O tym, że prezydent Donald Trump od samego początku prezydentury będzie miał pod górkę, jeśli chodzi o relacje amerykańsko-rosyjskie, było wiadomo od dawna. Sam Trump, postrzegany przez jednych jako racjonalizator stosunków, a przez innych jako człowiek prorosyjski, przeżywa dziś najgorsze chwile podczas swojej krótkiej kadencji.
Oskarżenia, które pojawiały się jeszcze w kampanii wyborczej, a które mówiły (najdelikatniej mówiąc) o sprzyjaniu Kremla kandydaturze Trumpa wybrzmiały ze zdwojoną siłą, gdy okazało się, że wśród jego doradców znalazł się stały komentator propagandowej stacji Russia Today – generał Michael Flynn. I na nic się zdawało równoważenie go przez jastrzębi w typie gen. Jamesa „Wściekłego Psa” Mattisa – nowego sekretarza obrony.
Zresztą Trump sam nie tonował nastrojów, m.in. wtedy, gdy na sugestie dziennikarza, że „Władimir Putin jest mordercą”, odpowiedział lekceważąco, że „w USA także jest wielu morderców”. Wielu komentatorów wskazywało, że jeśli tak potoczą się dalej sprawy, to brudny reset pomiędzy Moskwą a Waszyngtonem może stać się faktem. Wieszczono odpuszczenie sprawy Ukrainy, a nawet pogrzebanie wspólnej polityki NATO. Jednocześnie Rosjanie rękami prorosyjskich terrorystów w Donbasie zdawali się testować administrację Trumpa, atakując poddoniecką Awdijiwkę i tysiące razy w ciągu zaledwie kilku dni łamiąc porozumienia o zawieszeniu broni.
Co ciekawe, amerykański prezydent długo nie wypowiedział się jednoznacznie co do spraw ukraińsko-rosyjskich. Głos zabrała tylko ambasador USA przy ONZ-ecie, która stwierdziła, że dopóki Krym jest w rękach rosyjskich nie ma mowy o zdjęciu sankcji. Przełom nadszedł kilka dni temu, kiedy Trump podziękował prezydent Litwy za zaangażowanie w sprawy tego konfliktu i pomoc Kijowowi.
Ale prawdziwe trzęsienie ziemi przyniosła dopiero dymisja gen. Michaela Flynna, prezydenckiego doradcy ds. bezpieczeństwa. Ten od samego początku oskarżany o prorosyjskość wojskowy miał bez porozumienia kontaktować się z Rosjanami tuż przed objęciem prezydentury przez Trumpa i omawiać z nimi kwestie zniesienia sankcji. Ujawnienie na początku minionego tygodnia tej informacji prasa za oceanem oceniła jako „pożar w Białym Domu”, a Flynna oskarżono o zdradę. Także w Polsce nie zabrakło stanowczych komentarzy. – Jeśli jedna z trzech najważniejszych osób w Białym Domu jest zdymisjonowana z powodu tego, jak wykonuje swoją funkcję, to jest to wstrząs. To w ogóle obniża na starcie punkt wyjścia administracji prezydenta Trumpa w relacjach międzynarodowych – mówił wczoraj na antenie jednej z rozgłośni radiowych prof. Krzysztof Szczerski, minister w Kancelarii Prezydenta RP.
Co jednak istotne, płynący z Białego Domu tuż po dymisji Flynna komunikat Trumpa o „oczekiwaniu zwrotu Krymu Ukrainie przez rząd Rosji” jest szalenie intrygujący. Czas pokaże, czy te słowa nie są jedynie próbą zatuszowania skandalu z doradcą, czy też jest to (być może wymuszona przez czynniki wojskowe) racjonalizacja kursu wobec Moskwy. Pewne jest, że Trump będzie miał teraz twardy orzech do zgryzienia. Jeśli grał na ocieplenie stosunków z Putinem, to teraz są one najchłodniejsze od początku jego urzędowania. I to nie tylko za sprawą Trumpa, a może przede wszystkim za sprawą amerykańskich służb specjalnych i Pentagonu, które ani myślą do tego dopuścić. Każde zbliżenie z Moskwą będzie dziś postrzegane jako wstęp do zdrady. Ludzi niepatrzących przyjaźnie na zachowanie prezydenta nie brakuje już także w samej Partii Republikańskiej.
Dość powiedzieć, że i media w Rosji czują, co się święci. „Rossijskaja Gazieta” grzmi: „Dymisja Flynna stanie się na pewno narzędziem w rękach tych, którzy próbują zaszkodzić dialogowi z Moskwą”. A dziennik gospodarczy „Wiedomosti” pisze wprost: „Dymisja Flynna może znacznie zmniejszyć nadzieje Moskwy na uchylenie sankcji”. Komentując wypowiedź o „zwrocie Krymu”, rosyjski MSZ z właściwą sobie gracją stwierdził, że Moskwa ani myśli tego robić. – Nie oddamy naszego terytorium. Krym należy do Federacji Rosyjskiej – powiedziała Maria Zacharowa, rzeczniczka rosyjskiego resortu spraw zagranicznych.
Cóż, to tylko i aż słowa. Te w dyplomacji mogą okazać się zabójcze. Ta sama Zacharowa powiedziała równocześnie, że minister Siergiej Ławrow w czwartek w kuluarach spotkania szefów dyplomacji państw G20 w Bonn przeprowadzi rozmowę z sekretarzem stanu USA Rexem Tillersonem. Po tym spotkaniu będzie wiadomo, na jakim etapie rzeczywiście jesteśmy.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Trump
#Putin
#Rosja
#USA
Wojciech Mucha