Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

​Krótki wzrok Orbána

Premier Węgier Viktor Orbán, który w czwartek wsparł w Brukseli kandydaturę Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, stracił sporo w oczach zwykłych Polaków, którzy dali temu dowód, komentują

Premier Węgier Viktor Orbán, który w czwartek wsparł w Brukseli kandydaturę Donalda Tuska na szefa Rady Europejskiej, stracił sporo w oczach zwykłych Polaków, którzy dali temu dowód, komentując decyzję Budapesztu w serwisach społecznościowych. Może jednak stracić jeszcze więcej.

Budapeszt nie wyłamał się z unijnego chóru, który postanowił zagłosować za kandydaturą Tuska. Orbán tłumaczył, że Węgry poprą Tuska, ponieważ węgierskie partie rządzące – Fidesz i Chrześcijańsko-Demokratyczna Partia Ludowa – należą do Europejskiej Partii Ludowej. Dość to pokrętne tłumaczenie, zważywszy na to, jak funkcjonuje i jak odbierany jest w Brukseli węgierski premier i jego rząd.

Cóż, stawiając na szali relacje z brukselską rodziną polityczną EPP (Europejska Partia Ludowa, gdzie Fidesz jest czarną owcą) i z przychylną mu Warszawą, Orbán wybrał to pierwsze. Decyzję przyjęto w Polsce z rozczarowaniem, a to i tak najdelikatniej powiedziane.

Krótka pamięć

Gdyby Węgry choć wstrzymały się od głosu. Nic takiego jednak się nie stało i czas przeanalizować sytuację. Z punktu widzenia Warszawy decyzja Orbána jest tym bardziej niezrozumiała, że kto jak kto, ale on wie, czym jest nieuznający sprzeciwu dyktat unijnych stolic. Kiedy przeprowadzał w swoim kraju głębokie reformy, na próżno szukał zrozumienia w Europie. Tylko część polskiej klasy politycznej, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, wiedziała, że kierunek, który zaproponował zmęczonemu rządami socjalistów i idącymi za tym korupcją, stagnacją i ubożeniem społeczeństwa, jest zasadny. Węgierski zwrot polegał na usamodzielnieniu się, zerwaniu z dyktatem ponadnarodowych, a de facto związanych z europejskimi rządami korporacji i molochów finansowych. Polacy, widząc w tym analogie do postulowanej również nad Wisłą sanacji i zerwania z patologiami III RP, wspierali naddunajskie reformy, czego wyrazem zarówno pamiętne słowa Kaczyńskiego: „jeszcze będziemy mieli w Warszawie Budapeszt”, jak i wielopoziomowe wsparcie polityczne, ale i społeczne, czego najlepszą egzemplifikacją był wielokrotny już Wielki Wyjazd na Węgry organizowany przez środowisko klubów „Gazety Polskiej”.

Zmiękczanie Budapesztu

Czy Orbán postanowił poprzeć Tuska w zamian za to, by „możni pierwszej prędkości” odpuścili Węgrom? Nie wiemy, ale wiele na to wskazuje. Warto pamiętać, że jeszcze niedawno Węgrom i Polsce w równym stopniu grożono sankcjami, a „poszanowanie praw podstawowych na Węgrzech” było tematem komisji wolności obywatelskich LIBE w europarlamencie. Węgrom od lat zarzuca się budowanie „demokracji nieliberalnej”, jak gdyby demokracja okraszona wyświechtanym przymiotnikiem „liberalna” była jedynym kierunkiem, w którym podążać ma Europa (trudno zresztą uniknąć skojarzenia z „demokracją ludową”).

Decyzja Orbána jest tym bardziej ciekawa, że jeszcze dwa dni temu, w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” prezes PiS‑u Jarosław Kaczyński mówił, iż premier Orbán zapowiedział, że nie poprze kandydatury Donalda Tuska, jeżeli ten nie uzyska poparcia kraju ojczystego. „Premier Orbán jest dziś pod wielkim naciskiem, ale to twardy polityk” – stwierdził Kaczyński. Niestety dla nas okazał się bardziej plastyczny, niż sądziliśmy.

