Razem z zespołem podjęliśmy świadomą decyzję o pozostaniu [w okupowanym przez Rosjan ukraińskim mieście Melitopol]. Rozumiałem, że jest to pewne zagrożenie dla mojego życia, ale nie było to tak straszne, jak opuszczenie ludzi i przeżycie reszty życia jako zdrajca. Większość mieszkańców miasta wybrała mnie na mera. Nie mogłem ich zostawić – rozumiałem, że po czymś takim już nigdy nie mógłbym wrócić do rodzinnego miasta - mówi portalowi Niezalezna.pl mer Melitopola Iwan Fiodorow, który z terenu Ukrainy kieruje okupowanym przez Rosję ukraińskim miastem.
WERSJA UKRAIŃSKA / Українська версія
Za dwa miesiące będziemy upamiętniać drugą, smutną rocznicę rozpoczęcia zakrojonej na szeroką skalę wojny Rosji z Ukrainą. Prawie od razu po 24 lutego 2022 r. miasto Melitopol znalazło się pod rosyjską okupacją. Co wówczas było dla Pana najważniejszym?
W pierwszych dniach wojny niezwykle ważna była komunikacja z mieszkańcami miasta. Codziennie prowadziłem transmisję na żywo w mediach społecznościowych i relacjonowałem bieżącą sytuację. Wróg próbował siać panikę, zapewniając, że przywódcy państwa ukraińskiego i miast uciekli. My ze swojej strony, odwrotnie, rozwijaliśmy te mity.
Mimo zagrożenia ze strony okupantów, dopóki na centralnym placu miasta powiewała ukraińska flaga, zapewnialiśmy życie miastu i pomagaliśmy ludziom. Okupanci zobaczyli opór naszych ludzi. Tysiące mieszkańców Melitopola z ukraińską symboliką codziennie wychodzili na główny plac miasta i dawali do zrozumienia najeźdźcom, że nie są tu mile widziani. Na głównej alei miasta codziennie powiewały tysiące ukraińskich flag. Zachowanie ukraińskiej państwowości w Melitopolu – to było największym ciosem dla okupantów, który ich załamywał. Im wmawiano, że będą witani kwiatami. Zaś każdego dnia wypędzano ich z naszej ziemi.
W jakich okolicznościach został Pan schwytany przez Rosjan do niewoli?
Razem z zespołem podjęliśmy świadomą decyzję o pozostaniu. Rozumiałem, że jest to pewne zagrożenie dla mojego życia, ale nie było to tak straszne, jak opuszczenie ludzi i przeżycie reszty życia jako zdrajca. Większość mieszkańców miasta wybrała mnie na mera. Nie mogłem ich zostawić – rozumiałem, że po czymś takim już nigdy nie mógłbym wrócić do rodzinnego miasta.
Więc pewnego dnia w samym środku dnia pracy uzbrojeni mężczyźni weszli do mojego biura, założyli mi torbę na głowę i siłą mnie gdzieś zabrali. W taki sposób zostałem schwytany do niewoli.
Był Pan przetrzymywany przez sześć dni. Gdzie i w jakich warunkach to się odbywało? Jak przebiegało Pana uwolnienia?
Zostałem osadzony w areszcie śledczym w mieście Melitopol. W celi, kiedy „rozmawiano” ze mną, żeby czegoś się dowiedzieć, było czasem pięciu, sześciu, lub siedmiu żołnierzy z bronią. Nie bili mnie, ale proszę mi uwierzyć, siedmiu ludzi z bronią stojących dookoła człowieka wystarczy, aby przekonująco donieść swoją rację.
Presja psychiczna była ogromna, bo w celi obok ktoś był torturowany – i słyszałem te krzyki. Dlatego sześć dni w niewoli były dość trudne. Sama wymiana [jeńców między Ukrainą a Rosją] odbyła się w w rejonie wasyliwskim [jednostka administracyjna wchodząca w skład obwodu zaporoskiego Ukrainy] na linii demarkacyjnej. Pierwsza próba wymiany zakończyła się niepowodzeniem – wozili mnie samochodem ponad siedem godzin, po czym wrócili do celi, informując, że mój kraj nie chce mnie zabrać. W celi spędziłem kolejny dzień lub półtora.
Potem była druga próba wymiany, podczas której wymieniono mnie na dziewięciu rosyjskich żołnierzy.
„Nasze dzieci są poddawane praniu mózgów przez propagandę”
Po wyjściu z niewoli był Pan jednak zmuszony opuścić Melitopol, aby nie narażać się ponownie na niebezpieczeństwo. Mimo to nadal trzyma Pan rękę na pulsie miasta. Jakie są obecnie nastroje w Melitopolu? O czym ludzie mówią i o czym milczą?
Tak, jestem doskonale zorientowany w sytuacji jaka panuje w mieście, ponieważ na co dzień komunikuję z naszymi ludźmi pozostającymi pod okupacją poprzez portale społecznościowe oraz za pośrednictwem naszych centrów pomocy humanitarnej. Nasi ludzie czekają na powrót Ukrainy.
Z kolei wróg wywiera ogromną presję – ludzie są porywani, bici, torturowani, deportowani, a nawet zabijani za swoje proukraińskie stanowisko. Nasi ludzie są zmuszeni do posiadania rosyjskich paszportów – bez nich dziś prawie niemożliwe jest uzyskanie pod okupacją wykwalifikowanej opieki medycznej, zdobycie jakiejkolwiek pracy, uczęszczanie do przedszkoli i szkół, a nawet opuszczenie okupacji.
