Wielka mowa sędziego Zbigniewa Kapińskiego, prezesa Izby Karnej Sądu Najwyższego, stała się w Polsce takim przebojem, bo ów sędzia prawidłowo posługiwał się językiem polskim, stosował rozróżnienia, oddzielał cywilizacje, dokonywał właściwych porównań. Próby rozchwiania systemu prawa zostały przez niego ukazane w jaskrawym świetle. Poraziło ono niektórych zwolenników obozu władzy.
Prawo nie jest wymysłem człowieka. Jest rodzajem mocnej podpory, by chodząc po ziemi, nie potykał się i nie łamał sobie nóg.
Czym jest dzisiejsza walka polskiej prawicy – a także znacznej części prawników, w tym ludzi różnych opcji – o zachowanie praworządności? Praworządność to takie ułożenie zasad życia społecznego – i wynikających z nich aktów prawnych – by w państwie mógł być chroniony podstawowy porządek. Zasady te wynikają z przesłanki obiektywnej, z prawa naturalnego. Ich egzekwowanie wymaga zdrowego rozsądku.
Dziś widać lepiej niż kiedykolwiek, że aby utrzymać w państwie elementarny ład moralny, trzeba także znać znaczenia słów, umieć posługiwać się językiem. Języki prawny i prawniczy nie są jakimś hermetycznym narzeczem, ale prawidłowym językiem polskim, gdzie czynom (lub słowom) człowieka przypisana jest moralna treść.
Jednak człowiek zniewolony ma zawsze problem ze zrozumieniem znaczenia słów i pojęć. Niewolnik, tak samo jak wyrafinowany myśliciel popadający w niewolnictwo jakiejś wykoncypowanej idei, nigdy nie będzie zdolny do prawidłowego używania słów i pojęć. Zawsze będzie mówił niejasno i mętnie, będzie zaprzeczał logice i zdrowemu rozsądkowi. Będzie posługiwał się bełkotem. Takim bełkotliwym pojęciem, wewnętrznie sprzecznym i pozbawionym treści jest „demokracja walcząca”.
Gdy nowomowa zaciera znaczenia słów, nie może egzystować żaden system prawny. „Prawo jak my je rozumiemy” nie jest żadnym prawem, tylko czyjąś fantazją, wymysłem ludzi, którzy w istocie kwestionują samą potrzebę istnienia prawa, deklarują likwidację praworządności.
Dziś Polska jest traktowana przez establishment europejski ze szczególną uwagą jako laboratorium walki z narastającą kontestacją liberalnej oligarchii, co przypomniał Bronisław Wildstein. Liberalna demokracja, którą ta oligarchia faworyzuje, jest podobna do komunizmu. Tak samo jak on ostentacyjnie łamie prawo i wymyśla własne „prawa”, arbitralne, nielogiczne, krzywdzące człowieka. Naginanie praworządności w Polsce, zastraszanie i represje wobec ludzi, którym nie jest się w stanie udowodnić winy, to test europejskiej politycznej mafii na to, jak daleko mogą pozwolić sobie lewicowi liberałowie, podszyci Marksem i Leninem, w niszczeniu i eliminowaniu prawicowych konkurentów do władzy – na ile społeczeństwo im pozwoli, okaże się bezsilne lub leniwe. Będzie to wskaźnik dla innych krajów. Ten eksperyment zawodowych manipulatorów obarczony jest jednak ryzykiem, o czym oni dobrze wiedzą, że skompromituje ich ostatecznie.
Rozdzielenie władzy politycznej i sądowniczej, czyli niezawisłość sędziów, jest jednym z podstawowych kryteriów cywilizacji łacińskiej. To nie jest rzecz dotycząca tylko ustroju państwa, ale faktyczny warunek trwania cywilizacji, która nas jako państwo stworzyła.
Kto pyta dziś spadkobierców tej cywilizacji, jakimi jako Polacy jesteśmy, czy życzą sobie zamienienia jej na inną, niższą, prymitywniejszą, w istocie skierowaną przeciwko człowiekowi? Cywilizacyjny regres ma odbywać się dziś pod idiotycznym hasłem „demokracji walczącej”. Jest ono, na tle całego dorobku cywilizacyjno-ustrojowego Polski, groteskowe, karykaturalne, niedorzeczne. Ten regres jest już także dobrze widoczny w działaniach wobec przedstawicieli opozycji, posłów znienawidzonej partii, duchowieństwa, prezydenta RP, a także – w tym wypadku w braku działań – wobec rzeszy Polaków będących ofiarami powodzi.
