Polska zajmuje stanowcze stanowisko wobec rosyjskiej agresji, a także zdecydowanie opowiada się za wzmocnieniem własnej obronności oraz za wzmocnieniem transatlantyckich więzi w ramach NATO. Jednak na razie za wcześnie, by ocenić, jak będą wyglądały negocjacje, jeśli i kiedy się rozpoczną. Na chwilę obecną ani Ukraina, ani Europa nie są objęte wstępnymi rozmowami między Rosją a USA – ocenia najbliższy możliwy rozwój sytuacji wokół negocjacji pokojowych norweski dyplomata, były ambasador Królestwa Norwegii w Polsce i Rosji, były przedstawiciel kraju w NATO, Knut Hauge.
Premier Norwegii Jonas Gahr Støre wziął wczoraj udział w drugim kryzysowym spotkaniu państw europejskich zwołanym przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Polska wzięła udział w pierwszym spotkaniu w Paryżu, które odbyło się w poniedziałek. W tym wszystkim nie ukrywamy, że Polska oczekuje szczególnej roli w rozmowach negocjacyjnych ws. Ukrainy. Jak Pan, jako dyplomata z wieloletnim doświadczeniem, postrzega to stanowisko?
Polska zajmuje stanowcze stanowisko wobec rosyjskiej agresji, a także zdecydowanie opowiada się za wzmocnieniem własnej obronności oraz za wzmocnieniem transatlantyckich więzi w ramach NATO.
Jednak na razie za wcześnie, by ocenić, jak będą wyglądały negocjacje, jeśli i kiedy się rozpoczną. Na chwilę obecną ani Ukraina, ani Europa nie są objęte wstępnymi rozmowami między Rosją a USA. Osobiście mam poważne wątpliwości, czy Władimir Putin jest zainteresowany pokojem, który byłby choć trochę akceptowalny dla Kijowa. Nie wierzę też, że Donald Trump będzie w stanie wymusić jakieś rozwiązanie. Dlatego, choć można zrozumieć dążenie do odegrania szczególnej roli, nie sądzę, aby na tym etapie można było powiedzieć, czy jest to realistyczne. Moim zdaniem najlepszym sposobem na pójście naprzód byłaby dalsza aktywna praca w ramach konsultacji, które obecnie toczą się w Europie i dalsze silne wsparcie dla Ukrainy.
Tymczasem w pierwszej dekadzie XXI wieku był Pan ambasadorem Norwegii najpierw w Polsce, a potem w Rosji. Jak Pan ocenia z perspektywy lat to swoje dyplomatyczne doświadczenie?
Tak, byłem szefem placówki dyplomatycznej Królestwa Norwegii w Warszawie w latach 2005-2008, a następnie przez pięć lat (2008-2013) reprezentowałem swój kraj w Rosji. Później, w latach 2014-2018, kiedy byłem ambasadorem Norwegii przy NATO, świadomie pracowaliśmy nad rozwojem współpracy z Polską w ramach Sojuszu, bo najwyraźniej mieliśmy te same interesy, zwłaszcza po pierwszej agresji Rosji na Ukrainę w 2014 r. Stosunki Norwegii z Polską rozwijały się dynamicznie. Nasze kraje nadal mają potencjał rozszerzenia współpracy. Premier Norwegii Jonas Gahr Støre powiedział [w jednym z swoich publicznych wystąpień], że Polska zajmuje szczególne miejsce w naszej polityce zagranicznej. Przebyliśmy długą drogę od czasów, gdy byłem ambasadorem w Polsce, do dziś.
[pomoc:https://niezalezna.pl/swiat/byly-szef-nato-dla-niezalezna-pl-czy-rosja-uzyje-broni-jadrowej-nie-widze-takiej-mozliwosci/536769]
Jeśli spojrzy Pan z dzisiejszej perspektywy na ten okres w swojej kariery, gdy był Pan ambasadorem w Rosji. Czy dostrzega Pan jakiś konkretny moment, w którym stosunki między Norwegią/Polską z jednej strony a Rosją z drugiej strony uległy katastrofalnemu pogorszeniu?
Jeśli chodzi o nasze stosunki z Rosją, to na myśl mi przychodzi przede wszystkim rok 2000, kiedy do władzy na Kremlu doszedł Putin. Być może my powinniśmy byli wcześniej zdać sobie sprawę z konsekwencji tego zjawiska. Ale nie powiedziałbym, że gdy pełniłem funkcję ambasadora w Rosji, stosunki między Norwegią a Rosją były napięte.
Jednak rok 2014, wraz z okupacją Krymu, okazał się wielkim szokiem, również dla Norwegów. Pamiętam dobrze ten moment, ponieważ byłem obecny na zamkniętych spotkaniach z przedstawicielami Norwegii i norweskiego rządu, kiedy to się wydarzyło. Szok był ogromny. Nie oznaczało to zerwania stosunków z Rosją. Prawie żaden kraj tego wówczas nie zrobił. Potem pomyśleliśmy, że możemy jeszcze coś uratować, zbudować jakieś relacje z putinowską Rosją. Choć w rzeczywistości taka możliwość nigdy nie istniała. Po pełnoskalowym ataku na Ukrainę w 2022 roku nie miałem już co do tego żadnych wątpliwości.
Właśnie jesteśmy w momencie, gdy mija trzy lata od momentu agresji Rosji w Ukrainie na szeroką skalę. Czy uważa Pan, że nastawienie Zachodu do Rosji zmieniło się na długo?
Myślę, że tak. Rosję zmieniły rządy reżimu Putina. Oznacza to, że w najbliższej przyszłości stosunki raczej nie ulegną poprawie, jeśli nie zmienimy kierunku, w jakim podąża putinowska Rosja. Nie da się utrzymywać normalnych stosunków z agresywną, imperialistyczną dyktaturą, jaką jest Rosja. To jest niemożliwe.
Czy hipoteza, że kolektywny Zachód boi się Rosji jest słuszna?
Nie sądzę, żebyśmy się bali. Nie jestem jednak pewien, czy w pełni zdajemy sobie sprawę, jakie zagrożenie stanowi obecnie Rosja. I myślę, że nie do końca zdajemy sobie sprawę, co się za tym kryje. Mam na myśli moment, gdy Putin powiedział, że chce przywrócić Rosji status wielkiego mocarstwa. Wtedy nie do końca rozumieliśmy, co to oznacza. Ale teraz widzimy to na przykładzie agresji w Ukrainie. Czyli demonstracyjna odpowiedź na nieprzyjęte ultimatum, jakie Rosja wysłała Zachodowi przed inwazją. Przypomnę, że Stany Zjednoczone otrzymały wówczas tzw. propozycje, które w rzeczywistości były ultimatum. Kreml jasno dał do zrozumienia, że chce zmienić europejski porządek bezpieczeństwa na korzyść Rosji. Zaś to, oczywiście, jest zupełnie niemożliwe. Uważam więc, że powściągliwa i chłodna postawa Zachodu wobec Rosji okaże się trwała.