Pięć lat temu z racji końca kadencji prezydenta i, w bliskiej już przecież perspektywie, parlamentu na Twitterze pojawiła się formułowana przez wielu obserwatorów życia politycznego opinia, że mamy do czynienia z najciekawszą kampanią od lat. Okolicznościowy hashtag towarzyszył końcówce wyborów prezydenckich, lecz wkrótce okazało się, że opisuje również przygotowania do wyścigu do Sejmu i Senatu. Historia nie ma chyba zamiaru się powtórzyć, ostatnie dni zapowiadają natomiast kampanię najobrzydliwszą.
Kampanię najważniejszej rywalki Andrzeja Dudy, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, znakomicie ilustrują dwa obrazy. Przy czym jeden symbolicznie zawiera w sobie całą oficjalną sferę kreowania wizerunku przyszłej potencjalnej pani prezydent; drugi zaś to zamknięte w jednej klatce wszystkie demony walki brudnej, nieuczciwej i agresywnej. A więc takiej, której oficjalnie nie pochwalą ani Kidawa-Błońska, ani jej współpracownicy.
Zabierzcie jej mikrofon!
Słowa są jednak nic niewarte, gdy idą za nimi takie właśnie symboliczne obrazy. Co więc zobaczyliśmy? Całą nędzę oficjalnej, klasycznej kampanii, opartej na wystąpieniach publicznych kandydatki. Kiedy w Warszawie Małgorzata Kidawa-Błońska swoim wystąpieniem zainaugurowała działalność sztabu obywatelskiego, jej najbliżsi współpracownicy czyhali na kropkę w jej słowach, po czym wręcz ścigali się, który pierwszy zabierze jej mikrofon. – Ja jeszcze nie skończyłam – broniła się Kidawa-Błońska. Czy czeka nas (kolejny, po Wałęsie i Komorowskim) prezydent, któremu trzeba będzie wyłączać mikrofon? I kto będzie to wówczas robił?
Bycie kronikarzem wpadek obecnej wicemarszałek Sejmu to zadanie wdzięczne, kolejne teksty piszą się właściwie same, a każdy dzień to nowy temat. I jej otoczenie zdaje sobie z tego sprawę. Trudno jednak dopatrzyć się w jego działaniu jakiegokolwiek pozytywnego planu, mogącego przyciągnąć tych wyborców, którzy do oddania głosu na polityk Platformy Obywatelskiej potrzebują innej motywacji niż nienawiść do Andrzeja Dudy.
Cygara dla Tuska
Zaangażowanie w kampanię Donalda Tuska jest posunięciem raczej z arsenału działań bazujących na złych niż dobrych emocjach, jest też przykładem myślenia życzeniowego – i to w podwójnym wymiarze. Sztabowcy przeceniają bowiem zarówno znaczenie Tuska w dzisiejszej polskiej polityce i jego potencjalny wpływ na oczekiwane decyzje wyborców, jak i zaangażowanie samego byłego premiera, a obecnego lidera Europejskiej Partii Ludowej.
Nie sposób bowiem nie zauważyć, że Tusk, bardzo długo zwlekający z zameldowaniem się w obozie Kidawy-Błońskiej, w trwającej kampanii pojawia się za plecami dwójki innych kandydatów – Władysława Kosiniaka-Kamysza z PSL (też w EPL) i Szymona Hołowni, w którego otoczeniu nie brak kolegów dawnego przewodniczącego Platformy, z ministrem Jackiem Cichockim na czele. Tusk wydaje się więc nie wierzyć zbytnio we własną koleżankę i na wszelki wypadek zabezpieczać też inne warianty. Kiepska to rekomendacja.
Z kolei wielka popularność Tuska w społeczeństwie to dawno już zapomniana melodia przeszłości. Nie bez powodu przed oficjalnym ogłoszeniem nazwiska kandydatki Koalicji Obywatelskiej potencjalni sojusznicy dystansowali się wobec branej jeszcze wówczas pod uwagę kandydatury Tuska, zwracając uwagę na towarzyszące jego nazwisku złe emocje, więc i potencjał bardziej do dzielenia niż łączenia Polaków. Nie bez powodu też w ostatnich dniach politycy obozu rządzącego o zapowiadanym poparciu, którego miał udzielić Kidawie-Błońskiej, mówili z rozbawieniem i lekceważeniem. Tusk po 2015 r. nie pomógł swoim kolegom w żadnej sprawie, nie tylko wtedy, gdy tego nie chciał. Zainteresowanie jego działaniami i sympatiami słabło poza gronem najwierniejszych sympatyków, zupełnie odwrotnie niż emocje, jakie budził wśród krytyków.
