Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Czy Rosja zaatakuje NATO?

Rosyjska propaganda twierdzi, że Władimir Putin podjął już decyzję o konflikcie z państwami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Nawet jeśli tak, to nieudolność rosyjskiej armii na Ukrainie świadczy o tym, że taki scenariusz jest niewykonalny. Przy obecnym rozwoju wypadków nawet założenia nakreślone przez rosyjskiego prezydenta w programowym przemówieniu przed rozpoczęciem ataku na Ukrainę, dotyczące odbudowy Związku Sowieckiego i sowieckiej strefy wpływów w Europie, wyglądają na mocno przeszacowane. 

Choć mamy do czynienia z wojną konwencjonalną i wykorzystaniem tradycyjnych narzędzi pola walki, to można już dziś postawić tezę, że rosyjska potęga militarna to wyłącznie mit na potrzeby wewnętrzne. To, co pięknie prezentuje się na dorocznych paradach na pl. Czerwonym, w rezultacie grzęźnie w błocie lub jest doszczętnie niszczone przez przeciwnika.

Słaba armia Putina

Jeśli współczesna Rosja ma w czymś przypominać Związek Sowiecki, to właśnie są to kwestie uzbrojenia. Gros sprzętu zwożonego na Ukrainę pochodzi bowiem ze starych magazynów. Nie chodzi wyłącznie o ciężarówki czy karabiny, ale także łączność, którą łatwo można namierzyć i podsłuchiwać. Zawodzi także strategia dowodzenia, rodem z poprzedniej epoki. Na front wysłano nieprzygotowanych rekrutów, zmęczonych kilkumiesięcznymi manewrami. Poborowi chcieliby zajmować się swoimi smartfonami jak ich rówieśnicy na Zachodzie, a każe im się biegać z karabinami i zabijać ludność cywilną. Oni nie wiedzą, o co chodzi Putinowi. Obecne straty sprzętu szacowane są na 40 proc. Rozbita została główna, kilkudziesięciokilometrowa kolumna, która miała szturmować Kijów. Na froncie poległo już dwóch generałów i kilku czołowych dowódców. Rozbite zostały elitarne oddziały Gwardii Narodowej, które szły na stolicę. Pod Charkowem wyeliminowano 200 Samodzielną Brygadę Strzelców Zmotoryzowanych, doszczętnie zniszczono też 155 Oddzielną Brygadę Morską. Ukraińcy wyeliminowali także kilkuset komandosów ze specnazu, część najemników z Grupy Wagnera, a podkijowskie drogi są pełne porozrzucanych ciał Czeczeńców Kadyrowa. 

Rosja straciła główne punkty dowodzenia, Władimir Putin aresztował szefów wywiadu, niektóre brygady strzelały same do siebie. Mnożą się przypadki dezercji, poddawania się całych oddziałów, odmawiania wykonywania rozkazów. Gigantyczne straty ponosi lotnictwo. Przystąpienia do wojny odmawia Białoruś, która czeka i widzi, że Rosja wcale nie jest taka silna, jak się wszystkim wydawało. Już teraz widać, że plan szybkiego zajęcia sąsiada się nie powiedzie. Rosja nie zajmie też nawet wschodniej Ukrainy, tam zdobycze terytorialne są bowiem znikome w porównaniu do założeń. Bohatersko bronią się wszystkie większe miasta, mimo strat w ludności cywilnej. I dziś to mieszkańcy miast najbardziej nienawidzą okupantów. 

Odbudowanie rosyjskiej armii potrwa lata. Gospodarka obciążona sankcjami przetrwa najwyżej kilka miesięcy. Do tego czasu Kreml będzie musiał wymyślić jakąś rzewną historyjkę o wielkim triumfie nad ukrytymi w cywilnych blokach neonazistami. Najsmutniejsze jest to, że manipulowani Rosjanie w to uwierzą. 

Bezwzględna dominacja NATO

Blisko 30 państw Sojuszu posiada absolutną dominację nad Rosją na lądzie, w wodzie i powietrzu. Jest to przewaga jakościowa i ilościowa. Nieprzebrany, odporny na wszelakie trudy czynnik ludzki to zasób, którym dzisiejsza Rosja nie dysponuje. Z kolei NATO dysponuje najnowocześniejszym arsenałem militarnym na świecie, a poziom wyszkolenia natowskich żołnierzy zdecydowanie góruje nad tym, który ma swoje korzenie w ZSRS. 

