Politycy z Wielkiej Brytanii pracują nad prawem, które całkowicie zakazywałoby produkcji futer oraz ich importu z innych krajów. Natomiast w Polsce przygotowana przez PiS „piątka dla zwierząt” wywołała protesty oraz niewielki kryzys polityczny. Nasza redakcja zwróciła się do parlamentarzystów z pytaniem, czy przepisy, które wdrażane są na Wyspach mogłyby w przyszłości zaistnieć także w Polsce.
Jak już informowaliśmy na naszych łamach, sekretarz środowiska Wielkiej Brytanii George Eustice zasugerował, że handel futrami i ich import zostaną najprawdopodobniej całkowicie zabronione na Wyspach. Przypomnijmy, że już od 2002 r. obowiązuje tam zakaz hodowli zwierząt futerkowych i produkcji futer.
O możliwość wprowadzenia podobnego scenariusza w Polsce spytaliśmy polityków z różnych ugrupowań.
- Moim zdaniem branża futerkowa powoli sama schodzi z rynku. Moda na fura jest marginalna, co widać na ulicach Polski i innych stolic europejskich. Zapewne za kilkanaście lat ten przemysł odejdzie w niepamięć - powiedział nam Jan Duda, poseł PiS i członek sejmowej komisji rolnictwa.
W podobnym tonie wypowiada się przedstawiciel Koalicji Obywatelskiej Ryszard Wilczyński, także członek sejmowej komisji rolnictwa.
- Branża futerkowa jest zamykana we wszystkich krajach. Tu została przywołana Wielka Brytania, ale wiemy, że także m.in. w Danii planowane są podobne rozwiązania. Należy założyć, że ta branża zostanie wygaszona, dlatego że produkowała dobra, z którymi spokojnie jako cywilizacja możemy się obejść. Nie musimy zabijać zwierząt, aby się ogrzać, albo mieć odzież. Dodatkowo dochodzą kwestie sanitarne i uciążliwości, jakie są stwarza sąsiedztwo fermy zwierząt futerkowych
- zauważa poseł Wilczyński.
Podkreśla, że „z punktu widzenia interesu ogólnospołecznego należy tę branżę zamknąć”.
- Natomiast trzeba stworzyć warunki do konwersji, aby ludzie, którzy zajmowali się tą dziedziną aktywności gospodarczej hodowlanej, mogli przekształcić swoje biznesy. Państwo nie może zaskakiwać przedsiębiorców przepisami tworzonymi ad hoc. Trzeba dać im czas, możliwości i narzędzia, aby zreorganizować swoje firmy
- podkreśla przedstawiciel KO.
Zgoła odmienne zdanie na temat wygaszania branży futerkowej jest poseł Konfederacji Dobromir Sośnierz.
- Znając życie to prędzej, czy później takie rzeczy importujemy z Zachodu, ponieważ mamy swojego rodzaju kompleks niższości i uważamy się za obywateli Europy gorszej kategorii. Obserwujemy tylko co wyczyniają na Zachodzie i następnie powielamy to u siebie, zarówno te mądre rzeczy i jak i niestety głupoty. Obawiam się, że tego typu przepisy mogą kiedyś pojawić się w polskim prawie,a związane jest to z przemianami cywilizacyjnymi. Na razie możemy się cieszyć, że tzw. „Piątka dla zwierząt” została zahamowana - mówi nam poseł Sośnierz.
Pomysł, nad którym pracują politycy z Wysp nie przekonuje także posła Norberta Kaczmarczyka z Solidarnej Polski, która jest częścią Zjednoczonej Prawicy.
- Jeżeli mamy wchodzić w gospodarkę wolnorynkową i wspierać poszczególne sektory jako państwo, to w żadnym wypadku nie można wprowadzać tego typu zakazów. Jeżeli ludzie będą odchodzić od noszenia futer, to nie potrzeba do tego zakazu. Ja jestem przeciwnikiem integracji w wolny rynek, ponieważ przyczynia się to do różnych trudności w rolnictwie, co było widać przy pracach nad „Piątką dla zwierząt”
- uważa poseł Kaczmarczyk.
O komentarz do całej sytuacji poprosiliśmy także przedstawiciela Lewicy Dariusza Standerskiego.
- Lewica ma w swoim programie wycofanie się z hodowli zwierząt na futra do roku 2023. Bierzemy pod uwagę dobro zwierząt, ale musimy też baczyć na interes hodowców. Przedsiębiorcy nie mogą być zaskakiwani nagłą zmianą przepisów. Opracowujemy nasze propozycje legislacyjne w tym zakresie i będziemy je przedstawiać
- powiedział poseł Standerski.