Kilka dni temu pojawiły się alarmujące doniesienia dotyczące Funduszu Sprawiedliwości. Wirtualna Polska ujawniła, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie zdążyło rozstrzygnąć konkursu, co spowoduje, że ofiary przestępstw nie otrzymają wsparcia. Rzeczpospolita podała, że ministerstwo do oceny wniosków formalnych zatrudniło dodatkowych dziesięciu urzędników, a do oceny merytorycznej wniosków - zewnętrzną firmę z Warszawy.
Co więcej, firma ta zwróciła się do pani Karoliny - która przesiedziała w areszcie kilka miesięcy na wniosek prokuratury w związku ze śledztwem dot. Funduszu Sprawiedliwości - z ofertą pracy, polegającej na… merytorycznej ocenie wniosków w ramach FS.
Mec. Skwarzyński: Urzędnicy mogą wpaść w decyzyjną inercję
Chaos wokół Funduszu i działania kierownictwa Ministerstwa Sprawiedliwości skomentował dla niezalezna.pl mec. Michał Skwarzyński.
- Przyznanie i wydatkowanie tych środków to byłaby po prostu realizacja istniejących umów. W tym wariancie nie byłoby potrzeby organizowania know-how, dodatkowych etatów… Toczyłoby się to dalej - przyznał na początek.
Odnosząc się do wynajęcie zewnętrznej firmy, poddał pod rozwagę:
„niewykluczone, że zamierzano dać środki tylko „swoim”, niemerytorycznie, ale wyłożyli się na kwestiach formalnych i merytorycznych oceny wniosków, bo nie potrafią tego robić. Dlatego pojawiła się zewnętrzna firma, której zlecono proces oceny wniosków, czyli de facto rozdysponowania środków”.
- Ta firma zaczęła poszukiwać merytorycznych ludzi, którzy potrafią to robić i tak trafili do pani Karoliny. Tej samej pani Karoliny, która ma zarzuty za rozdysponowywanie pieniędzy jako urzędnik w Funduszu Sprawiedliwości. Teraz miałaby robić to samo na rzecz prywatnej firmy i wszystko miałoby być w porządku - porównał.
Przyznał, że „obstrukcji wewnątrz ministerstwa mogą też dokonywać urzędnicy”.
- To z obawy przed tym, że będą w przyszłości odpowiadać karnie. Widzą, co przez miesiące działo się z panią Karoliną i panią Urszulą, które nie popełniły żadnego przestępstwa. Bojąc się ewentualnych zarzutów w przyszłości, urzędnicy mogą wpaść w zjawisko inercji decyzyjnej. Mogą nie podejmować decyzji, spychać je na kogoś innego, przedłużać itd. - zauważył.
"Chcą przejąć te pieniądze"
- Skoro nie rozwiązali problemu tej inercji decyzyjnej wśród urzędników, ani problemu wydatkowania tych środków to moim zdaniem robią to specjalnie, bo chcą te pieniądze przejąć - ocenił.
I dalej: „uważam, że możliwy jest sabotaż wydatkowania środków z Funduszu Sprawiedliwości. Po to, by jakimś dekretem Waldemara Żurka zwrócić pieniądze do skarbu państwa i zasypać nimi dziurę w Narodowym Funduszu Zdrowia. Dlatego nie chcą wydać tych środków, by ratować swoją sytuację ekonomiczną”.
- Uważam, że celowo dokonali sabotażu wydatkowania środków, by te pieniądze przejąć do budżetu. Prawdopodobnie jednak wszystkie organizacje lewicowe, skupione wokół obecnej koalicji, naciskały, że chcą te pieniądze. Stąd - nie mając wiedzy - wynajęto prywatną firmę, która ma to rozdysponować. Ale tylko swoim - powtórzył.
Pytany o legalność takiego działania, odparł:
„przejęcie takich środków oczywiście byłoby nielegalne - musieliby zmienić ustawę. Cóż szkodzi jednak napisać „dekret”. Minister Żurek napisze rozporządzenie, żeby przelać pieniądze z Funduszu Sprawiedliwości na rachunek Ministerstwa Finansów. Prokuratura i sądy upolitycznione - kto to będzie ścigać?”.