Pięć najsilniejszych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego posiada blisko 17 tys. samolotów, w porównaniu do zaledwie 4 tys. w dyspozycji Rosji. Przewaga czołgów i pojazdów opancerzonych jest dwukrotna, choć na dłuższą metę, co widzimy na Ukrainie, jest to drugorzędne. Największe armie NATO mają też dwa razy więcej okrętów wojennych. Rosyjskie lotnictwo nie będzie w stanie długo walczyć z nowoczesnymi samolotami typu F-16, F-22 czy F-35, a nawet z eurofighterami. Natowskie czołgi Leopard, Abrams i Challenger są zdecydowanie nowocześniejszymi konstrukcjami od rosyjskich odpowiedników. Sojusznicy posiadają znacznie więcej lotniskowców i łodzi podwodnych, które mogą stanowić ogromną przewagę w razie konfliktu. Wszystkie kraje NATO wydają rocznie bilion dolarów na zbrojenia. Ich potencjał to 3,5 mln żołnierzy, z których na same Stany Zjednoczone przypada 1,5 mln. Wyszkolenie i wyposażenie amerykańskiego żołnierza to setki tysięcy dolarów, dlatego jest on najbardziej cenionym elementem pola walki. Jeden natowski żołnierz jest wart wielu pozbawionych motywacji i morale rosyjskich przeciwników. 

Powyższe zestawienie wskazuje na to, że Rosja nie zaatakuje żadnego z państw NATO, nawet po to, aby sprawdzić determinację obrońców do stosowania art. 5. Konfrontacja oznaczałaby anihilację rosyjskiej armii. Już teraz eksperci szacują, że odbudowa rosyjskiego potencjału do czasu sprzed inwazji na Ukrainę zabierze Kremlowi co najmniej dekadę. Dlatego między bajki można włożyć ujadanie rosyjskich propagandzistów, że Rosja w kilka dni doszłaby do Paryża, skoro przez trzy tygodnie nie jest w stanie zbliżyć się do Kijowa. Rosyjska armia, aby rozważać okupację Ukrainy, musiałby ogłosić powszechną mobilizację, co potrwałoby nawet pół roku. Niemożliwe byłoby natomiast wdarcie się w głąb państwa, gdyż większe posiłki nie miałyby nawet którędy dojechać, a potem czekałby je ten sam los co rozbite już oddziały. 

Scenariusz urealniony 

Źródła eksperckie wskazują, że Rosja będzie w stanie toczyć wojnę jeszcze przez miesiąc lub dwa. Potem gospodarkę czeka zapaść, a Kreml – międzynarodowy wstyd i odpowiedzialność prawna za zbrodnie wojenne. Od początku Moskwa zakładała, że nie będzie w stanie zrobić nic z zachodnią Ukrainą. Ten teren jest najbardziej antyrosyjski i prounijny. Przyznają to same służby, których komunikaty pojawiają się od czasu do czasu na rosyjskich kanałach na Telegramie. Apetyty były jednak duże, bo większość map „rosyjskiej Ukrainy marzeń” obejmuje aż 2/3 obecnego terytorium, łącznie ze stolicą. 

Teraz Putin będzie się musiał obejść smakiem. Być może uda mu się odciąć Ukrainę od Morza Azowskiego. Być może Ukraińcy przeprowadzą jeszcze jakąś kontrofensywę, w której uda się przegonić wroga. Na ten moment można mieć pewność, że wszelka agresja na jakikolwiek kraj NATO byłaby dla Rosji samobójstwem, z którego być może nigdy by się nie podniosła. Coraz wyższe kręgi władzy w Stanach Zjednoczonych wysyłają sygnały, że gdyby Rosja użyła broni chemicznej bądź dopuściła się ludobójstwa także na zachodniej Ukrainie, potęgując kryzys humanitarny, NATO mogłoby wkroczyć na Ukrainę, aby wesprzeć jej armię. Wówczas Kijów mógłby odzyskać wszystkie utracone terytoria z Krymem, Ługańskiem i Donbasem włącznie.

Są także sugestie, że w konflikt po stronie Rosji włączą się Chiny. Pekin oczywiście może werbalnie wyrażać swoje poparcie wobec słabszego partnera. Może też symbolicznie wesprzeć Moskwę gospodarczo, jednak na dłuższą metę osłabienie Rosji jest na rękę Chińczykom. Widać to wyraźnie po ruchach na giełdzie – chińscy inwestorzy tylko czyhają na okazję, by przejąć przecenione rosyjskie spółki paliwowo-energetyczne, przemysłowe i metalurgiczne. Chiny nie chcą zaprzepaścić gigantycznego rozwoju cywilizacyjnego, który dokonał się tam przez ostatnie pół wieku. Zdają sobie sprawę, że swoją potęgę mogą budować jedynie na współpracy, a nie na destrukcji. 


Autor jest założycielem i dyrektorem Instytutu Globalizacji (www.globalizacja.org).

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tomasz Teluk