W przedszkolach i szkołach nasze dzieci są poddawane praniu mózgu za pomocą wrogiej propagandy. Próbują zabrać młodych chłopców ze szkół i uniwersytetów do armii wroga. Bez rejestracji wojskowej nie można uzyskać rosyjskiego paszportu.
Nasi ludzie są pod okupacją, jak w więzieniu. Jednak pomimo wszystkich tortur i manipulacji ze strony Rosjan w Melitopolu istnieje silny ruch partyzancki i silny opór. Musimy wyzwolić nasze miasto. A co najważniejsze - naszych ludzi.
Obecnie Melitopol nadal znajduje się pod okupacją rosyjską, ale ukraińskie władze miasta nadal działają. Jak w praktyce realizuje Pan obowiązki burmistrza? Na czym one polegają teraz?
Po wyjściu z niewoli ja i nasz zespół pracujemy w Zaporożu [miasto w południowo-wschodniej części Ukrainy]. Pomagamy ludziom ewakuować się spod okupacji, otrzymywać pomoc finansową i odszkodowania od państwa za mienie uszkodzone lub zniszczone w wyniku działań wojennych – nawet w czasie okupacji, i to jest nasze małe zwycięstwo, bo Melitopol stał się miastem pilotażowym w realizacji tego projektu.
Niesiemy pomoc humanitarną, społeczną i medyczną emigrantom z Melitopola – w tym celu otwarto centra pomocy humanitarnej nie tylko w Zaporożu, ale także we Lwowie, Kijowie i Dnieprze. W tych ośrodkach nasi ludzie również komunikują się, uczestniczą w wydarzeniach rozrywkowych i edukacyjnych. Starannie przygotowujemy się do deokupacji miasta. Pozyskujemy i gromadzimy pomoc humanitarną, specjalistyczny sprzęt ratowniczy i sprzęt medyczny.
Prowadzimy pracę międzynarodową – w szczególności nawiązujemy braterskie i przyjazne stosunki z miastami europejskimi i amerykańskimi. Mamy już szereg umów o pomocy w odbudowie Melitopola po wyzwoleniu.
Jak szybko, Pana zdaniem, miasto odrodzi się po okupacji?
Mamy plan działań priorytetowych - jasne zadania, które mają przywrócić życie w mieście w ciągu pierwszych 30 dni. Jest to odbudowa infrastruktury krytycznej, zapewnienie ludziom pomocy humanitarnej i leków, uruchomienie przedsiębiorstw przemysłu spożywczego, uruchomienie instytucji państwowych i wszelkich usług komunalnych.
Plan ten będziemy realizować równolegle z przedstawicielami resortów siłowych, gdyż to oni przeprowadzą rozminowanie terenu i zapewnią bezpieczeństwo. Jeśli chodzi o całkowitą odbudowę miasta, ramy czasowe będą zależeć od zniszczeń i „dziedzictwa”, jakie pozostawią po sobie okupanci.
„Pojednanie ludzi jest naszym priorytetem”
A jak Pana zdaniem władze (centralne i lokalne) powinny współpracować z ludnością, która znalazła się pod okupacją, po tym jak te tereny zostaną wyzwolenie przez ukraińskie wojsko?
Pojednanie ludzi – tych, którzy opuścili tereny okupowane i tych, którzy byli zmuszeni zostać – jest jednym z priorytetowych zadań, jakie sobie stawiamy. Zostanie to rozwiązane kompleksowo. Jest to zarówno pomoc psychologiczna ludziom, jak i zjednoczenie wokół wspólnej przyszłości, i zjednoczenie wokół duchowości i kultury.
Melitopol to międzykulturowa stolica Ukrainy. Przed wojną w pokoju i harmonii żyli tu przedstawiciele ponad 100 narodowości. Jestem pewien: uda nam się pokonać nowy kryzys. A nasi ludzie będą mogli się zrozumieć i przebaczyć sobie nawzajem.
Podkreślam jednak: nie mówimy o zdrajcach. Każdy, kto współpracował i pomagał wrogowi, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności zgodnie z prawem. Po pierwsze, nasi mieszkańcy nie wybaczą im zdrady. Ponieważ podczas gdy jedni pracowali dla wroga, inni byli w niewoli za swoje stanowcze poglądy i miłość do Ojczyzny.
Na koniec chciałbym wrócić do kwestii tego, jak Melitopol przygotowywał się do wojny na dużą skalę. To ważne, by zdać sobie sprawę gdzie przeliczyliśmy się i popełniliśmy błędy, bo uniemożliwi to ich powtórzenie w przyszłości.
Od jesieni 2021 roku tworzymy obronę terytorialną. Jako samorząd musieliśmy pomóc w organizacji tego procesu. W szczególności musieliśmy przygotować lokal i stworzyć w nim komfortowe warunki. Zrobiliśmy to wszystko. Uważam, że Melitopol był jednym z najlepszych pod względem komunikacji pomiędzy władzami lokalnymi a obroną terytorialną. Zrobiliśmy wszystko, aby mogło powstać to ciało wojskowe.
Jeśli chodzi o przygotowanie miasta na dużą skalę do inwazji Rosji, takich zadań nie powierzono administracji cywilnej.
Rozmawiał Wołodymyr Buha - ukraiński dziennikarz, były wieloletni korespondent działu świat „Gazety Polskiej Codziennie”
Tłumaczyła - Olga Alehno