Z różnych powodów ubiegły tydzień obfitował w dramatyczne sytuacje zarówno w Polsce, jak i na świecie – u nas walczono ze skutkami klęski żywiołowej, zachodnia Europa kolejny raz, właściwie kilka razy, padła ofiarą terroru. Wnioski płynące z tych nieszczęśliwych wydarzeń również nie nastrajają optymistycznie.
Na to, że Polacy, czy mówiąc ściślej, polska klasa polityczna, potrafi zjednoczyć się w obliczu zagrożenia, trudno liczyć już od dawna, ostatnie złudzenia zniknęły w kwietniu 2010 r. Niestety również teraz, gdy wiele rodzin dotkniętych jest prawdziwym nieszczęściem, nad ich głowami i z wykorzystaniem ich cierpienia trwa polityczna wojna. Tydzień temu ostrzegałem, że dla rządu, który swój wizerunek opiera na empatii i uwadze poświęcanej zwykłym Polakom, wrażenie, że w obliczu klęski żywiołowej wykazał się niedostatkami empatii i działania, będzie dużym wizerunkowym kłopotem.
Rząd podjął wiele działań mających na celu pomoc dotkniętym przez nawałnicę rejonom, jednak opozycja zaatakowała bezlitośnie. Wystarczy przejrzeć aktywność jej polityków w mediach tradycyjnych i społecznościowych, by zauważyć przykre zjawisko. Nawet potrzebne i szlachetne inicjatywy, polegające na niesieniu pomocy potrzebującym, odbywają się „przeciwko czemuś” – by pokazać, że rząd nie daje sobie rady i tylko opozycja potrafi uratować sytuację.
Impuls do takich działań dał Grzegorz Schetyna, oferujący w zdecydowanie nieprzyjaznym tonie pomoc „doświadczonych samorządowców PO”, którzy wszelkie problemy mieli rozwiązać w 48 godzin. Do boju rzucono chyba cały skład z pamiętnego przeciągania samolotu Amber Gold na gdańskim lotnisku, sytuacja jednak wciąż nie jest rozwiązana. Widać jedynie, jak fatalnie na współpracy odpowiedzialnych za bezpieczeństwo instytucji odbija się „kohabitacja” między rządem a opozycją totalną. Tak jakby część samorządowców wyszła z założenia, że to, co stanowi ich obowiązek, nie musi być ich faktycznym problemem w sytuacji, w której skutkami zaniedbań obciążyć można znienawidzony rząd w Warszawie.
Co więcej, pojawiły się klasyczne, lecz onieśmielające poziomem swojej bezczelności fake newsy, jak choćby rzekome zdjęcie butów premier Beaty Szydło, w rzeczywistości pokazujące buty wojewody – tak jakby obuwie było tu sprawą kluczową. Z falą krytyki spotkał się też wywiad z szefową rządu w programie „Gość Wiadomości”, dokładniej zaś fakt przeprowadzenia rozmowy w remizie strażackiej. Stanisław Gawłowski, polityk Platformy Obywatelskiej, zażądał wręcz przeprosin, ponieważ jako element scenografii wykorzystano wozy strażackie zakupione za rządów PO.
Hasło „Beata, przeproś” to główne zawołanie zatroskanej losem mieszkańców Pomorza opozycji. Atakowano też Antoniego Macierewicza za wybrany sposób transportu, przede wszystkim zaś za brak akcji Wojsk Obrony Terytorialnej. Opluwana dotąd „prywatna armia Macierewicza” nagle okazała się niezbędna i wyczekiwana, pominięto jednak, że na miejscu nie było jej w wyniku wcześniejszego oporu lokalnych polityków PO blokujących jej tworzenie w tym województwie. Terytorialsi zaś, jak sama nazwa wskazuje, przywiązani są do miejsca, obecnie zaś WOT działa dopiero w trzech województwach na wschodzie Polski. Wreszcie poseł Platformy Michał Szczerba zaatakował wicepremiera Mateusza Morawieckiego za to, że pomoc dla poszkodowanych będzie opodatkowana, choć już dzień wcześniej Ministerstwo Finansów zapowiedziało inicjatywę idącą w przeciwnym kierunku. W tym samym zresztą czasie czytelnicy „Gazety Wyborczej” mogli się dowiedzieć, że i rządowa pomoc nie jest tak naprawdę niczym dobrym, oducza bowiem ludzi ubezpieczania się. O tym zaś, że trzeba się ubezpieczać, mówił już Włodzimierz Cimoszewicz w 1997 r.
