Jednym z tematów programu "Woronicza 17" Michała Rachonia były kolejne oskarżenia wobec marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Poseł PO Marcin Kierwiński stwierdził, że to dziwne, że pacjent Grodzkiego przypomina sobie o pieniądzach po tylu latach, z kolei Anna Maria Żukowska oświadczyła, że "pan Staszczyk", którego nagranie zaprezentował marszałek Senatu podczas konferencji prasowej, jest bardziej wiarygodny dzięki temu, że... pracował w Urzędzie Bezpieczeństwa.
W rozmowie przed kamerą z Tomaszem Duklanowskim pan Henryk Osiewalski, jeden z dawnych pacjentów prof. Tomasza Grodzkiego w szpitalu w Szczecinie-Zdunowie, opowiedział o tym, że wręczył mu pieniądze za wykonane badanie. Jako pierwsi opublikowaliśmy nagranie tej rozmowy.
Historia pana Henryka była jednym z tematów poruszonych w programie Michała Rachonia w TVP Info.
Nie mam wątpliwości, że Tomasz Grodzki stał się obiektem ataków władzy
- stwierdził na początku poseł Platformy Obywatelskiej Marcin Kierwiński.
Polityk powiedział też, że zastanawia go, że człowiek ten po wielu latach nagle przypomina sobie, że wręczał komuś pieniądze za badanie. Na te słowa zareagował Dobromir Sośnierz z Konfederacji.
A jak ludzie sobie przypominają, że byli molestowani to też Pan tak nieufnie podchodzi?
- zapytał poseł, lecz odpowiedzi nie otrzymał. W zamian usłyszał, że Kierwiński ma dziś z nim "duży problem".
.@MKierwinski: Zaskakuje mnie, że człowiek po wielu latach nagle przypomina sobie @D_Sosnierz: A jak ludzie sobie przypominają, że byli molestowani to też Pan tak nieufnie podchodzi?#Woronicza17 #wieszwięcej pic.twitter.com/sSWNAlmQqO
— portal tvp.info ?? (@tvp_info) January 12, 2020
Kierwińskiemu nie podobało się również, że gdy marszałek Senatu Tomasz Grodzki przywołał nagranie "pana Staszczyka", na podstawie którego usiłował dowieść spisku uknutego przeciwko swojej osobie, wtedy media zaczęły lustrować tego człowieka. Sugerował również, że to samo należy zrobić z Henrykiem Osiewalskim.
Michał Rachoń zauważył, że przywołany przez Grodzkiego mężczyzna, były funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa, to osoba warta sprawdzenia. Z kolei według Anny Marii Żukowskiej z Lewicy, to osoba - wbrew pozorom - wiarygodna.
Uwiarygadnia tę historię to, że ta osoba była wcześniej w Urzędzie Bezpieczeństwa, bo jeżeli mamy służby państwa w tej chwili, które chciałyby kogoś namówić do tego, żeby złożył złe świadectwo przeciwko komuś, to udają się do tych osób, które być może w przeszłości takie rzeczy robiły
- stwierdziła posłanka ku zaskoczeniu obecnych w studio.
To niesamowite, co tu usłyszeliśmy
- skomentował Dobromir Sośnierz.
Podziwiam tę oryginalną, osobliwą logikę, w myśl której kiedy zgłaszają się kolejne osoby, które mówią o tym samym, są niewiarygodne, a gdy zgłasza się ktoś z bezpieki zawodowo zajmujący się manipulacjami i daje przeciwne słowo, to ten jeden człowiek jest wiarygodny
- dodał Marcin Horała z PiS.