To tym bardziej smutne, że sygnały płynące ze „starej Unii” powinny raczej skłaniać ku solidarności w ramach Europy Środkowo-Wschodniej. Wszak nie dalej jak w poniedziałek usłyszeliśmy deklaracje przywódców Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii, którzy w Wersalu pod Paryżem, lekceważąc fakt różnorodności państw europejskich, kwestię unijnej solidarności zadeklarowali powstanie „unii wielu prędkości”. Viktor Orbán musi wiedzieć, że ewentualne chwilowe zluzowanie mu przez Brukselę w zamian za poparcie forsowanego przez rzekomych „szybszych” Donalda Tuska, nie sprawi, że Budapeszt przeniesie się nagle na Zachód i zacznie być uznawany jako równorzędny partner w „grze możnych”. Sam nie ugra zbyt wiele, a stawianie Polski, deklarowanej jako najbliższy sojusznik, w niezręcznej sytuacji wcale mu nie pomaga. I choć część internautów komentujących decyzje węgierskiego premiera zwraca uwagę, że mógł on działać według dewizy, iż „w polityce nie ma przyjaciół, są tylko interesy”, to w Budapeszcie powinni wziąć pod uwagę, czy warto interesy doraźne stawiać nad strategicznymi.

Jest jeszcze jedno wytłumaczenie – decyzję Budapesztu można powiązać z ubiegłotygodniową decyzją Komisji Europejskiej. Ta uznała za zgodne z unijnymi zasadami udzielania pomocy państwowej węgierskie wsparcie finansowe na budowę reaktorów w elektrowni atomowej w Paksu. Cóż, gdyby Węgry „przehandlowały” poparcie dla Tuska za kluczową dla siebie decyzję, moglibyśmy się smucić, ale powinniśmy zrozumieć realia.

Dla Warszawy stanowisko Węgier ws. wyboru szefa Rady Europejskiej to także sygnał, że czas miękkiej polityki skończył się na dobre. Zmiany w Unii Europejskiej wchodzą w kluczową fazę. Orbán powinien wziąć to sobie do serca, podobnie jak słowa prezydenta Francji, który na słowa polskiej premier o tym, że rząd w Warszawie nie może ze względu na zasady poprzeć Donalda Tuska jako kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej, powiedział: „Wy macie zasady, my mamy środki unijne”. W Polsce i na Węgrzech od dawna wiemy, że to zasady są na pierwszym miejscu. Pozostaje wierzyć, że premier Orbán o tym pamięta.

Jedziemy porozmawiać

We wtorek po raz kolejny rusza Wielki Wyjazd na Węgry organizowany przez środowisko klubów „Gazety Polskiej” Jedziemy w dzień święta Wiosny Ludów, upamiętniającego zryw z 1848 r. Zryw, w którym aktywny udział brali także nasi rodacy. Jedziemy do przyjaciół, którzy podobnie jak my doskonale rozumieją, że tylko Europa Wolnych Narodów ma szansę nie tylko na trwanie, ale i na rozwój.

Część osób pyta mnie od rana, czy w związku z opisanym wyżej afrontem Budapesztu Wielki Wyjazd nie powinien stanąć pod znakiem zapytania. Nic podobnego. Jedziemy do bratniego narodu, do sojuszników i przyjaciół. Z wyciągniętą ręką, licząc, że nie zostanie odtrącona. Jedziemy pod pomnik Katyński i pod pomnik Józefa Bema. Przypomnieć, że solidarność między Polakami i Węgrami jest trwalsza niż jakikolwiek unijny deal.

Találkozunk Budapesten, Barátaim!

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Victor Orban #Węgry #Polska

Wojciech Mucha