Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Chciał spłacić długi i zacząć życie od nowa. Psychopata podpalił dom i zabił swoją rodzinę [FOTO+WIDEO]

42-letni Dariusz był uważany za wzorowego męża i ojca. Lubiany przez mieszkańców Jastrzębia-Zdroju. W rzeczywistości jednak nie był taki krystaliczny. Nieudolny biznesmen narobił ogromnych długów. Rodzina ciążyła mu. W jego głowie zrodził się koszmarny pomysł, jak rozwiązać oba problemy. Wykonał go w nocy z 9-10 maja 2013 roku.

Dariusz P. zabił członków swojej rodziny dla pieniędzy
Dariusz P. zabił członków swojej rodziny dla pieniędzy
screen - YouTube - Radio90, Justyna Burdon

Było około 1:40. 40-letnia Joanna obudziła się nagle w środku nocy. W jej sypialni unosił się uniemożliwiający normalne oddychanie dym. W pomieszczeniu znajdowała się także 4-letnia córka, która również się dusiła. Kobieta popędziła do okna. Droga do świeżego powietrza była jednak odcięta przez roletę antywłamaniową - jej uszkodzony mechanizm nie pozwalał na podniesienie. Choć próbowała sforsować zabezpieczenie siłowo, to nic to nie dało. 40-latka narzuciła na dziecko koce, aby nie wdychało spalin. W objętym pożarem domu znajdowała się jeszcze piątka jej dzieci. Kobieta chciała opuścić sypialnię, jednak przy drzwiach straciła przytomność. 

Telefon, który odmienił wszystko

Dym przenosił się na coraz wyższe kondygnacje budynku. Szybko dotarł do poddasza. Tam tej nocy spał 17-letni wówczas Wojciech. Pożar wyrwał go ze snu. Chłopak jako jedyny w całym domu zostawił na noc otwarte okno. Przez trującą mgłę dotarł do źródła tlenu. Wystawił głowę na zewnątrz i trzymał ją bardzo nisko - poniżej parapetu. 

Nastolatek zadzwonił na numer alarmowy 112. Później próbował skontaktować się z matką - nie odebrała. Zadzwonił też do ojca, choć zdawał sobie sprawę, że najpewniej nie ma go w domu. Mężczyzna wcześniej mówił, że na noc idzie do pracy, do oddalonego około 10 km warsztatu w Pawłowicach. Ojciec nie odebrał.

Pożar w Jastrzębiu-Zdroju

Niedługo po otrzymaniu wezwania Straż Pożarna dotarła na miejsce. Mundurowi zauważyli, że z jednego z okien wystaje postać, która woła o pomoc. Przystąpili do działań, jednak szybko natrafili na problem. Antywłamaniowe zabezpieczenie uniemożliwiało wejście do budynku. Jeden ze strażaków ocenił później, że dom stanowił "w pewnym sensie twierdzę"

W końcu przy użyciu sprzętu hydraulicznego i młota udało im się sforsować blokady i weszli do środka. Ognisko pożaru znajdowało się na piętrze. Ogień objął część schodów i szafę z ubraniami. Mundurowi w sypialniach znajdywali nieprzytomne osoby. Odnalezieni leżeli w pobliżu drzwi, nie w łóżkach. Było więc jasne, że w momencie, gdy dusili się dymem, byli przytomni.

Członkowie rodziny umierali z dnia na dzień

Ratownicy ewakuowali Wojciecha i wynosili znalezione osoby. Jeszcze na terenie posesji stwierdzono, że 18-letniej Justyny nie udało się uratować. W drodze do szpitala zmarła najmłodsza z rodziny, 4-letnia Agnieszka. Dzień później w placówkach medycznych umarli 10-letni Marcin oraz 40-letnia Joanna. Kolejny zgon stwierdzono 13 maja. Wtedy odeszła 13-letnia Małgorzata. We wszystkich przypadkach jako przyczynę zgonu stwierdzono zatrucie tlenkiem węgla.

