Gazeta Polska: Roman Tuska » CZYTAJ TERAZ »

Co się dzieje w sekcji kierownika Gąciarka? Oj, dużo – prawnicy łapią się za głowę!

Czy sędzia może skazać zabójcę, ale nie decydować o tymczasowym aresztowaniu oszusta? Albo sądzić gangsterów, ale nie rozstrzygać o losie złapanego na gorącym uczynku gwałciciela? A już nie daj Boże – tykać sprawy polityka opozycji ściganego przez koalicję 13 grudnia, która przejęła kontrolę nad wymiarem sprawiedliwości. Na chłopski rozum - absurdalne? Niby tak, ale właśnie takie są konsekwencje kombinacji w Sądzie Okręgowym w Warszawie, gdzie dokonano bezprawnej segregacji sędziów. Oczywiście, pod sztandarem z hasłem „praworządność!”

Sąd Okręgowy w Warszawie
Sąd Okręgowy w Warszawie
fot. Adrian Grycuk - Praca własna, CC BY-SA 3.0 pl, - https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=41659145

Na początku lutego w Sądzie Okręgowym w Warszawie powstała specjalna sekcja, do której trafili niewygodni dla władzy sędziowie. Portal Niezalezna.pl jako pierwszy sygnalizował niebezpieczne plany. Finalnie decyzję podjęła Dorota Markiewicz, namaszczona przez ministra Adama Bodnara na funkcję prezesa Sądu Apelacyjnego w Warszawie - zresztą u siebie już wcześniej taką ekspozyturę stworzyła. 

Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę

Do sekcji w „okręgu” trafili wszyscy karniści orzekający w trzech wydziałach pierwszoinstancyjnych, a mający nominację Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 r. Kierownikiem nowej komórki został sędzia Piotr Gąciarek, zagorzały działacz SSP "Iustitia", nie ukrywający chęci rozliczeń. Bez różnicy – faktycznych, czy wyimaginowanych. Nie zmieni tego zaklinanie rzeczywistości za pomocą haseł: „to w interesie obywateli”. Bo właśnie ci Obywatele będą najbardziej pokrzywdzeni – znacznie dłużej poczekają na wyroki we własnych sprawach. Ktokolwiek z towarzystwa skupionego wokół Bodnara cokolwiek nie powie, jak ładnie to „ubierze” w słowa, realny skutek i tak będzie oczywisty. Paraliż sądownictwa.

Podzielona dziesiątka

Minęło kilka tygodni. Sprawdziliśmy więc co się w tym czasie wydarzyło w jednostce kierownika Gąciarka (nazywanej już nawet „gettem”), do której trafiła dziesiątka sędziów. Sytuacja jest dość zagmatwana. 

Okazało się, że choć cała grupa jest w bliźniaczy sposób szykanowana, to reakcja poszczególnych osób była zróżnicowana. Z informacji Niezalezna.pl wynika, że trójka sędziów najwyraźniej poddała się presji, nie podjęła żadnych kroków prawnych, nie złożyli odwołania do Krajowej Rady Sądownictwa. Zaczęli orzekać, jak gdyby nic – najwyraźniej zaakceptowali sytuację, w której się znaleźli.

„Każdy ma prawo do własnej oceny, wyciągania wniosków, podejmowania decyzji zgodnych z sumieniem i osobistym interesem. Trudno jednak zrozumieć, że sędziowie akceptują bezprawie. Bo przecież później na sali rozpraw będą egzekwowali prawo od innych”

– mówi jeden z sędziów. Nie ukrywając niesmaku.

Pozostała siódemka odwołała się do Krajowej Rady Sądownictwa, a to powinno z mocy prawa automatycznie wstrzymać skuteczność decyzji o skierowaniu ich do pseudo-sekcji. Zresztą, jak każdego innego tego typu zarządzenia. Nie ma pola do interpretacji, przepisy są jednoznaczne. I było to przez dekady respektowane. Zmieniło się dopiero po przejęciu kontroli nad wymiarem sprawiedliwości przez polityków koalicji 13 grudnia i ich akolitów. 