Zauważmy, że jednym z pomysłów PiS na dyskredytację Małgorzaty Kidawy-Błońskiej wśród wyborców było właśnie wskazywanie na jej polityczne i personalne związki z dawnym liderem. Po jego deklaracji MSZ, jak w starych dobrych czasach, powinno polecić placówce w Hawanie znalezienie dla Tuska kilku pudełek najlepszych cygar.
Przytul hejtera
Jak więc widzimy w oficjalnej kampanii brak pomysłu przeplata się z brakiem wyczucia nastrojów społecznych, a na to wszystko nakłada się strach przed własną kandydatką i jej kolejnymi wpadkami. Dlatego też coraz bardziej widać, że to, co oficjalne, będzie tylko słabą warstwą makijażu na prawdziwym obliczu akcji #Kidawa2020. Prawdziwy pomysł pierwszy raz zobaczyć mogliśmy w Pucku, gdy osoby doskonale znane choćby z rozbijania spotkań Patryka Jakiego czy codziennego nękania pracowników TVP Info najpierw zakłócały wystąpienie Andrzeja Dudy, następnie zaś, bynajmniej się nie kryjąc, udały się po pochwały do swojej kandydatki i otrzymały je. – Było was słychać – chwalił współpracownik Kidawy-Błońskiej, ta zaś obściskiwała i chwaliła zadymiarzy.
Kilka lat temu przez media przetoczyła się skierowana do dzieci i młodzieży kampania społeczna pod hasłem „Przytul hejtera”. Jej wpływ na adresatów nie był zbyt duży, okazuje się jednak, że zapewniła ona motto dla sztabu kandydatki KO. „Oburzeni mieszkańcy Pucka” stali się szybko równie wzburzonymi mieszkańcami Łowicza, by jeszcze tego samego dnia odnaleźć się też w roli gniewnych telewidzów katujących cały kwartał ulic warszawskiego Śródmieścia odtwarzanym głośno sygnałem dawnego dziennika telewizyjnego. Ta sama grupa zajmuje się też klasycznymi dla służb (czyżby dawne nawyki?) zajęciami, takimi jak stała obserwacja lokalu warszawskiego sztabu Andrzeja Dudy i fotografowanie wychodzących z niego osób.
Fake newsy
Obecność „lotnej brygady opozycji” to jednak tylko jeden z przykładów na to, jak sztabowcy i sympatycy Kidawy-Błońskiej widzą walkę z Andrzejem Dudą. Kolejnym polem, na którym towarzystwo to czuje się silne, są fake newsy i nagonki. Andrzej Duda cieszy się sporą sympatią społeczną i prowadzi w sondażach, atak przybiera więc skalę wcześniej niespotykaną, a desperacja każe sięgać po drastyczne środki.
„Gazeta Wyborcza” zajęła się atakiem na szefową sztabu Andrzeja Dudy, mec. Jolantę Turczynowicz-Kieryłło. Prawniczka, w swoim czasie napadnięta w Milanówku przez osobę znaną jako internetowy hejter, w weekendowym materiale przedstawiona została jako napastniczka, ponieważ stanęła w obronie siebie i swojego syna. „Wyborcza”, na co dzień krytykująca przemoc wobec kobiet, uznała, że nawet w tak sztandarowej dla niej kwestii są jednak wyjątki.
Atak na Dudę, również obyczajowy, prowadzi też cały czas gadzinowy „Sok z Buraka”, personalnie związany z kampanią Kidawy-Błońskiej poprzez osobę Martina Mycielskiego, administratora strony, prowadzącego sprawy kandydatki KO w Belgii.
To wszystko zaś jedynie bardziej zbrzydzi Polaków do polityki, lecz raczej nie pomoże kandydatce. Zostanie bowiem słusznie odebrane jako brutalny atak na lubianego prezydenta, więc – pośrednio – na wszystkich jego sympatyków. Których i hejt (wiele przykładów nie zmieściło się w tym tekście), i Tusk, i wpadki Kidawy-Błońskiej będą mobilizować.