Jak wspomniałem, trudno z tej sytuacji wyciągać optymistyczne wnioski. Samorządy bardziej niż na pomoc obywatelom nastawione są na konflikt z rządem, deklarując zaś skuteczność i samodzielność, bez rządowej pomocy zwyczajnie sobie nie radzą. Rząd zaś, choć podejmuje wiele działań mających na celu likwidację szkód, gorzej wypada wtedy, gdy opiera się na informacjach, które powinien otrzymywać z dołu. W sytuacji konfliktu politycznego zasada pomocniczości najwyraźniej przestaje się niestety sprawdzać, jednak fakt, że klęska żywiołowa pokazuje brak współdziałania pomiędzy władzami szczebla lokalnego i centralnego, jest bardzo niepokojący. Pozostaje praca zwykłych ludzi na dole i kierowanie do nich odpowiedniej pomocy – wojska, strażaków, instytucji finansowych, nie może być to jednak przestrzeń rywalizacji.
Innym jeszcze aspektem tragedii, która dotknęła północ Polski, jest hipokryzja rzekomych obrońców przyrody. Straty, o wiele większe niż te, które powoduje – jeśli przyjąć argumentację ekologów – wycinka w Puszczy Białowieskiej, nie robią na nich żadnego wrażenia. „Żadne drzewo nie jest nielegalne” chciałoby się powiedzieć naukowcom, parafrazując modne kilka lat temu hasło, że monokultura sosnowa nie stanowi żadnej wartości i z punktu widzenia przyrody nie stało się właściwie nic. Możemy być pewni, że gdyby jednak te same drzewa chciał wyciąć minister Szyszko, szybko ich losem zainteresowałyby się liczne organizacje pozarządowe i Unia Europejska. Politycznie atrakcyjna jest dla nich jednak wyłącznie Puszcza Białowieska. Co ciekawe, coraz częściej słyszymy informacje o aktach przemocy, jakich dopuszczać mają się ekolodzy (a może już ekoterroryści) wobec leśników, a ostatnio również wobec księdza – kapelana Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych i ministra środowiska. Czy Białowieża stanowi swoisty poligon doświadczalny przed wprowadzeniem elementu fizycznej przemocy do polskich protestów?
Podczas gdy Polska zmaga się z konsekwencjami naturalnych zjawisk, na Zachodzie dochodzi do kolejnych aktów terroru. Wysyłający bliźniaczo podobne tweety wyrażające współczucie Donald Tusk tym razem musiał wspomnieć o mieszkańcach Barcelony. W Hiszpanii, w której od czasu pamiętnego zamachu w metrze panował względny spokój (z terroru zrezygnowali również walczący o niepodległość Baskowie), rozwinęły się struktury IS, które dały o sobie znać nie tylko w stolicy Katalonii. W zeszłym tygodniu doszło też do kilku drobniejszych, lecz równie niepokojących wydarzeń w innych krajach, a obecnie stan podwyższonej gotowości panuje we Włoszech.
Europejskiej lewicy nie skłania to jednak do żadnych głębszych wniosków. Symboliczne jest nagranie, w którym kondolencje ofiarom z Marsylii składa socjalista Martin Schulz, a za jego plecami cały czas widzimy zaśmiewającą się partyjną koleżankę kandydata na kanclerza Niemiec. Jednak i u nas nie zabrakło osób, które uznały, że dramat w Katalonii to okazja, by zabłysnąć w mediach. Jak zwykle w takich okolicznościach dowiedzieliśmy się, że więcej osób ginie w wypadkach samochodowych i z powodu grypy, nie wydarzyło się więc nic specjalnego. „Skala zamachu? Prymitywne zabicie jedynie 13 osób (z szacunkiem dla wszystkich ofiar). Skala jest dramatycznie... mała” – napisał na Twitterze Marek Migalski. Jednych rozczarowuje więc skala zamachu, inni próbują kontynuować pedagogikę wstydu, martwiąc się, że nie jesteśmy atrakcyjni dla terrorystów.
Czy ten tydzień będzie lepszy? Zaczynamy go od nowych, bardzo niepokojących wiadomości dotyczących śmierci posła Rafała Wójcikowskiego. Przed służbami naszego rządu kolejne bardzo trudne zadanie.