Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Ks. Blachnicki „był na radarze” sowieckich służb. Woyciechowski: W operację „Yon” był zaangażowany agent KGB

Ks. Blachnicki zmarł nagle w Carlsbergu 27 lutego 1987 r. Wówczas jako przyczynę śmierci wskazano zator płucny. Dziś jednak nie ma już żadnych wątpliwości, że kapłan został zamordowany. W otoczeniu księdza działało także co najmniej dwoje agentów wywiadu komunistycznego. Byli nimi Jolanta i Andrzej Gontarczykowie. Tuż przed śmiercią kapłan rozmawiał z małżeństwem. Następnie Gontarczykowie zostali ewakuowani z pomocą wywiadu cywilnego PRL, ale cała operacja była znacznie bardziej skomplikowana i zaangażowane były w nią także inne służby. „Najprawdopodobniej w operację „Yon” były zaangażowane także służby z NRD i wysoko postawiony agent KGB w niemieckim kontrwywiadzie” - mówi politolog, publicysta i ekspert ds. służb specjalnych Piotr Woyciechowski.

fot. Filip Blazejowski/Gazeta Polska

Działających w otoczeniu ks. Blachnickiego agentów wywiadu komunistycznego ulokowano w bezpośrednim otoczeniu kapłana. Małżeństwo Gontarczyków zostało przerzucone przez służby specjalne PRL do RFN w 1982 r. Dwa lata później nawiązali współpracę z ośrodkiem w Carlsbergu i z samym ks. Blachnickim. Szybko zyskali jego zaufanie i stali się bliskimi współpracownikami. W rzeczywistości jednak mieli oni za zadanie inwigilację polskich środowisk opozycyjnych i katolickich w RFN.

Pytany o to, kto mógł stać za zabójstwem dokonanym na ks. Franciszku Blachnickim oraz czy znamy znamy wykonawców i mocodawców tej zbrodni, Piotr Woyciechowski w rozmowie z Polską Agencją Prasową zwraca uwagę, że Wydział XI Departamentu I MSW posiadał know-how mordowania przeciwników systemu komunistycznego np. przez podanie toksycznych substancji.

Podejrzewany jest o to szpiegowski duet Jolanty (obecnie: Lange) i Andrzeja Gontarczyków, którzy w dokumentach SB funkcjonowali pod pseudonimami "Panna" i "Yon". Zostali oni wytypowani, przeszkoleni i przerzuceni w 1982 r. przez wywiad komunistyczny PRL na teren RFN. Przeznaczono ich do działań opresyjnych i rozpracowania przebywającego na emigracji w Carlsbergu (RFN), prowadzącego tam ośrodek "Marianum" - ks. Franciszka Blachnickiego. W latach 1984-87 współpracowali z księdzem. W kwietniu 1988 r. - ponad rok po zabójstwie zostali ewakuowani z RFN z pomocą i udziałem wywiadu PRL.

– stwierdza ekspert ds. służb specjalnych.

To nie jedyne tropy w tej sprawie. Woyciechowski wyjaśnia, że podejrzewani są także oficerowie prowadzący i nadzorujący operację wywiadowczą pod kryptonimem „Yon”.

Formułowali oni zadania, kontrolowali ich wykonanie i mieli wiedzę pośrednią lub bezpośrednią o morderstwie dokonanym na ks. Blachnickim. Początkowo był to naczelnik Wydziału XI Departamentu I (wywiad) Henryk Bosak i jego zastępca Henryk Wróblewicz (obaj nie żyją), a także pierwsi oficerowie prowadzący małżeństwo Gontarczyków – mjr Robert Grochal i mjr Waldemar Mędzelewski. W 1985 r. po zabójstwie ks. Popiełuszki Bosaka zastąpił płk Aleksander Makowski - bardzo ważna postać dla SB, potem dla służb specjalnych III RP - Urzędu Ochrony Państwa (UOP), a następnie Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI). Mówimy o oficerach bezpieki oraz agenturze, którzy wiedzieli lub mogli wiedzieć, albo uczestniczyli w planowaniu zgładzenia księdza Franciszka Blachnickiego.

– wyjaśnia ekspert.

Trucizna i skrytobójstwo - sowieckie metody stosowane od lat

Piotr Woyciechowski przypomina, że oficerowie SB - Wróblewicz i Bosak przygotowywali w początku lat 80. operację o kryptonimie "Wida", mającą na celu zgładzenie Piotra Jeglińskiego – działacza antykomunistycznego przebywającego na emigracji w Paryżu. 

Historię tę opisał dr Witold Bagieński w naszej wspólnej książce "Konfidenci" (2015). Francuski kontrwywiad zdekonspirował akcję i zapobiegł zabiciu Jeglińskiego. Jak widzimy, Wydział XI Departamentu I MSW posiadał know-how mordowania przeciwników systemu komunistycznego np. przez podanie toksycznych substancji. To właśnie na tym wydziale, najprawdopodobniej spoczywa odpowiedzialność za śmierć ks. Blachnickiego. Nadal żyje płk. Aleksander Makowski, w Markach pod Warszawą mieszka Jolanta Lange, w Łodzi - jej były mąż, Andrzej Gontarczyk.

