Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polityka

Nowa szansa Razem - teraz jej nie zmarnują? Między lewicą, neoliberałami a postkomuną

Jeden obrazek szczególnie uderza ostatnio w mediach wspierających liberalny układ. To krzywe miny polityków Koalicji Obywatelskiej na słowa posłów i posłanek Razem. Donald Tusk liczył na to, że na długo spacyfikuje lewicę. Ucieczka partii Adriana Zandberga i Marceliny Zawiszy z postkomunistycznych objęć to dla trzynastogrudniowców nie mniejszy kłopot niż rozpad Trzeciej Drogi - pisze Krzysztof Wołodźko w "Gazecie Polskiej".

Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, jeśli powiem, że do wakacyjnego numeru „Nowego Państwa” przygotowałem wywiad z Janem Śpiewakiem, aktywistą społecznym, który przed dekadą nagłośnił aferę reprywatyzacyjną w Warszawie rządzonej przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Rozmawialiśmy także o Razem, najmłodszej obok Konfederacji partii, liczącej się na polskiej scenie politycznej. Formacji z mniejszą popularnością niż „Konfa”, diametralnie innym programem, ale mocno podobnym wiekowo elektoratem. Na tyle nieufnym wobec największych politycznych graczy III RP, że doczekał się szyldu Konfede-Razem. 

Upadki i wzloty partii Zandberga

Autor „Patopaństwa” nie żałuje beniaminkowi lewicy dobrych słów, ale nie szczędzi też krytyki. O szczegółach mówić nie będę – wszystko będzie jasne, gdy rozmowa ukaże się drukiem. 

Nie da się jednak ukryć, że Razem stało się dziś najistotniejszym punktem odniesienia dla rosnącego grona lewackich, centrolewicowych i altleftowych wyborców i wyborczyń. Dużo zależy od tego, czy licząca dekadę formacja znów na dobre zafiksuje się na obyczajowej krytyce PiS/prawicy, czy jednak postawi na prospołeczną agendę. 

I jeszcze jedna rzecz, niszcząca dla Razem. Rzadko kto wie, że parę lat po powstaniu młodzi goszyści sami sobie zafundowali głęboki wewnętrzny kryzys, urządzając na swoim wewnętrznym partyjnym forum obyczajową czystkę, wywlekając jedni przeciw drugim bardzo pikantne szczegóły wzajemnych relacji. Z tak toksycznych sytuacji ludzie uciekali w popłochu, bo nie chcieli, żeby ich intymne sprawy toczyły się w ciasnych ramach partyjnego panoptykonu. 

Gdy w październiku 2024 r. Magdalena Biejat, Anna Górska, Daria Gosek-Popiołek, Dorota Olko i Joanna Wicha zdecydowały się opuścić szeregi Razem, jedni ciężko westchnęli, a drudzy odetchnęli z ulgą. Partia była już po opuszczeniu rządzącej koalicji, Adrian Zandberg, który zdecydowanie wziął w ręce partyjne sprawy, nie marnował okazji, by wypunktować poczynania Donalda Tuska, jego gabinetu i sejmowej większości.  

W polityczno-medialnym światku, bez mrugnięcia okiem żyrującym poczynania władzy, najpierw zapanowała konsternacja, później złość. Tajemnicą poliszynela jest, że lewica traktowana jest co najmniej protekcjonalnie przez swoich neoliberalnych protektorów. Nawet młode polityczki koncesjonowanej lewicy coraz rzadziej robią dobrą minę do złej gry. Doskonale wiedzą, że interesy „wąsatych januszów” z PSL są ważniejsze od ich oczekiwań. 

Razem może więcej

Na jeszcze więcej może pozwolić sobie dziś Razem – w telewizyjnych studiach Marcelina Zawisza nie pozostawia suchej nitki na Michale Szczerbie, karykaturalnie wręcz sfrustrowanego porażką wyborczą Rafała Trzaskowskiego. Nikt nie ma też wątpliwości, że regularne podjazdy Zandberga w sprawie koryciarstwa obecnej koalicji zaszkodziły poważnie w kampanii wyborczej Rafałowi Trzaskowskiemu. I szkodzą dziś Tuskowi, który tuż po swoim exposé coraz bardziej poirytowany słuchał reprymendy „Wielkiego Duńczyka”. 

Na tym nie koniec – lider Razem do szewskiej pasji doprowadza „silniczków”, czyli giertychowców usiłujących z pomocą TVN i „Gazety Wyborczej” szerzyć powyborcze foliarstwo. Bo tylko tak da się nazwać rozpaczliwe próby wmówienia opinii publicznej, że wybory prezydenckie w Polsce właściwie nadają się do powtórzenia. 

Zgiełk politycznych zmagań, podchody, potyczki i bitwy to jedno. Nie mniej istotna jest próba określenia szerszego obrazu. Pewne jest jedno – fakt, że Razem chce uciec spod liberalnych wpływów, nie oznacza, że znajdzie się w polu oddziaływania Prawa i Sprawiedliwości. Trzeba to powiedzieć sobie jasno, żeby uniknąć zbędnych kalkulacji i rozczarowań. Gdy zmieni się władza w Polsce, Razem będzie tak samo albo jeszcze bardziej bezwzględnie pryncypialne wobec prawicy. 

