Ewa Kopacz w Radiu Zet została pytana o refleksje po sześciu latach od katastrofy smoleńskiej. Rozmowa dotyczyła tematu ekshumacji, które teraz na potrzeby śledztwa przeprowadza prokuratura.
Jednak jak wiemy, ciała ofiar w trumnach zamieniono. Wiele rodzin nie wie czy w grobach, które odwiedzają, leżą ich bliscy.Mam takie wrażenie, że w imię interesów politycznych funduje im się właśnie to ponowne przeżywanie tych ciężkich chwil.
Prowadzący bezskutecznie domagał się odpowiedzi na proste pytanie. Nie ustawał w trudach:K.P. : Ale nie uważa pani, że trzeba było wtedy otwierać w Polsce trumny, albo tam w Moskwie zrobić polskie sekcje z polskimi protokołami i z pełną dokumentacją, która by dzisiaj nie budziła tak wielu wątpliwości prokuratorskich.
E. K. : Po sześciu latach wszyscy mądrzy teraz będą, jedni będą szukać pretekstu do tego żeby udowadniać tezy tego wydarzenia i będą próbowali.
K. P. : Ale pytam właśnie o tę mądrość po sześciu latach.
E. K. : Będą udawali, że trzeba było postępować inaczej i tylko dlatego żeby ugrać na tym politycznie. Inni będą wyciągać z tego wnioski. Będą też mówić, że nikt w Polsce, nikt, a sądzę, że i na świecie, w normalnym kraju, nikt nie jest przygotowany na taką tragedię. Jeśli ktoś chce mi powiedzieć, że jest jakiś kraj w tej chwili…
K. P. : Pani premier, ale czy pani mądrość po sześciu latach podpowiada, że to trzeba było zrobić inaczej wtedy?
E. K. : Ja, jeśli mogłabym ocenić swoją rolę, bo ja tam byłam w charakterze osoby, która opiekowała się…
K. P. : Proszę ocenić swoją rolę, jak też rolę państwa polskiego.
E. K. : opiekowała się przede wszystkim rodzinami. Więc jeśli opiekowałam się rodzinami, to starałam się to w dobrej wierze robić i najlepiej, jak potrafię. I proszę mi wierzyć, że wcale nie było łatwo, ponieważ docieranie do ludzi, którzy są skoncentrowani na tej wielkiej rozpaczy, do której mieli prawo, tam była ponad setka ludzi, tam były również dorastające dzieci, niekiedy bardzo młodzi ludzie i osoby wiekowe, które oprócz tego, że cierpiały, przeżywały swoje somatyczne schorzenia. Tam było mnóstwo nadciśnienia, tam były osoby, którym cukier podskakiwał bardzo wysoko, trzeba było zdecydowanie reagować. Stąd opieka medyczna, którą mieli, stąd opieka taka logistyczna, łącznie z transportem to zostało zapewnione. I z tego proszę mnie rozliczać. Jeśli dzisiaj ktokolwiek ma jakiekolwiek wątpliwości, to chcę panu powiedzieć, że po powrocie z Moskwy wtedy dostaliśmy naprawdę do ministerstwa wiele podziękowań od osób, które wtedy tam były. Dzisiaj trochę inaczej o tym mówią, a to zastanawiające, bo ja zastanawiam się to za co wtedy dostawaliśmy kwiaty i podziękowania za pomoc.
Konrad Piasecki zrezygnował. Zaczął przedstawiać pytania od słuchaczy.K. P. : Pani premier, ja rozumiem, to co pani mówi, o pani roli, że wtedy pani skupiła się na pomocy rodzinom, ale pytanie jest inne. I zadają je również słuchacze. Czy patrząc dziś na ekshumacje nie ma pani poczucia, że w kwietniu 2010 roku nie wszystko zostało zrobione jak należy. Pytam o taką refleksję, która oby nigdy nam się nie przydała na przyszłość, ale być może ma pani taką refleksję, że może właśnie było za dużo emocji, a za mało takiego analitycznego chłodu, którym gdzieś, ktoś jakieś służby powinny się wykazać?
