeby dwie osoby przebrały się za policjantów i zatrzymały auto biznesmena. Tak też się stało. Jak wynika z poczynionych później sądowych ustaleń, feralnego dnia Janusz M. i Krzysztof M. przebrani za policjantów mieli czekać w dostawczym aucie na drodze w Dawidach. Kiedy już zatrzymali Hitange, kazali mu wysiąść i wsiąść do auta, w którym byli - pod pretekstem policyjnej kontroli. Niczego nie spodziewający się Hindus poddał się tym poleceniom. Wtedy nadjechało drugie auto, w którym mieli przebywać Artur N., Sebastian L. i Wojciech S.
Z zeznań w śledztwie wynika, że porywacze szybko zorientowali się, że porwali nie tego człowieka co trzeba, ale obcinali mu palce, by zmusić jego pracodawcę do wypłacenia pieniędzy. Porwany miał być wożony między kilkoma posesjami, które wynajmowali mokotowscy.
Jedna z nich mieściła się we wsi Władysławów (na polecenie grupy wynająć miał ją Andrzej K., posługując się fałszywymi danymi) i Hitange miał być tam co najmniej dwukrotnie - raz wywieziono go po tym, jak gangsterzy wdali się w sprzeczkę z sąsiadami i istniało ryzyko, że pojawi się tam policja. Innym razem - gdy odnaleziono zwłoki zamordowanego przez nich innego uprowadzonego człowieka, Mariusza Mirkowskiego. To, że Hitange był w tym miejscu, jest pewne - na posesji we Władysławowie znaleziono jego ślady DNA. Miał on być też przetrzymywany w okolicach Góry Kalwarii i w mieszkaniu w Warszawie.
Z ustaleń, jakie poczynił sąd, wynika, że kontakt z porywaczami utrzymywał m.in. pracownik Biura Detektywistycznego Krzysztofa Rutkowskiego. 7 maja 2004 r. miał on otrzymać wiadomość o tym, że w pobliżu miejsca uprowadzenia Hindusa znajduje się jego odcięty palec. Wówczas nic nie znaleziono, ale 16 czerwca szef Hindusa odnalazł palec, po tym, jak wcześniej otrzymał wiadomość SMS. Kolejny palec uprowadzonego odnaleziono 18 czerwca.
Pod koniec czerwca porywacze chcieli otrzymać dotychczas zebrane pieniądze w formie okupu. Do przekazania jednak nie doszło - miał go dokonać Prakash N., pracodawca porwanego, lecz porywacze stwierdzili, że towarzyszy mu policja i zerwali kontakt. 3 lipca pod tablicą z nazwą miejscowości Brześce zostawili kolejny palec Harisha Hitange.
Dwa dni później doszło do kolejnej próby przekazania okupu, lecz skończyła się tak samo - N. został posądzony o współpracę z policją. W końcu kontakt się urwał.
Jeden z zeznających członków grupy mokotowskiej powiedział, że Hindus „został zabity, ale nie ma wiedzy przez kogo i gdzie”. Inny zeznawał, że bywał w Warszawie, w jednym z wynajmowanych mieszkań i widział tam człowieka „o śniadej twarzy, dobrze opalonego”, który miał odcięte dwa palce i był przetrzymywany w łazience. Przy okazji kolejnej wizyty ten sam człowiek miał leżeć poćwiartowany w wannie.
Mokotowskim nie udowodniono jednak zabójstwa Harisha, ponieważ jego ciało nigdy nie zostało odnalezione. Choć mówiło się, że torba ze zwłokami mogła być podrzucona na jeden z warszawskich cmentarzy do starego grobu, poszukiwania nie przyniosły rezultatu. Zapadł za to wyrok w sprawie porwania.
Wyrokiem z 12 września 2022 r. Sąd Okręgowy w Warszawie, po trwającym pięć lat procesie, skazał kilka osób za uprowadzenie Hindusa. Oskarżonego Wojciecha S. "Wojtasa" uznano za winnego tego, że:
"w okresie od 20 kwietnia 2004 r. do nie później niż 7 czerwca 2004 r. w m. Dawidy, pow. pruszkowski, woj. mazowieckiego, działając wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, wziął udział w uprowadzeniu oraz pozbawieniu wolności Harisha Hitange, a następnie zatrzymał go w charakterze zakładnika, przetrzymując na terenie posesji w m. Władysławów przy ul. [...], pow. grodziski w celu zmuszenia pracodawców w/wym. do zapłacenia okupu za jego uwolnienie w wysokości 2 mln Euro, przy czym pozbawienie wolności miało charakter długotrwały i łączyło się ze szczególnym udręczeniem, a następnie grożąc pozbawieniem życia i obcinając trzy palce pokrzywdzonemu, usiłował doprowadzić pracodawcę Praksha N. do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w wysokości 2 mln Euro lecz zamierzonego celu nie osiągnął z uwagi na niemożność zgromadzenia żądanej kwoty, przy czym czynu tego dopuścił się działając w zorganizowanej grupie przestępczej"
Winni podobnych czynów (opis w większości przypadków jest ten sam lub różni się nielicznymi słowami) zostali te Krzysztof P., Artur N., Sebastian L., Krzysztof M., Marcin N. oraz Tomasz R. Sąd w postępowaniu dowodowym ustalił, że - tu cytujemy:
Wyrok w tej sprawie jest nieprawomocny. Do sądu drugiej instancji trafiły już apelacje w tej sprawie.
Żona Harisha, Rekha, nie doczekała się uwolnienia męża. - Pokornie proszę was o uwolnienie mojego męża - apelowała do porywaczy, lecz bezskutecznie. Wyjechała z Polski i podjęła pracę w rodzimym kraju. Po dwudziestu latach od koszmaru wciąż nie zaznała sprawiedliwości: nie odnaleziono jej męża, a sprawcy nie są jeszcze prawomocnie osądzeni.