W niedzielę w programie „W punkt” w Telewizji Republika poseł PO Artur Łącki został zapytany o aferę gorzowską (skandal dotyczący mobbingu i otrzymywania propozycji pracy za seks w WORD, czyli instytucji podległej działaczom z jego partii). Zamiast odpowiedzieć uśmiechnął się i zaczął mówić… o PiS-ie.
To zachowanie sprawiło, że postanowiliśmy sprawdzić, jakie zdanie mają na ten temat inni politycy Platformy Obywatelskiej.
Co na to szef lokalnej PO?
Ponieważ skandal dotyczy Gorzowa Wielkopolskiego, zapytaliśmy o aferę szefa lubuskich struktur Platformy Obywatelskiej, posła Waldemara Sługockiego. - Ta sprawa powinna być zbadana przez odpowiednie organy państwa, czyli przez prokuraturę i ewentualnie sąd, bo tak to wygląda w państwie demokratycznym, w państwie prawa - stwierdził.
- Natomiast uważam też, że na czas wyjaśniania sprawy dyrekcja WORD-u powinna być albo na urlopie, albo zawieszona w pełnieniu obowiązków. Dopiero po wyjaśnieniu sprawy, albo wracają do pracy, albo pracę tracą, w zależności od tego, jak zakończy się postępowanie. Takie jest moje stanowisko
- zakończył.
W trakcie swojej wypowiedzi ani razu nie wspomniał o poszkodowanej kobiecie.
Głuchy telefon
Komentarz próbowaliśmy uzyskać także od posłanki Krystyny Sibińskiej, u której bezskutecznie szukała pomocy Magdalena Szypiórkowska, była już pracownica gorzowskiego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego.
Właśnie wobec tej parlamentarzystki oraz marszałek województwa lubuskiego Elżbiety Polak najczęściej formułowane są zarzuty o próby zamiecenia sprawy pod dywan. Co nam powiedziała?
Wprawdzie Sibińska odebrała telefon, jednak po tym, jak nasz reporter się przedstawił i zadał pytanie, natychmiast powiedziała: "bardzo przepraszam pana, ale jestem na uroczystości rodzinnej" i zakończyła rozmowę.
Platformiana cisza
Absurdalnie na pytanie zareagował wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej Cezary Tomczyk. - Nie wiem, nie słyszałem, jestem poza Warszawą - odparł.
Z kolei inny polityk PO Marcin Kierwiński telefonu nie odebrał, ale poprosił o pytanie smsem. Wysłaliśmy. Przez kilka godzin odpowiedź nie nadeszła.
Dwojaki komentarz
Sprawę w rozmowie z portalem Niezalezna.pl skomentował także poseł Bogusław Sonik (PO).
- Z jednej strony jest pani, która uważa, że jest poszkodowana, była przedmiotem molestowania i niemoralnej propozycji. Tu brak jest co prawda oświadczenia drugiej strony. Drugim aspektem tej sprawy jest niewłaściwa reakcja administracji samorządowej. W szczególności wywieranie nacisku na prasę i domaganie się usunięcia dziennikarza. To odzwierciedla sytuację prasy lokalnej w mniejszych ośrodkach, jest ona w dużej części zależna od finansowania przez lokalne samorządy
- zauważył Sonik.
Chodzi o naciski, jakie marszałek województwa lubuskiego Elżbieta Polak (PO) miała wywierać na "Gazetę Lubuską", domagając się usunięcia dziennikarza opisującego skandal. Polak (przez swojego rzecznika) zwróciła się do gazety z wnioskiem o "weryfikację", kogo zatrudnia.
W pewnym momencie Sonik zaczął opowiadać o... książce o Radomsku, "która w dużej mierze opowiada o polskich patologiach samorządów" - jako "agencjach pracy dla swoich ludzi". Jego zdaniem podobne problemy dotyczy wielu innych miast.
- Jak najszybciej prokuratura powinna to wyjaśnić. Musi to być też przestroga na przyszłość - trzeba na takie rzeczy reagować natychmiast
- dodał Sonik.
Oburzenie, ale nie pod nazwiskiem
Na rozmowę zgodził się jeszcze jeden ze znanych posłów Platformy Obywatelskiej, który jednak poprosił o o anonimowość. Polityk stanowczo stwierdził:
- To bulwersujące, obrzydliwe. Sprawa do srogiej kary.
Nie chciał jednak wypowiedzieć się pod nazwiskiem. Najwyraźniej mówienie prawdy o tym skandalu, jest w PO źle widziane.