Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Świat

Spektakularny sukces Ukrainy w wojnie z Rosją. Były współpracownik SBU dla Nezalezna.pl

Ukraińskie drony najprawdopodobniej były importowane w małych partiach, aby w razie zatrzymania Rosjanie nie mogli ujawnić celu i przeznaczenia jednego lub więcej z tych sprzętów. A materiały wybuchowe były transportowane oddzielnie, w małych częściach i znacznie później - mówi ekspert ds. bezpieczeństwa narodowego, pracujący wcześniej w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Iwan Stupak o kulisach niedzielnego spektakularnego ataku ukraińskich dronów na rosyjskie bazy lotnictwa strategicznego.

Jak Pan ocenia operację specjalną SBU, przeprowadzoną 1 czerwca br. w Rosji? Czy mógłby Pan na podstawie własnego doświadczenia powiedzieć, jak Ukrainie udało się przeprowadzić tak skomplikowaną operację o dużym zasięgu geograficznym? Według strony ukraińskiej – trafiono ponad 40 rosyjskich samolotów.

Reklama

Wiadomo na pewno, że operacja była przygotowywana od początku 2024 roku. Jednocześnie liczba osób zaangażowanych w przygotowania na pierwszym etapie, moim zdaniem, nie przekraczała 5-7 osób. Kiedy operacja zaczęła nabierać rozpędu, oczywiste jest, że liczba osób zaangażowanych w jej realizację wzrosła, ale każda z nich była świadoma tylko swojego kierunku lub konkretnego zadania. Strona ukraińska starała się zachować wszystkie szczegóły w jak największej tajemnicy i nie angażować zbędnych osób. Pozwoliło to uzyskać efekt zaskoczenia, który jest niezwykle ważny dla osiągnięcia maksymalnych rezultatów.

Nasuwa się naturalne pytanie: dlaczego rosyjski wywiad i kontrwywiad „nie połapali się”?

Najwyraźniej nie spodziewali się, że Ukraina będzie w stanie dotrzeć do lotnisk wojskowych położonych tysiące kilometrów w głąb Rosji. Mowa o bazie Ołenia w obwodzie murmańskim [na Półwyspie Kolskim, 200 kilometrów od granicy z Finlandią i Norwegią] i bazie Biełaja w obwodzie irkuckim [oddalonej od Ukrainy o 4,5 tys. km]. Wydawało im się, że wszystko, co Ukraina może zrobić, to loty sabotażowe w promieniu 100-200 km od linii kontaktowej, a także ataki dronów na głębokość do 1000 km. Jednocześnie Ukraina podeszła do planowania i realizacji tej błyskotliwej operacji specjalnej tak kreatywnie, jak to tylko możliwe. Widzę, że autorzy pomysłu inspirowali się kinematografią, w szczególności filmem „Olimp w ogniu” [amerykański film akcji z gatunku thriller z 2013 roku]. Jest tam taki moment – gdy drony masowo startują i atakują obiekt [wroga].

Czy może Pan przypuścić, w jaki sposób i przez jaki kraj SBU dostarczyła niezbędny do ataku sprzęt na teren Rosji? Czy ukraińskie służby specjalne rzeczywiście tam pracowały, czy też zaufały swoim agentom tajnym spośród Rosjan?

Nikt nie wie na pewno, jak dokładnie to zostało wdrożone. Zakładam, że część osób jednak pracowała na terytorium Rosji. Nie mogę powiedzieć, czy byli to Ukraińcy, czy Rosjanie sympatyzujący z Ukrainą, ale niezaprzeczalnym faktem jest, że siły ukraińskie były obecne głęboko w Federacji Rosyjskiej. Ponieważ drony musiały zostać przetransportowane. Najprawdopodobniej były importowane w małych partiach, aby w razie zatrzymania Rosjanie nie mogli ujawnić celu i przeznaczenia jednego lub więcej dronów. A materiały wybuchowe były transportowane oddzielnie, w małych częściach i znacznie później. Jeśli chodzi o kraj, z którego to wszystko trafiło do Rosji, sugerowanych jest kilka opcji: Armenia, Chiny lub Kazachstan.

Szczegóły poznamy później, gdy rosyjski kontrwywiad zakończy badanie wszystkich okoliczności ataku na swoje obiekty strategiczne. Jestem pewien, że głowy polecą, gdy policzą, ile samolotów zostało straconych - zaczną zatrzymywać dowódców jednostek wojskowych i oficerów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo obiektów wojskowych. Będą też sprawdzać ewentualne kontakty rosyjskiego wojska ze stroną ukraińską. Ale niestety dla Rosjan, już niczego nie da się naprawić.

Z tego, co można teraz powiedzieć, chciałbym podkreślić wysoką jakość pracy ukraińskich sygnalistów i szczęście tych, którzy wdrożyli ten zakrojony na szeroką skalę plan. Oczywiste jest, że ukraińscy specjaliści podłączyli się do rosyjskich sieci komórkowych, aby jednocześnie, masowo i w różnych zakątkach rozległej Rosji, podnieść w niebo dziesiątki dronów. Gdyby połączenie komórkowe nie zadziałało w jakimś miejscu, wynik nie byłby tak imponujący.

Możemy śmiało powiedzieć, że wszystko zostało zrobione jak z paragrafu w przyszłym podręczniku historii – z liczbami strat, wyrządzonych szkód, osiągniętych efektów. I ten paragraf został napisany przez ukraińską służbę bezpieczeństwa.

Rozmawiał - Wołodymyr Buha.

Tłumaczenie i redakcja - Olga Alehno.
 

Źródło: Niezalezna.pl
Reklama