„Bycie razem i bycie podzielonym jest naturalną cechą narodów, które mają własne demokratyczne państwo” – to ważne spostrzeżenie przypomniała niedawno dr Barbara Fedyszak-Radziejowska. Tymczasem z tą „naturalną cechą” bycia podzielonym stale mamy problemy. Często odczuwamy potrzebę zamykania się w swoistych myślowych bańkach, tworzonych przez towarzystwa wzajemnej adoracji
Niedawno pisałem o tym w tekście „Ludzie w bąblach”. Komentowałem w nim zamieszczone w „Tygodniku Powszechnym” opracowanie o. Ludwika Wiśniewskiego, krytykującego inicjatywy o. Tadeusza Rydzyka. Wskazałem na pozorność metody „dialogu” wypróbowywanej przez „Tygodnik”. Prawdziwy dialog zakłada bowiem najpierw dostrzeżenie tego, że poza bąblem naszych wyobrażeń o świecie istnieją także inne bąble, a następnie próbę wsłuchania się w dochodzące do nas, zazwyczaj zniekształcone, głosy z innych bąbli.
Scenariusz Zygmunta Baumana
Ta ludzka skłonność do zamykania naszego myślenia, naszego postrzegania świata w dość hermetycznych, emocjonalnie bezpiecznych bańkach, jest typowa nie tylko dla umysłów prostych, niewykształconych. Ulegają jej także wybitni intelektualiści.
Znany brytyjski badacz religii James Beckford w swojej książce „Teoria społeczna a religia” rozważa m.in. problem fundamentalizmów. Przytacza w tym kontekście poglądy bardzo znanego socjologa Zygmunta Baumana. Beckford cytuje wydaną także po polsku w 2000 r. książkę Baumana pt. „Globalizacja. I co z tego dla ludzi wynika”.
W pracy tej Bauman twierdzi, że życie w podległym globalizacji świecie daje nam wybór między dwiema skrajnymi opcjami: „Jesteśmy rzuceni na środek morza bez map i kompasów; boje zatonęły albo ich nie widać – mamy tylko dwie możliwości: cieszyć się z zapierających dech wizji nowych odkryć przed nami albo drżeć ze strachu przed zatonięciem. Natomiast szukanie azylu w bezpiecznym porcie jest pozbawione realnych podstaw”.
Beckford powyższe słowa komentuje tak: „Jednym pociągnięciem pióra Bauman wykreśla z pisanego przez siebie scenariusza setki milionów aktywnych wyznawców nie tylko zielonoświątkowych i charyzmatycznych form chrześcijaństwa, ale także ruchów sektowych, takich jak Świadkowie Jehowy, mormoni czy Adwentyści Dnia Siódmego, nie wspominając już o niezliczonej liczbie konserwatywnych działaczy organizacji islamskich, hinduistycznych czy buddyjskich. Inna rzecz, że egzystencjalny scenariusz Baumana i tak nie ma dla tych osób żadnego znaczenia. Interesuje je tylko odparcie ataków i przekonanie „ludzi dobrej woli”, by połączyli z nimi swoje siły”.
Zrozumieć niewiedzę profesora
Brytyjski socjolog religii zarzuca zatem profesorowi Baumanowi co najmniej stronniczość. A być może nawet brak wiedzy o tym, jaką duchową strawą w dzisiejszym świecie żyją setki milionów ludzi. Bauman zachowuje się tak, jak gdyby istnienia wyznawców nie dopuszczał do swojej wyobraźni. Co więcej, pisze tak, jakby chciał ich wykreślić ze świadomości swoich czytelników.
Jak to wyjaśnić? Czy to po prostu przeoczenie polskiego socjologa? Czy jest możliwe, że prof. Bauman, autor wielu książek tłumaczonych na języki obce, jest w sprawach współczesnej religii ignorantem? Że po prostu nie ma pojęcia o tych setkach milionów religijnych osób przekonanych o tym, iż wiedzą, co jest dobre, a co złe?
A może jest inaczej: Bauman wie, że nadal żyją na naszej planecie setki milionów osób, które ufają, że mapy, kompasy i boje ich religii wskazują właściwe szlaki nawigacji. Wie o istnieniu ludzi, którzy nie mieszczą się w polu jego dwóch opcji – ludzi, którzy ani nie cieszą się zapierającymi dech wizjami, ani też nie drżą ze strachu przed zatonięciem. Bauman to wie, ale nas, mniej lub bardziej świadomie, wprowadza w błąd. A jeśli tak, to dlaczego tak czyni? Czyżby chciał się przyczynić do takiej przemiany świata, która jest zgodna z jego wartościami, interesami, wyobrażeniami tego, co dobre?
A może powinniśmy przyjąć, że ta wypowiedź Baumana, podobnie zresztą jak niektóre inne jego spostrzeżenia, to próba swoistego wywrotowego „zaklinania” świata? Oto wykreślam ze swojej diagnozy ważny fragment świata, bo zakładam, że jest on zły, niebezpieczny. Bo chcę, by świat był inny.
Ale może być jeszcze inaczej. Zygmunt Bauman oszukuje nie tyle nas, ile samego siebie: słyszał kiedyś o tych milionach wyznawców, ale nie przyjmuje tego do wiadomości. Socjolog ćwiczy odmowę wiedzy. Dlaczego? Może – to jedna z możliwych interpretacji – z tego oto powodu, iż podważyłoby to trafność jego innych wywodów, np. tych jego postulatów, w których podkreśla potrzebę powołania czegoś w rodzaj rządu światowego.
Dla osób zamieszkujących środowiskowo-mentalne bąble typowe jest myślenie życzeniowe: świat ma być taki, jakiego sobie życzymy. A jednak, o ile z myśleniem potocznym, nieprofesjonalnym, takie „bąblowanie” często daje się pogodzić, o tyle z samej swojej istoty jest ono niezgodne z metodą naukową. Metoda ta bowiem zakazuje filtrowania informacji tak, by dopasować je do swoich wyobrażeń.
Zawrócić w głowach, by wywrócić stary ład?
Czyżby autor książki o globalizacji pragnął „zawrócić” nam w głowach? Zawrócić w taki sposób, aby nasze (nic to, że bezpodstawne) wyobrażenia przyczyniały się do takich przekształceń społecznego świata, które będą zgodne z jego wizją pożądanego kierunku przemian oraz z jego wizją misji intelektualisty, jaką stara się spełnić?
Takie oto refleksje miałem w okresie Świąt Wielkiej Nocy.
Źródło: Gazeta Polska
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Andrzej Zybertowicz