Jest czymś logicznym, że jeśli uznaje się prawdę, historyczną, ale przede wszystkim metafizyczną, można właściwie ocenić zarówno samego siebie, jak i innych ludzi. Stosunki z innymi oparte na prawdzie nie mogą być nacechowane zemstą, przemocą, kłamstwem, bo człowiek przeczyłby sobie i popadał w schizofrenię. Gilbert K. Chesterton mówił, że chrześcijaństwo „świadomie rozszerza swoje granice, by objąć każdy aspekt prawdy, a mimo to jest sztywno ufortyfikowane przeciwko wszystkim odmianom błędu”.
Niestety, nasi biskupi rzadko dziś potrafią wypowiadać się jasno w kwestii dobra i zła, bez nieustannych przerywników „tak, ale…”, czego najlepszym przykładem jest milczenie w sprawie przetrzymywania w więzieniu ks. Michała Olszewskiego. Ich milczenie na temat tej jaskrawej niesprawiedliwości (grzechu, mówiąc językiem religijnym, a zarazem przestępstwa – stosując kategorie prawnicze) jest w istocie przyznaniem się, że Kościół posoborowy zatracił zdolność rozróżniania rzeczy, a co za tym idzie – upominania się o sprawiedliwość i piętnowania w sposób jednoznaczny drastycznego moralnego zła.
Nie żyjemy w próżni, jesteśmy osadzeni w historii. A historia naszego państwa jawnie przeczy temu, co dziś próbuje się z naszego państwa uczynić. Ta próba jest skazana na druzgocącą klęskę.
„Pierwszym skutkiem niewiary w Boga jest utrata zdrowego rozsądku – przypomina Chesterton – i niemożliwość postrzegania rzeczy takimi, jakimi są. Wszystko, o czym ktoś mówi i twierdzi, że to prawda, rozciąga się wtedy w nieskończoność jak panorama w sennym koszmarze. A to pies jest omenem, a to kot zagadką, świnia talizmanem, żuk skarabeuszem, przez co wzywa się całą politeistyczną menażerię Egiptu i starożytnych Indii i wszystkie święte, ryczące byki z Bashan. Powrót do zwierzęcych bogów początku, ucieczka w słonie, węże i krokodyle – a wszystko dlatego, że boicie się czterech słów: »I Bóg stworzył człowieka«”.
Nienawiść, obrzydzenie do przeciwników politycznych, perwersyjna chęć zaszkodzenia człowiekowi ciężko choremu, który jest przez rządzących przekreślony politycznie, tortury wobec kapłana katolickiego – to wszystko znaki, które nieomylnie pokazują, w jakim metafizycznym świecie poruszają się zwolennicy „demokracji walczącej” i „prawa jak my je rozumiemy”.
Podstawy liberalizmu są jednak zbyt wątłe, by człowiek, który czyni prawidłowy użytek ze swego rozumu, mógł im ulec. Konkretny porządek naturalny jest czymś obiektywnym, ustalonym przez Stwórcę – nie tylko dla człowieka – dla całej natury. Ład prawny, praworządność oparte muszą być na fundamencie cywilizacyjnym, na podstawowym rozróżnieniu dobra od zła, prawdy i kłamstwa, oszustwa i uczciwości. Niezmienne prawa zapisane są w samej naturze rzeczy i w naturze człowieka; istnieją niezależnie od naszej woli. Prawa i trwałe zależności pomiędzy rzeczami nie są i nie były nigdy tworzone przez uczonych, ale odkrywane przez nich. Dzisiejsi stratedzy kierunku, w jakim ma podążać Polska, usiłują zastąpić je doraźnie kleconymi hasełkami i nieudolnym, – jak te podejmowane wobec klęski powodzi – decyzjami.
Dziwna jest ich naiwność i dziwne są ich rachuby. Dziwna niefrasobliwość i ślepota ludzi, którzy nie widzą, że to wszystko obróci się – tak jak widać już dziś, dzięki stałemu skutecznemu oporowi środowiska prawniczego – przeciw nim samym.