Lewica, czyli poddani liberałów

W specyficznym kręgu politycznych, środowiskowych, koteryjnych uwarunkowań pewne jest jedno: po upadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej za czasów Leszka Millera postkomuniści stali się wasalami Platformy Obywatelskiej, nieustannie dyscyplinowanymi przez liberalne media. A wasalami postkomunistów są wszystkie partyjki i postaci, które zasiedlają i zasilają Nową Lewicę. 

Ktoś pewnie powie, że PZPR-owcy w końcu pójdą do marksistowskiego nieba, w którym przez wieczność będą musieli czytać „Kapitał” Karola Marksa.

Ale systemowe uwarunkowania pozostaną na znacznie dłużej – kooptacja do platformerskiego obozu dała miękkie lądowanie starym towarzyszom, ale dla całej formacji kończy się skarłowaceniem. 

Uciekając z objęć Nowej Lewicy, Razem nie tylko uratowało się przed bieżącymi konsekwencjami koalicyjnego kryzysu, ale zyskało zaufanie młodszych wyborców i wyborczyń. To już nie są ich rówieśniczki i rówieśnicy sprzed dekady – elita Razem postarzała się nieco. Pytanie, czy politycznie zmądrzała.  
Zbójeckim prawem publicystów jest dawanie politykom dobrych rad, nawet jeśli o nie nie proszą i ich nie słuchają. Partii Razem, jak się zdaje, opłacają się minimum trzy rzeczy. Pierwsza – mocno socjaldemokratyczny program społeczny, którego partia musi się konsekwentnie trzymać. 

Miliony wyborców Adriana Zandberga w I turze prezydenckich wyborów pokazały, że – wbrew razemowym eksperymentom z ostatniej dekady – mocniej wybijany prospołeczny przekaz opłaca się bardziej niż ostentacyjnie tęczowa agenda. Żeby było jasne: Razem nie stanie się partią altleftu, chyba że na czele młodych goszystów stanęłoby małżeństwo Okrasków. Ale antyestablishmentowy elektorat dzisiaj chce nie tylko piwa ze Sławomirem Mentzenem; socjalny elektorat domaga się przekonującej oferty w sprawach bytowych. Od lewicy w III RP nigdy go tak naprawdę nie dostał. A klasa ludowa – w tej sprawie analizy mówią wszystko – ufa przede wszystkim bardziej konserwatywnemu, lepiej osadzonemu w Polsce mniejszych miejscowości PiS-owi. 

Słyszałem nie raz i nie dwa wielkomiejskich razemowców i razemówki, kręcących nosem, że „nie wiadomo, jak naprawdę jest z tą klasą ludową”. Po 1 czerwca 2025 roku nikt przytomny na umyśle nie powinien mieć w tej sprawie wątpliwości.

Wierchuszka PO wściekła na Razem

Po drugie – mocno socjalny program będzie odpychał Razem od tuskowych „demokratów i liberałów”. Podobnie jak antyestablishmentowa retoryka. Z perspektywy prawicy to być może – przynajmniej teraz – największy walor młodych goszystów. Jeśli realnie wybiją się na niepodległość wobec tzw. Nowej Lewicy, zaszkodzą Tuskowi i jego dworowi. 

To widać już dzisiaj – wściekłość na Razem ludzi takich jak Marcin Kierwiński będzie tylko rosła, szczególnie jeśli partii Zandberga i Zawiszy słupki zaczną rosnąć, a Czarzastemu, Biejat i Annie Marii Żukowskiej – spadać. Nie chodzi jedynie o socjalny i obyczajowy program, który jest mocno nie w smak koalicyjnym neoliberałom i konserwatystom. Dla KO poważnym problemem jest to, że ktokolwiek, kogo trudno zapisać do PiS (choć czynione są takie próby), ośmiela się podważać punkt widzenia, dobrą wolę i realne interesy „walczących demokratów”. Utrata wpływów przez koncesjonowaną lewicę spowoduje, że partia Donalda Tuska straci częściowo grunt pod nogami tam, gdzie dotąd czuła się pewna. 

Po trzecie – w nie tak dalekiej przeszłości Razem dość płynnie przeszło od sekciarskiego myślenia o polityczności do skrajnie konformistycznego wejścia w zależność od postkomunistów. Zaczęło się od szumnych wypowiedzi o tym, że „nigdy ze starą lewicą!” i wstydliwych dziś zapewne czystek we własnych szeregach. Skończyło się na więdnięciu i blaknięciu w czułych uściskach Czarzastego i Tuska. I na ogromnym odpływie ludzi, rzucających partyjne legitymacje. 

Dzisiaj liderzy i liderki Razem chwalą się głośno, że tysiące osób przyłączają się do ich formacji. Powiadają, że wreszcie stworzą szersze struktury i na dobre wyzwolą od patologicznych układów między lewicą, neoliberałami i postkomuną. Nie tylko altleft ma w tej sprawie wątpliwości. Ale rosnące poirytowanie w tuskowych szeregach i socjalną agendę warto wziąć za dobrą monetę. 

Źródło: Gazeta Polska