"Niemcy uważają się za pewnego rodzaju wybrańców losu, którzy w sposób bardzo etyczny rozprawili się ze swoją historią, co nie jest do końca prawdą. Trzeba im pokazywać te luki, a Polska jest w tym przypadku ogromną luką w niemieckiej pamięci," - powiedział w rozmowie z niezalezna.pl prof. Andrzej Przyłębski, ambasador Polski w Niemczech w latach 2016-2022. Dyplomata uczestniczył w drugim dniu VIII Nadzwyczajnego Zjazdu Klubów "Gazety Polskiej", gdzie wraz z posłem PiS Arkadiuszem Mularczykiem prowadzili panel pt. "Reparacje jako realne pojednanie".
Niezalezna.pl: Reparacje wojenne od Niemiec - dostaniemy czy nie dostaniemy? Są na to szanse? Mówi się o perspektywie nawet kilkudziesięciu lat.
Prof. Andrzej Przyłębski: Są szanse, ale to będzie długoletni proces, dlatego że musimy przekonać niemiecką opinię publiczną - tak jak przekonała Namibia, a teraz przekonują Grecy - że im się po prostu należy. Także jeżeli nam się uda, to jak najbardziej tak. Jest to jednak praca na wiele lat, dlatego że o Polsce, o okupacji w Polsce w Niemczech prawie nic nie wiadomo. Okupację w Polsce rozumie się tam tak, jakby to była okupacja w Holandii czy we Francji. Natomiast wiedzy o tym, jak było naprawdę - nie ma, dlatego trzeba tą wiedzę szerzyć na tyle, że zwykły Niemiec wstydził się i powiedział, że z Polską należy się po prostu rozliczyć.
Wizerunek publiczny od zawsze był dla Niemców niezwykle ważny. Teraz, kiedy opublikowany 1 września raport o stratach wojennych, jakie nasz kraj poniósł w konsekwencji niemieckiej zbrodni na Polakach, obiegł cały świat, Niemcy mogą nie być postrzegane już tak pozytywnie, jak były wcześniej.
Tak, kwestia wizerunkowa jest tu niebywale ważna. Niemcy uważają się za pewnego rodzaju wybrańców losu, którzy w sposób bardzo etyczny rozprawili się ze swoją historią, co nie jest do końca prawdą. Trzeba im pokazywać te luki, a Polska jest w tym przypadku ogromną luką w niemieckiej pamięci, przypominać. Nie tylko na poziomie reparacji, ale również na poziomie podręczników szkolnych do historii. Tam właśnie te kwestia muszą zostać poruszone.
W Polsce, jak wiemy, powstał przedmiot "Historia i teraźniejszość", który ma jeszcze bardziej przybliżyć młodzieży historię naszego kraju, a także stosunki, jakie mieliśmy w przeszłości z innymi krajami. Być może w Niemczech powinno się wdrożyć tego typu przedmioty, podręczniki.
Zdecydowanie. A co ciekawe, może nie tyle, co nowe przedmioty, a po prostu korekty w podręcznikach. I nie mowa tu o wielkich korektach. Wystarczyłoby dosłownie 5-6 zdań, w których byłaby mowa o Polsce, o inwazji na Polskę we wrześniu w 1939 r. Te kilka zdań wystarczyłoby, aby młodzież miała wiedzę, że to jednak nie tylko Holocaust, ale okupacja w Polsce była czymś strasznym.
Żądanie reparacji wojennych od Niemiec jest w pełni uzasadnione. Miejmy nadzieję, że przekonanie tamtejszej społeczności, co do słuszności Polski w tej kwestii nie potrwa zbyt długo. Czy w przyszłości Polska powinna oczekiwać może nie tyle, co reparacji, a zadośćuczynienia również od Rosji? Raczej nikt nie zaprzeczy, że Rosjanie byli nie mniejszymi zbrodniarzami wobec Polaków, jak teraz wobec Ukraińców.
Tak, ale tu jest taki mały problem. Reparacje wypłacają kraje pokonane, zaś od tych, które pokonane w konflikcie nie były faktycznie możemy mówić o czymś w rodzaju zadośćuczynienia. Myślę, że narazie musimy obserwować poczynania Rosji na Ukrainie. Zobaczymy, co stanie się po tym, gdy Rosja zakończy wojną na Ukrainie. Bo po tym z pewnością będzie musiała zapłacić Ukrainie reparacje. Tu też ciekawa kwestia, w jakim stanie będzie finansowym będzie wtedy Moskwa. W Instytucie Strat Wojennych, gdzie mam zaszczyt zasiadać w radzie, jest już montowana grupa naukowców, którzy będą liczyć straty na Wschodzie.
Zapowiadano, że kwota, która została podana 1 września przy opublikowaniu raportu, może wzrastać. Czy faktycznie podlega ona waloryzacji?
Tak, dlatego też kwota, której żądalibyśmy od Niemców jest już wyższa niż ta, która była podana 1 września. Więc tak - oczywiście - podlega ona waloryzacji.