Z całej rodziny ocaleli tylko Wojciech i jego ojciec, 42-letni Dariusz. Nie tylko dla bliskich, ale i mieszkańców okolicznych miejscowości była to wstrząsająca tragedia. 

Pogrzeb piątki osób i SMS-y od sprawcy

Lokalna społeczność nie mogła pogodzić się z losem rodziny. Ludzie zachodzili w głowę, jak to możliwe, że w zaledwie kilkanaście miesięcy doszło do drugiego pożaru w tym samym domu. Poprzedni miał miejsce w 2011 roku. Wtedy zawiodła instalacja elektryczna, ale nikomu nic się nie stało. Przy drugim pożarze również mówiło się o zwarciu, jednak to zdarzenie zakończyło się tragicznie.

Pogrzeb ofiar odbył się 18 maja w Jastrzębiu-Ruptawie. W uroczystości udział wzięły setki jastrzębian, delegacje i ponad 20 księży. W kościele ułożono cztery mniejsze, białe trumny dzieci i jedną większą, brązową, w której leżała matka. Podczas mszy ksiądz odczytał wzruszający list od Dariusza. Mężczyzna napisał w nim dużo o miłości do dzieci i żony, a swoje słowa dopełniał licznymi cytatami z Ewangelii [PEŁNA TREŚĆ LISTU NA KOŃCU TEKSTU]. 

Niedługo po ceremonii wdowiec udał się na komendę policji. Mundurowym pokazał szokujące SMS-y, które otrzymywał z nieznanego numeru. Wiadomości zawierały szczegóły pożaru. Z mężczyzną kontaktować miał się odpowiedzialny za tragedię podpalacz

Dariusz doświadczał ogromnego wsparcia od lokalnej społeczności. W swojej miejscowości był szanowany. Przez lata posługiwał w lokalnej parafii, a rodzina, którą stworzył uważana była za przykładną. Po tragedii władze Jastrzębia zaoferowały mu mieszkanie. Przyjął je i tam się wprowadził, a następnie udzielał wywiadów, w których opowiadał o bliskości z rodziną i ubolewał nad losem, jaki go spotkał. Wtedy jeszcze mało kto miał świadomość, że ten człowiek ma też drugą, zupełnie inną twarz.

Kariera nieudolnego biznesmena

Dariusz był biznesmenem. Przynajmniej tak można by powiedzieć, gdyby nie fakt, że jego interesy kończyły się śledztwami prokuratury. Zanim zaczął prowadzić warsztat stolarski zaliczył kilka solidnych przewinień.

W swojej karierze między innymi zbył wierzycieli, którym zalegał 170 tysięcy złotych. Ci chcieli zająć jego działki, jednak mężczyzna wywinął się umową alimentacyjną z żoną na 10 tysięcy złotych, które miał płacić co miesiąc. Innym razem sprzedał warty 85 tysięcy złotych sprzęt, który wziął w leasing. Jeszcze kiedy indziej upozorował napaść i rabunek - w ten sposób "zniknęło" 250 tysięcy złotych, które wiózł dla podwykonawców.

Przeciwko niemu toczone były sprawy gospodarcze, jednak sąd uznał go za niepoczytalnego. Mimo że uniknął konsekwencji prawnych, to nie miał innych powodów do zadowolenia. W trakcie swojej działalności dorobił się ogromnych długów, mówił nawet o 2 milionach złotych.

Zabezpieczenie na wypadek tragedii

Pierwszy pożar, ten z 2011 roku, w domu nie wyrządził znacznych szkód. Poza tym w kościele urządzono na rzecz rodziny zbiórkę a mieszkańcy oferowali pomoc w remoncie. Dariusz dostał wtedy też rekompensatę z ubezpieczyciela. Mówiło się, że kwota sięgała nawet 250 tysięcy złotych. Pieniędzy sporo, ale była to kropla w morzu jego zadłużenia.