– mówi Piotr Woyciechowski..

Pytany o to, czy służby PRL często stosowały truciznę podczas likwidacji przeciwników politycznych ekspert ds. służb specjalnych wyjaśnia, że trucizna i w ogóle skrytobójstwo to metoda stosowana przez służby sowieckie od wielu lat. 

Zarówno w okresie istnienia KGB, jak i obecnych służb rosyjskich funkcjonowało i działa zapewne do dziś laboratorium, które opracowywało receptury trucizn obojętnych, a więc trudnych do wykrycia, a jednocześnie - zabójczo skutecznych. To substancje bez zapachu i smaku, szybko działające i trudne do wykrycia w ciele ofiar. Przypadki Skripala i Litwinienki potwierdzają, że są używane trucizny opierające się na substancjach radioaktywnych. Trucizny stosowały także służby specjalne PRL.

– tłumaczy.

Woyciechowski przyznaje, że dziś trudno dokładnie oszacować, ilu agentów służb PRL funkcjonowało na terenie RFN i Berlina Zachodniego w latach osiemdziesiątych, ale jego zdaniem możemy mówić raczej o tysiącach niż setkach. 

Werbunkowi przez wywiad cywilny i wojskowy PRL sprzyjała akcja łączenia rodzin. Obywatele PRL, którzy urodzili się w granicach Niemiec (III Rzeszy) z 1937 r. i odwoływali się do niemieckiego pochodzenia, mogli ubiegać się o obywatelstwo RFN i prawo stałego pobytu. W tym przypadku zdecydowały więzy krwi Jolanty Lange. Zresztą do dziś ona i Andrzej Gontarczyk posiadają obywatelstwo RFN. Werbunek przy łączeniu rodzin był o tyle ułatwiony, że posługiwano się szantażem np. cofnięciem paszportu, represjami wobec członków rodziny pozostających w kraju lub uniemożliwieniem wywiezienia majątku. Inną sprawą jest jakość tej agentury i zdolność służb do dyscyplinowania zwerbowanych osób po okresie naturalizacji, który zwykle trwał od dwóch do pięciu lat.

– wyjaśnia Woyciechowski.

Ewakuacja Gontarczyków

W tym miejscu warto postawić pytanie, czy niemieckie służby, a zwłaszcza kontrwywiad cywilny BfV mogły wcześniej zdemaskować działania małżeństwa Gontarczyków. Piotr Woyciechowski zwraca w tej kwestii uwagę na wydarzenia, które miały miejsce już po śmierci ks. Blachnickiego. 

Po śmierci ks. Blachnickiego małżeństwo Gontarczyków było przesłuchiwane przez policję i kontrwywiad RFN. W zeznaniach, które złożył w 2006 r. przed prokuratorem IPN Andrzej Gontarczyk mówił, że dostał propozycję współpracy z nimi, ale nie skorzystał z niej. To trochę prawdy, a trochę fałszu. Propozycja współpracy ze służbami RFN mogła być prawdą, ale nieprawdą jest, że powodem wyjazdu była niezgoda na współpracę. Podkreślam, że Gontarczykowie nie wyjechali z własnej woli, ale zostali ewakuowani przez Austrię, Jugosławię i Węgry z udziałem i pomocą wywiadu cywilnego PRL. Tuż po ucieczce do ich mieszkania w Carlsbergu wkroczyła niemiecka policja i kontrwywiad. Najprawdopodobniej w operację "Yon" były zaangażowane także służby z NRD, w tym także bardzo wysoko postawiony agent KGB w niemieckim kontrwywiadzie, który mógł zapewnić im osłonę przed dekonspiracją. Dzięki temu para tych bezwzględnych i niebezpiecznych agentów SB mogła dokończyć dzieła zniszczenia - doprowadzenia do bankructwa drukarni założonej przez ks. Blachnickiego w Carlsbergu. I w odpowiednim momencie ewakuować się w kwietniu 1988 roku. Z pewnością w tej akcji uczestniczyły, poza wywiadem PRL, także służby innych krajów komunistycznych - Stasi i KGB. Służby PRL i Stasi współpracowały podczas operacji "Sycylia" - rozpracowania organizacji polonijnych i antykomunistycznych działających w RFN i Berlinie Zachodnim. Bezsprzeczne jest to, że ks. Blachnicki, podobnie jak kilka lat wcześniej ks. Popiełuszko, "był na radarze" i pod nadzorem sowieckich służb. 

– stwierdza Piotr Woyciechowski, ekspert ds. służb specjalnych.

 



Źródło: Niezalezna.pl, PAP

#ks. Franciszek Blachnicki #zabójstwo ks. Blachnickiego #IPN