Nie dość na tym. Jak się dowiedzieliśmy, Krajowa Rada Sądownictwa rozpoznała już niektóre odwołania i przyznała rację sędziom. Tak się stało m.in. w przypadku sędziego Radosława Lenarczyka, legalnego wiceprezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. I co? No właśnie nic. Po raz kolejny okazało się, iż prywatne widzimisię ma obecnie większe znaczenie niż litera prawa. 

„Jaskrawa segregacja”

Sędzia Radosław Lenarczyk, legalny wiceprezes Sądu Okręgowe w Warszawie, który także trafił do sekcji, w rozmowie z Niezalezna.pl podkreśla: „Sytuacja ma charakter bezprecedensowy, dotychczas niespotykany. Złożenie odwołania od zmiany podziału czynności z mocy prawa wstrzymuje wykonanie decyzji zgodnie z art. 22 a § 6 ustawy Prawo o ustroju sądów powszechnych, a obowiązkiem prezesa sądu jest przekazanie odwołania Krajowej Radzie Sądownictwa w terminie 14 dni ze stanowiskiem w sprawie. Tymczasem w Sądzie Okręgowym w Warszawie powyższy przepis rangi ustawowej nie ma zastosowania, można powiedzieć, że „nie przyjął się” u obecnego kierownictwa sądu, poczynając już od zwrócenia sędziom odwołań bez ich przekazania Krajowej Radzie Sądownictwa”. 

„Wyjaśnić należy, że część sędziów odwołania złożyła także bezpośrednio do Krajowej Rady Sądownictwa. W pełni uprawniona jest teza, że działania te, a w zasadzie zaniechania, stanowią ciąg dalszy z góry zaplanowanego i konsekwentnie realizowanego „planu”, polegającego na jaskrawej segregacji, dyskryminacji części sędziów, związanego z utworzeniem „sekcji” i przymusowym, bezprawnym przeniesieniem do niej tych sędziów. Nie mają one żadnych podstaw prawnych, w sposób rażący są sprzeczne z obowiązującym porządkiem prawnym i co ważne utrwalają w istocie proces dążenia do ręcznego manipulowania składami sędziowskimi. Na takie działania w demokratycznym państwie prawa absolutnie nie może być zgody i akceptacji, gdyż godzą one w jego fundamenty, w prawo obywateli do niezawisłego i bezstronnego sądu”

- wyjaśnia s. Lenarczyk.         

Pozory normalności

Jak na co dzień funkcjonuje „jednostka” dla sędziów, którym władza nie ufa? Ciekawostka, pomimo buńczucznych zapowiedzi, jej kierownik początkowo był mało konsekwentny. Nie wszyscy z zesłanych chociażby otrzymali pismo „zachęcające” do podjęcia czynności orzeczniczych w sprawach sekcyjnych, a takowe Gąciarek raczył wysyłać. 

Z założenia sądowa ekspozytura ma działać na wzór wydziału, w którego ramach została stworzona; zadbano więc o sekretariat, są wpływy, rejestracja i losowanie spraw, a część sędziów wyznacza terminy. Atmosfera jednak niewątpliwie jest gęsta, pełna nieufności, podejrzliwości.

„Z formalnego punktu widzenia sekcja działa niby normalnie. Jest kierownik, są pracownicy administracyjni, także asystenci. Organizowano wszystko na chybcika, ale strukturę zabezpieczono, kosztem wydziałów karnych pierwszej instancji”

– słyszymy. 