Niedługo po zdarzeniu mężczyzna podpisał liczne umowy ubezpieczeń majątkowych i osobistych. Wykupił polisę na życie... dla żony. W przypadku zbiegu niefortunnych zdarzeń mógł liczyć nawet na milionowe odszkodowanie.

Kilka miesięcy po tragedii mężczyzna zaczął szukać kobiet, proponując im wspólne życie. W tym czasie nad sprawą wciąż pracowała prokuratura. Po 10 miesiącach śledczy nie mieli wątpliwości - to 42-latek zabił swoją rodzinę.

Wszystko było ukartowane

27 marca 2014 roku policja zatrzymała Dariusza. Akt oskarżenia do sądu wpłynął rok później. Mężczyzna przez cały czas utrzymywał, że jest niewinny.

Prokuratura ustaliła jednak, że w momencie, gdy w tragiczną noc dzwonił do niego syn, mężczyzna nie znajdował się w warsztacie w Pawłowicach. Był w sąsiedztwie swojego domu. Śledczy mieli też pewność, że do zwarcia instalacji elektrycznej nigdy nie doszło, a sugerujące to truchło myszy, które znaleziono w pobliżu przeciętego kabla, zostało podrzucone.

W trakcie dalszych czynności mężczyzna przyznał, że nie kontaktował się z nim podpalacz, a SMS-y do siebie pisał sam. Tworząc wiadomości, wykazywał, opierał się na relacjach syna, resztę zmyślił. Wykluczono także wersję o ewentualnym włamaniu, ponieważ nawet strażacy mieli problem z dostaniem się do budynku. 

Wszystkie dowody wskazywały wprost - to Dariusz wzniecił pożar. Sąd uznał go winnym. W uzasadnieniu wyroku podkreślono, że mężczyzna chciał zabić wszystkich członków rodziny, aby otrzymać środki z polis. Ale nie chodziło tylko o pieniądze. 42-latek chciał pozbyć się swoich bliskich, aby zacząć życie od nowa.

Jego życie faktycznie się zmieniło, ale na pewno nie tak, jak tego oczekiwał. Dariusz został skazany na dożywocie z możliwością ubiegania się o wcześniejsze zwolnienie po 35 latach. Mężczyzna został także uznany za niegodnego dziedziczenia majątku po żonie.

Proces zabójcy był bardzo medialny. W sieci wciąż dostępne są materiały z zeznań. Także samego Dariusza.

Co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy?

9 maja 2013 roku Dariusz powiedział rodzinie, że musi w nocy pracować. Jak twierdził, chodziło o zaległe zamówienie na meble. Gdy domownicy poszli spać, mężczyzna zaczął przygotowywać zbrodnię. Przeciął kabel od konsoli, a w jego pobliżu ułożył truchło myszy. W salonie próbował wzniecić ogień w kilku miejscach, ten jeden przygasał.

Udał się na piętro, gdzie znajdowały się pokoje, w których spali członkowie rodziny. Tam podłożył ogień na szafie, a znajdujące się w niej ubrania szybko się zajęły. Pożar prawie natychmiast się rozprzestrzenił i objął całe piętro.

Mężczyzna dopiął swego. Wyszedł z budynku i zamknął dokładnie drzwi wejściowe. Gdy dzwonił do niego syn, 42-latek stał w odległości, z której mógł obserwować dom, gdzie powoli ginęli członkowie jego rodziny. Po pewnym czasie wsiadł w samochód i odjechał w kierunku Pawłowic. Po dotarciu na miejsce, po prostu czekał na informacje o pożarze.

List, który morderca własnej rodziny dał do odczytania księdzu podczas pogrzebu:

Dziękujemy!