E. K. : Wie pan, gdyby w tym nagromadzeniu tego nieszczęścia ludzie byli cynikami i biurokratami, a przecież wiadomo, że pewne rzeczy trzeba regulować również ustawowo może trzeba przejrzeć te przepisy, które dotyczą takich sytuacji i je modyfikować na tyle, żeby być zabezpieczonym. Na rok 2010 nie było takiej możliwości. Wszyscy w dobrej wierze reagowali na to, co się wydarzyło i nie licytowałabym się, który obóz polityczny bardziej to przeżywał prawda…
K. P. : Dlatego nie chodzi mi o licytację, ja chcę refleksji.
E. K. : …Pan pamięta te pierwsze momenty, te starania i rządu i służb wszystkich możliwych i porządkowych i tych które pomagały w organizowaniu tych pogrzebów i pochówków. Jestem przekonana, że nie było ani jednej osoby, która wtedy gdzieś tam w tyle głowy mówiła, że może coś na tym można zyskać, politycznie oczywiście. Więc dzisiaj może warto, jak pan twierdzi przejrzeć te przepisy, które by rysowały takie scenariusze i regulowały tak, jak powinniśmy się w takiej sytuacji zachowywać. Na ten czas, na 2010 na 10 kwietnia nikt nie miał takiego scenariusza.
K. P. : Oczywiście że nie miał, i dlatego pytam, czy również po pani doświadczeniach premierowskich, po przeżyciu ileś tam lat w polityce, na szczytach władzy nie myśli sobie pani, że wtedy jednak właśnie państwo polskie nadto było żałobne, emocjonalne, a za mało takie wypełniające sztywno procedury?
E. K. : Wie pan, żałobne i emocjonalne to znaczy też szczere w tym wszystkim, szczere do bólu. Rzeczywiście nie było tam wyrachowania, a szczery żali chęć jeśli tylko i wyłącznie tą chęcią zaszkodziliśmy w jakkolwiek sposób, ale chęć pomocy każdemu, kto o taką pomoc poprosił, albo chęć zorganizowania i ułatwienia życia w tych pierwszych dniach po tej katastrofie wszystkim tym, którzy na tej katastrofie ucierpieli, mówię o najbliższych, więc ja dzisiaj nie zarzucałabym komukolwiek, że emocjonalność, wrażliwość wtedy była wadą a nie zaletą.
K. P. : Pani premier, ale odkładając te emocje na bok. Należało zrobić wtedy w Polsce sekcje zwłok, należało otworzyć trumny? Czy pani uważa dzisiaj, że nie należało.
E. K. : Proszę pewnie pytać o to służby, które za to odpowiadały, wtedy kiedy te trumny trafiły tu i o prawo, które wtedy obowiązywało, czy rzeczywiście to prawo pozwalało dokonać otwarcia tych trumien.
K. P. : Gdyby było trzeba to prawo można by było zmienić w ciągu dwóch godzin.
E. K. : Też tak uważam, ale mówię, nikt nie miał gotowego scenariusza napisanego.
K. P. : Dlatego pytam o scenariusz post factum pisany, a nie de facto
E. K. : Post factum dzisiaj rządzi większość parlamentarna PiS-u i jeśli dzisiaj ta większość parlamentarna, która w sposób ewidentnie już niewrażliwy, ale mało wrażliwy i cyniczny korzysta na tym nieszczęściu i gra niekiedy na nieszczęściu tych ludzi, niech się zastanowi co zamiast tej gry politycznej i kalkulowaniu w słupkach sondażowych im rośnie, co można zrobić, by do takich sytuacji w późniejszym czasie czy kiedykolwiek, oby do nich nie doszło, ale gdyby doszło, żeby była instrukcja, która pozwala zachować się perfekcyjnie od pierwszych minut.
Ewa Kopacz starała się tłumaczyć, że przecież 500 + jest nie dla wszystkich dzieci. I argumentowała, że rodziny najpierw chcą mieć dom, dobrą pracę i dopiero potem decydują się na dziecko. I że to właśnie decyzja o pierwszym dziecku jest najtrudniejsza. Zapewne chciała usłyszeć potwierdzenie ze strony redaktora, i zagadnęła:Oni to co obiecali faktycznie dają, a wy patrzycie i mam wrażenie, że zazdrościcie – stwierdził prowadzący.
Pewnie pan sobie też przypomina, jak decydował się na pierwsze dziecko, też pan pewnie myślał o tym? – zagadnęła Kopacz.
Zdradzę pani i słuchaczom, że nie byłem takim kunktatorem. Miałem pierwsze dziecko mieszkając na 18 metrach kwadratowych – odpowiedział prowadzący.
18… swoich własnych – dopytywała Kopacz.
Nie, wynajmowanych – dodał.