Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Mater Poloniae dolorosa – o ataku na Królową Polski

Ksiądz Boniecki z jego wizją modernistycznego Kościoła w wersji „holenderskiej” czy „gazetowo-wyborczej”, Nergal na pierwszych stronach gazet, wyśmiewanie ludzi modlących się  na ulicach i w kościołach, ataki na krzyż pod Pałacem Namiestnikowski

Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
Krzysztof Sitkowski/Gazeta Polska
Ksiądz Boniecki z jego wizją modernistycznego Kościoła w wersji „holenderskiej” czy „gazetowo-wyborczej”, Nergal na pierwszych stronach gazet, wyśmiewanie ludzi modlących się  na ulicach i w kościołach, ataki na krzyż pod Pałacem Namiestnikowskim. To trwa od lat. Od czasu katastrofy smoleńskiej przybrało zaś na sile w sposób przerażający. Ciśnięcie żarówkami z farbą w Obraz-Symbol, Obraz-Świętość, Obraz-Kwintesencję Polski – to nie jest przypadek. To efekt

Czterdzieści tysięcy wojowników Batu-chana wyjęło strzały z kołczanów, po czym nałożyło je na cięciwy. Wystrzelone w górę pociski zawyły diabelskim jazgotem i zasłoniły całe niebo, po czym spadły na głowy mieszkańców Kijowa. Był 6 grudnia 1240 r. Zaczynało się mające trwać tydzień oblężenie.


Uratowana z pożogi, czyli na plecach św. Jacka

Największa metropolia tej części Europy, stolica Rusi, porównywalna jedynie z Konstantynopolem, miała upaść. Zagłada czekała liczne cuda architektury kijowskiej, m.in. Cerkiew Dziesięcinną mierzącą 45 m wysokości, zbudowaną z chersońskich marmurów, o kolorowych witrażach wypełniających okna i wielkim rydwanem z brązu przed wejściem. Gdy gród Kija, tak malowniczo położony na wzgórzach, płonął, ciągle jeszcze opierając się najeźdźcom, w drewnianym kościele o.o. Dominikanów rozegrała się scena, która stała się częścią legendy jednego z najwspanialszych polskich świętych – Jacka Odrowąża.

Ten uczeń samego świętego Dominika, pierwszy polski „pies pana” (Domini canis), był nie tylko założycielem polskiej prowincji zakonu, ale także szerzył działalność misyjną na terytorium Rusi. Podobno przebywał w Kijowie, gdy zza skutego lodem Dniepru leciały płonące pociski. Pożar trawił już większą część miasta. Kościół i klasztor dominikański leżały w lackiej dzielnicy, przy bramie – także zwanej przez kijowian lacką, czyli polską. (Jak domniemywał prof. Aleksander Brückner, terminy „lach” i „lacki” wzięły się od tego, iż używaliśmy wtedy przede wszystkim łaciny, stanowiliśmy więc swoiste Lacjum w tej części Europy). Świątynia stanęła w ogniu.

Według legendy, Jacek wraz z kilkoma braćmi próbowali w ostatniej chwili ratować, co się da – przede wszystkim naczynia liturgiczne, które stanowiły największą wartość. Odrowąż chwycił monstrancję, by ocalić przed zniszczeniem także to, co najcenniejsze z punktu widzenia wiary, czyli Najświętszy Sakrament. Gdy biegł w stronę wyjścia, wśród spadających, rozżarzonych belek usłyszał za sobą głos: „Dokąd uciekasz? Zostawisz mnie? Nie zabierzesz ze sobą?”.

Odwrócił się i zdumiony zobaczył, że mówi do niego posąg Matki Bożej. Wrócił więc po alabastrową figurę Madonny, wziął ją na barki i wyniósł z płomieni. Bał się, że posąg będzie za ciężki, że go nie udźwignie. Jednak Ona dodała mu sił. Podobno doradziła także ucieczkę za Dniepr, pomimo oblężenia. Tak też uczynił, zabierając ze sobą resztę braci. Legenda opowiada w tym miejscu o cudzie chodzenia po powierzchni wody, lecz wyjaśnienie jest dość proste – Dniepr był w tym czasie pokryty grubą zmrożoną taflą. Tatarzy starali się bowiem prowadzić ataki zimą, gdy rzeki pokrywała warstwa lodu. Dzięki temu mogli przeprawiać na drugą stronę dużą liczbę konnych, a także zyskiwali przewagę psychologiczną, gdyż o tej porze roku Europa raczej nie walczyła.

Dlatego też św. Jacek pokazany jest na obrazie wiszącym w prawej nawie warszawskiego kościoła Dominikanów, jak idzie w rozwianym płaszczu, a raczej ślizga się, po powierzchni rzeki. W jednej ręce trzyma monstrancję, w drugiej figurę Madonny. Uratował nie tylko swoje życie, ocalił także Ją, Matkę Bożą.