Kiedy to się zaczęło - w piątek 10 maja - czytania z dnia głosiły: "Podobnie i wy - teraz smucicie się, lecz Ja znów was zobaczę i wtedy serce wasze będzie się radowało, a nikt nie pozbawi was tej radości. W owym dniu o nic nie będziecie Mnie już pytać". Wtedy odeszły Justynka i Agusia.

A potem przyszła sobota, a Ewangelia z tego dnia głosiła: "Ja wyszedłem od Ojca i przybyłem na świat. Teraz znów opuszczam świat i wracam do Ojca". Wtedy odeszłaś Ty, Asiu, i Marcinek. A była to wigilia Wniebowstąpienia.

14 maja - we wtorek - Ewangelista Jan pisał: "Nazwałem Was przyjaciółmi, gdyż dałem Wam poznać wszystko, czego dowiedziałem się od Ojca". Wtedy odeszła Małgosia.

Dziękujemy Bogu i sobie za to, że uczynił nas zdolnymi do kochania. Za to, że kiedyś przed laty nieśmiały chłopak zakochał się w urodziwej dziewczynie. A Pan w swojej łasce pobłogosławił nam, czyniąc nasze życie wielkim spotkaniem z miłością.

Dziękujemy za to, że pozwolił nam stworzyć dom oparty na fundamencie wzajemnej służby, gdzie Ty - Żono, zawsze ciepła, czuła, piękna - byłaś jego ozdobą i ostoją, a ja - czasami poszarpany szaleństwem życia, mogłem wtulać się w Twoje ramiona i znajdować ukojenie w smutku.

Dziękujemy za to, że nasza miłość była płodna. Obdarzyliśmy się cudownymi dziećmi i - co jest niezwykłe - pomimo obowiązków nie straciliśmy nic z naszych młodzieńczych zachwytów nad sobą.

Dziękujemy za piękne, niezależne, mądre córki - takie jak Ty, Asieńko - za Justysię, Małgosię, Agnieszkę.

Dziękujemy sobie za synów - Marcinka i Wojciecha. Czuliśmy się kochani i to samo uczucie przekazywaliśmy naszym dzieciom.

Dziękujemy sobie za rytuał rodzinny, wspólne poranki pachnące kawą, ciepłe ciasto, wieczory na ulubionej ławce, gdzie cieszyliśmy się swoją obecnością i widokiem ukochanych i zasianych przez Ciebie kwiatów.

Dziękujemy rodzicom za dar życia i ukształtowanie w nas pewności, iż to wiara jest imperatywem ludzkiego działania, że jest ona pewnikiem w tym skomplikowanym świecie.

Dziękujemy rodzeństwu za to, że z łaski Boga dane nam było nie być na tym świecie samotnym.

Dziękujemy wychowawcom, nauczycielom, katechetom, wykładowcom akademickim, księżom - wszystkim, którzy ukształtowali nas do bycia człowiekiem w pełnym tego słowa znaczeniu.

Dziękujemy naszym przyjaciołom. Asiu, Justynko, Małgosiu, Marcinku, Agnieszko - są tu teraz z nami, otaczają nas swoją modlitwą - a mnie i Wojtka, nieutulonych w żalu, przeprowadzili w ostatnich dniach przez swoiste rekolekcje.

A kiedy to się po ludzku kończy - Ewangelia z dzisiejszego dnia głosi: "Ty pójdź za mną". I poszliście za Panem, aby cieszyć się Jego szczęśliwością. A dzisiaj jest wigilia przed zesłaniem Ducha Świętego. Dziękujemy Bogu za dar Jego słowa, które dla nas - tęskniących za Wami - jest źródłem nadziei.

 

Więcej kryminalnych tekstów portalu Niezalezna.pl poniżej:

 

 



Źródło: niezalezna.pl, PAP, Dziennik Zachodni, Jastrzębie Online, TVN24, TuJastrzębie.pl

#Dariusz P. #pożar w Jastrzębie Zdroju #zabójstwo rodziny

Mateusz Święcicki