To jednak tylko pozory normalności, bo obecnie w Sądzie Okręgowym w Warszawie wiele kwestii stoi na głowie. Niedługo może się nawet okazać, że jego prezesem będzie sędzia w stanie spoczynku, co byłoby bezprecedensowe w historii, nie tylko III RP. Ale w komórce z kierownikiem Gąciarkiem także wykreowano sytuację kuriozalną

Prawnicze rozdwojenie jaźni

Bezspornym faktem jest, że osoby aktualnie zarządzające stołecznym sądem uniemożliwiły, aby represjonowani sędziowie brali udział w losowaniu nowych spraw karnych, które dopiero co wpływają z prokuratury z aktem oskarżenia. Zostali z tego wykluczeni. Ale równocześnie – wskutek pogmatwanej logiki nominatów Bodnara – mogą, czy wręcz muszą orzekać w starych – tych, które trafiły do ich referatu przed 7 lutego (data utworzenia sekcji). Każdy ma takich co najmniej kilkanaście, bywa że ponad czterdzieści! Wszystkie dotyczą bardzo poważnych przestępstw: zabójstwa, zgwałcenia, rozboje, zorganizowane grupy przestępcze, oszustwa na ogromną skalę… Dochodzą jeszcze odszkodowania za niesłuszne tymczasowe aresztowanie lub zatrzymanie. Pełna paleta, jak w dowolnym pierwszoinstancyjnym wydziale karnym na poziomie sądu okręgowego.

„Tych spraw nikt nam nie odebrał. Normalnie orzekamy, przesłuchujemy świadków, powołujemy biegłych. Co ważne, pozostawiono nam również te, w których dotychczas nie wyznaczono terminu”

- tłumaczy jeden z szykanowanych sędziów.

Teoretyczny przykład dobitnie pokazujący absurdalność sytuacji. Sędzia X w starej sprawie może skazać mordercę na dożywocie, ale poprzez decyzje o jednoznacznie politycznym charakterze - nie może teraz decydować np. o przedłużeniu na wniosek prokuratora tymczasowego aresztowania wobec złapanego na gorącym uczynku sprawcy rozboju. 

„Albo historia jeszcze bardziej obrazowa. Orzekam w sprawie zbiorowego zgwałcenia. Dwóch sprawców oskarżono, ale trzeci się ukrywał i zatrzymano go dopiero podczas procesu. Tych dwóch mogę skazać na wieloletnią karę pozbawienia wolności, ale nie wolno mi decydować w przedmiocie tymczasowego aresztowania w postępowaniu przygotowawczym dla tego trzeciego” – opowiada prawnik. – „Nawet w tych bezprawnych działaniach brakuje im konsekwencji. Trudno to inaczej traktować, jak oczywisty absurd”. 

To jest prawnicze rozdwojenie jaźni. Należy zapytać, co się zmieniło 7 lutego? Odpowiedź brzmi – nic. W żadnych przepisach obowiązujących w Polsce, czy to rangi ustawowej, czy rozporządzenia, nie ma śladu, który by wiązał tę datę z możliwością orzekania przeze mnie w określonej kategorii spraw. I każdego innego sędziego” – tłumaczy sędzia Lenarczyk. 

Pozew piątki sędziów

Jak już informowaliśmy, piątka sędziów złożyła do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza w Warszawie pozew w związku z bezprawnym oraz arbitralnym odsunięciem ich od obowiązków orzeczniczych w sprawach karnych i skierowaniem do specjalnie utworzonej sekcji.

Domagają się „nakazania kierownictwu Sądu Okręgowego w Warszawie dopuszczenia ich do orzekania w sprawach karnych zgodnie z pierwotnym podziałem czynności, a także zapłaty odszkodowania w związku z naruszeniem zasady równego traktowania”.

Szykanowani sędziowie domagają się przesłuchania ponad 20 świadków. Wśród nich mają znaleźć się m.in. kierownictwo Sądu Okręgowego w Warszawie, minister Adam Bodnar i jego zastępca Dariusz Mazur czy kierownik sędzia Piotr Gąciarek.

Na razie nie wiadomo kiedy proces ruszy – na pewno będziemy na bieżąco monitorować sytuację.


 

 



Źródło: niezalezna.pl

#sędziowie #Piotr Gąciarek

Grzegorz Broński