Jest w tej całej legendzie coś niezwykłego. Piękna metafora, figura retoryczna, która każe zobaczyć czyn Jacka jako symbol. Nie chodzi tylko o to, że Odrowąż był jednym z pierwszych na naszej ziemi krzewicieli kultu maryjnego, bo tych nigdy nie brakowało, świadczy o tym chociażby wezwanie pierwszej gnieźnieńskiej świątyni. Okazuje się jednak, że Matka Boża nie tylko stanowi przedmiot kultu i modlitwy, nie tylko sama daje opiekę czy wyprasza nam u swojego Syna różne łaski, lecz oczekuje od nas tego, byśmy i my się nią zaopiekowali – żebyśmy czasem ponieśli ją na swoich barkach. Jak święty Jacek.

Nieodmiennie wzrusza mnie ta wizja – dominikanin pokonujący zaśnieżonymi szlakami setki kilometrów, niosący na plecach alabastrowy posąg Maryi. Jakby chciał powiedzieć: „Czasem ty niesiesz nas na swoich plecach, innym razem my, dzieci, niesiemy ciebie”. Jak w życiu… Ojciec i Matka troszczą się o nas, gdyśmy jeszcze mali, a potem nadchodzi taki dzień, gdy tego Ojca lub tę Matkę trzeba wziąć na ręce. Zanieść po schodach. Położyć do łóżka. Tak właśnie niesie święty Jacek Matkę Bożą przez śniegi, z płonącego Kijowa, do Polski. Bo tu jest jej miejsce. Było. Od początków.


Madonna w oczach „dzieci hipermarketu”

Niedawno media podały wiadomość o zamachu dokonanym na częstochowską Madonnę. Atak na polską świętość religijną i narodową, jaką jest obraz Matki Bożej na Jasnej Górze, nie jest przypadkowy. Nawet jeśli został dokonany przez szaleńca, to jest efektem prowadzonej już od lat niebywałej nagonki na wszystko, co katolickie. A jeszcze szerzej – na wszystko, co chrześcijańskie, patriotyczne, narodowe. A więc – polskie. Jakże dziwić nas może wypełniona farbą żarówka wymierzona w święty obraz, jeśli w kilka dni później Ruch Palikota bierze oficjalnie w obronę człowieka, który rzucał w kierunku – jak to określił poseł Ryfiński – „bohomazu” i chce wpłacić za niego kaucję, pokazując, że tak naprawdę czyn zamachowca zasługuje na pochwałę i wsparcie! I takie właśnie wsparcie jest gorsze niż sam obrazoburczy wyczyn – bo go usprawiedliwia i gloryfikuje!

Cały medialny szum wokół wydarzenia ma służyć jednemu celowi – dalszej propagandzie wymierzonej w środowisko tradycyjno-chrześcijańskie. Ksiądz Boniecki z jego wizją modernistycznego Kościoła w wersji „holenderskiej” czy „gazetowo-wyborczej”, Nergal na pierwszych stronach gazet, wyśmiewanie ludzi modlących się na ulicach i w kościołach, ataki na krzyż pod Pałacem Namiestnikowskim. To trwa od lat. Od czasu katastrofy smoleńskiej przybrało zaś na sile w sposób przerażający. Ciśnięcie żarówkami z farbą w Obraz-Symbol, Obraz-Świętość, Obraz-Kwintesencję Polski – to nie jest przypadek. To efekt.

Czyż nie liczy się atmosfera? Klimat? Powiedzmy to tak: scenografia, światła, dobór kostiumów, muzyki i twarze statystów? Tak, by ci, którym zamarzy się bycie aktorem w antykatolickim spektaklu, poczuli, że są tak naprawdę oczekiwani? Że w ciemnościach czuwa publiczność gotowa ich oklaskiwać?

Ta żarówka rzucona w ołtarz na Jasnej Górze w roku 2012 pokazuje, jak głęboko następują zmiany w świadomości narodowej. Matkę Bożą jako Królową Polski – prawdziwą duchową Przewodniczkę, Orędowniczkę, Pocieszycielkę i Opiekunkę naszego Narodu – postrzega ciągle topniejąca, wierna grupa praktykujących katolików. Reszta przestaje poruszać się w świecie podstawowych pojęć kształtujących naszą tożsamość. Jest to tym bardziej przerażające, że nawet w dobie, gdyśmy fizycznie nie byli wolni, mieliśmy siłę wynikającą z niezależności Ducha. Ten Duch zaś wyrastał na rzeczach wspólnych, zaszczepianych głęboko w sercu już od dzieciństwa, tkwiących w moralnym kręgosłupie Polaka.

Teraz jednak – mimo pozoru zewnętrznej wolności – coraz więcej rodaków naszych staje się pustych pod względem posiadania jakiegokolwiek ducha polskiego, narodowego. Coraz bardziej powiększa się grupa nieszczęśliwych ludzi, którzy są „dziećmi hipermarketu”, produktem masowym, niemyślącymi samodzielnie plastykowymi europejczykami. Dla takiego europejczyka Matka Boża z Jasnej Góry staje się jedynie zabytkiem podobnym do kolumny Zygmunta czy Kopalni Soli w Wieliczce – przedstawia wartość, ale nie niesie ze sobą szczególnej, wyjątkowej treści duchowej. (...)

Cały artykuł przeczytają Państwo w najnowszym, świątecznym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska".


 



Źródło: Gazeta Polska

Tomasz Łysiak