Do głośnego już uprowadzenia 25-letniej kobiety i małej Amelki doszło w czwartek przed południem na jednym z białostockich osiedli. Sprawcy zostali ujęci dzień później, a jednym z nich okazał się ojciec dziecka, który starał się w 2018 r., by sąd zdecydował o wydaniu mu córki. Jego wniosek został oddalony. Zdaniem mediatora Marka Makary "walczył bezskutecznie z polskim systemem prawnym". Według niego to "desperacja" doprowadziła ojca do odebrania dziecka siłą.
Jak podawała policja, dwaj sprawcy wepchnęli 25-latkę i jej 3-letnią córkę do samochodu i odjechali. Kilkaset metrów dalej porzucili ciemnoniebieskiego citroena.
W czwartek po południu w związku z zaginięciem dziecka ogłoszony został Child Alert, opublikowany był również wizerunek jego matki, a w piątek rano policja opublikowała zdjęcia męża porwanej kobiety, ojca dziecka. Jak się później okazało, to właśnie ten mężczyzna wypożyczył w Łomży samochód użyty do uprowadzenia. W ramach akcji poszukiwawczej m.in. prowadzone były kontrole na głównych drogach wyjazdowych z Białegostoku.
Do odnalezienia porwanych i ich uwolnienia doszło w piątek po południu, lekarz u ofiar nie stwierdził żadnych obrażeń.
Przy poszukiwaniach zadziałał Child Alert. Mieszkanka okolic Ostrołęki zauważyła samochód osobowy, którym poruszał się poszukiwany mężczyzna z żoną i córką, i zawiadomiła policję. Doszło do zatrzymania. Wspólnik tego mężczyzny został zatrzymany w innym miejscu, na granicy województw podlaskiego i mazowieckiego. Poszukiwania trwały ponad dobę.
Jak podał portalowi Niezależna.pl asp. Krzysztof Kolator z ostrołęckiej policji, do zatrzymania mężczyzny z kobietą i dzieckiem doszło w gminie Troszyn. Jednak policja z tego miasta nie udziela więcej szczegółowych informacji. Z naszych informacji wynika, że do zatrzymania doszło w miejscowości Ojcewo.
Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że porywacz próbował uciekać. Nie zamierzał dobrowolnie się poddać.
W sprawie głos zabrał wiceminister Jarosław Zieliński, który powiedział, że policja od pierwszych chwil, od uzyskania informacji "robiła wszystko, żeby skutecznie znaleźć sprawców, odzyskać osoby uprowadzone, a następnie ukarać tych, którzy dokonali tego czynu". Szef MSWiA Joachim Brudziński podkreślił, że przy poszukiwaniach trzyletniej Amelii i jej mamy używany był helikopter Black Hawk. Jak zaznaczył, ma zapewnienie od premiera Mateusza Morawieckiego, że w tym roku będą pieniądze na zakup kolejnych takich śmigłowców.
"Ze wstępnych informacji, które posiadam (...), wynika, że obawiając się skutecznego pościgu, działań operacyjno-rozpoznawczych, ojciec z Amelką i kobietą ukrywał się w lesie, gdzie też, jak przy zatrzymaniu wspomniał, widział latające u góry nad nimi śmigłowce policji i straży granicznej"
- ujawnił rzecznik Komendy Głównej Policji.
Podkreślał, że policja była przygotowana na różne warianty, w tym na odbicie kobiety i dziecka siłą, jednak - jak relacjonował - nie trzeba było zastosować tego wariantu, a służby miały też przygotowanych mediatorów.
Funkcjonariusze nie wykluczają, że w sprawie porwania może dojść do kolejnych zatrzymań. "Od pewnego momentu początkowego przyjęliśmy jako bardzo prawdopodobną wersję, że w tym uprowadzeniu uczestniczył ojciec z co najmniej jednym wspólnikiem. Namierzaliśmy też tę osobę, mieliśmy wytypowaną i nie wykluczamy, że może dojść do kolejnych zatrzymań, oprócz tych dwóch mężczyzn" - mówił rzecznik.
Mąż porwanej 25-latki i ojciec Amelki starał się w 2018 r., by sąd zdecydował o wydaniu mu córki. Jego wniosek został oddalony.
Rzecznik prasowy Sądu Rejonowego sędzia Beata Wołosik poinformowała, że w lutym 2018 r. ten sąd oddalił wniosek ojca dziecka, bo matka dziewczynki wykazała w postępowaniu, że mężczyzna zgodził się, aby obie z córką zostały w Polsce. Ojciec chciał zabrać dziecko do Niemiec.
"Nadto, w oparciu o opinię biegłych psychologa i pedagoga sąd ustalił, że istnieje poważne ryzyko, iż powrót dziecka do Niemiec naraziłby je na szkodę fizyczną lub psychiczną oraz postawiłby je w sytuacji nie do zniesienia"
- poinformowała sędzia Wołosik. Sąd nie zgodził się także na wydanie dziecka ojcu w trybie konwencji haskiej, bo nie ma do tego podstaw.
Ojciec dziewczynki odwołał się od tej decyzji Sądu Rejonowego i Sąd Okręgowy w lipcu 2018 r. apelację mężczyzny oddalił.
Mediator Marek Makara powiedział TVP Info, że ojciec dziecka sam się z nim skontaktował w czwartek. Jak poinformował, dziewczynka została uprowadzona dwa lata temu przez matkę i babcię z terenu Niemiec.
Zdaniem Makary ojciec "walczył bezskutecznie z polskim systemem prawnym". Według niego to "desperacja" doprowadziła ojca do odebrania dziecka siłą.
Mediator relacjonował, że akcję chciano przeprowadzić w taki sposób, by ani dziecku, ani nikomu innemu nic się nie stało. "Szczególnie zależało nam też na ojcu, który był bardzo szykanowany" - dodał.
Jak mówił, w piątek ojciec ponownie się z nim skontaktował.
"Chciał przekazać matkę policji i udać się dalej z dzieckiem w stronę Niemiec. Próbowaliśmy negocjować, aby również dziecko zostało"
- zaznaczył Makara.
"W pewnym momencie doszło do dziwnego incydentu, gdyż człowiek, który był z panem Czarkiem (ojcem) wynajęty jako ochroniarz przez niego, zmienił jakby front, zmienił zdanie, po czym zaatakował gazem pana Czarka"
- powiedział mediator.
"Co wiemy z informacji od pana Cezarego, udał się z dzieckiem i matką w kierunku Łomży, gdzie zostali zatrzymani przez policję"
- podkreślił Makara.
Śledztwo w sprawie uprowadzenia prowadzi Prokuratura Okręgowa w Białymstoku.