Pośród kolejnych kompromitacji opozycji i zalewu podawanych w złej wierze fałszywych informacji dały o sobie znać również deficyty w komunikacji z wyborcami partii rządzącej. Prawu i Sprawiedliwości nie zaszkodzi bowiem prawda o Lechu Wałęsie czy medialne fakty, takie jak poruszająca, lecz fałszywa opowieść o „syryjskich sierotach”. Niestety, realne zagrożenia pojawiają się natomiast w kontekście planowanej radykalnej zmiany ustroju Warszawy i okolicznych gmin.
Zmiana ta pośród sympatyków PiS ma oczywiście swoich zwolenników, jednak duża grupa bezpośrednio zainteresowanych mieszkańców Mazowsza wyraża również wiele obaw.
Szczucie „obwarzanka”
Od kilku dni politycy PiS, z Jackiem Sasinem na czele, przekonują mieszkańców aglomeracji do firmowanego przez nich projektu ustawy. Argumenty o nowych możliwościach rozwoju wydają się warte rozważenia. Krytyka ze strony opozycji opiera się na kilku fundamentach: odwołaniu się do samostanowienia mieszkańców, ponad głowami których przeprowadzona ma być reforma, czy stworzeniu fałszywego wrażenia, że wszystkie mniejsze miasta wraz z przylegającymi gminami stracą własną podmiotowość i zostaną przyłączone do Warszawy jako takiej. Wreszcie do irracjonalnych lęków, kompleksów i szczuciu na siebie mieszkańców Warszawy i tzw. obwarzanka. Tak, szczuciu – bo tylko tak podsumować mogę straszenie warszawiaków, że ludzie z sąsiednich gmin, często traktowani w wypowiedziach polityków z ledwo skrywaną pogardą, zablokują budowę metra, rozwój miejskiej komunikacji i całej infrastruktury – szkół, żłobków, szpitali…
Ten ostatni argument wydaje się najważniejszy do obalenia. Jak słusznie zauważają orędownicy zmian, Warszawa i pobliskie miejscowości są dziś systemem naczyń połączonych. Codziennie dojeżdżają z nich tysiące pracowników warszawskich urzędów, sklepów i korporacji. Na miejscu korzystają z komunikacji, handlu, usług, dóbr kultury, stolica stanowi dla nich nieraz „większą połowę” życia. Warszawa w pewnym stopniu zarówno utrzymuje przy życiu, jak i wysysa życie z mniejszych ośrodków. Dlaczego więc ich nominalni mieszkańcy nie mają zostać włączeni w proces decyzyjny, ich miejscowości zaś w większym niż dotąd stopniu nie mają korzystać z dobrodziejstw płynących z bliskości najprężniejszego, najbardziej atrakcyjnego miejsca na mapie Polski? Dlaczego wreszcie w wypadku uzyskania wpływu na sprawy stolicy mieszkańcy „obwarzanka” mieliby działać na jej, więc de facto również na własną, szkodę? Nie usłyszałem dotąd przekonującej odpowiedzi na te pytania. To jedna strona medalu.
Pustka informacyjna
Jest jednak i druga. Pozostałe dwa argumenty opozycji, nawet jeśli wygłaszane przez ich przedstawicieli brzmią całkowicie fałszywie, trafiają tym razem na podatny grunt. PiS zaczęło niejako od końca – tego typu gigantyczne przedsięwzięcie powinno zostać poprzedzone kampanią informacyjną i konsultacjami, tymczasem o szczegółach dowiadujemy się dopiero teraz. I chwilami bardziej jest to gaszenie pożaru niż przekonywanie nieprzekonanych. A przecież ostatnie dni jeszcze dobitniej pokazują smutną prawdę o polskich mediach, które zainteresowane są bardziej kreowaniem korzystnej ze swojego punktu widzenia sytuacji politycznej i społecznej niż rzetelnym informowaniem.
Dyskusje o nigdy niewypowiedzianych słowach polityków, analizowanie fałszywych doniesień i relacji mocno podejrzanych świadków, lansowanie postaci pokroju Zbigniewa Stonogi czy afera wokół rzekomej odmowy pomocy dla syryjskich sierot. Zarówno media tradycyjne, jak i internet pełne są dezinformacji, z którą możemy i powinniśmy walczyć, tym bardziej jednak nie można ułatwiać przeciwnikowi zadania, a tak się tym razem stało.
Posłowie PiS rzucili mocne hasło, zabrakło jednak wielu informacji, którymi powinno to być poprzedzone. Powstała więc pustka, w którą z impetem weszli zwolennicy samorządowego status quo i obrony III RP. Przekaz o wchłonięciu mniejszych ośrodków przez Warszawę trafił zaś na podatny grunt, wpisując się w przekonanie (jak zresztą pokazuje ta sama sytuacja, często uzasadnione) o arogancji i „żarłoczności” stolicy. Z drugiej strony mentalność beneficjentów dotychczasowego nierównomiernego rozwoju sprzyja uwierzeniu przez nich w baśń o wygłodzonych, roszczeniowych mieszkańcach peryferii, marzących o tym, by odebrać „prawdziwym warszawiakom” (często zresztą w pierwszym pokoleniu) ich dobrostan i prestiż. Ze strony PiS zabrakło komunikacji i informacja o tym, że gminy zachowają dużą część kompetencji i samodzielności, zmiana rozegra się zaś głównie na poziomie powiatów, przebijać się zaczęła dość późno i bardzo nieśmiało.
Warszawska Platforma tonie
Tymczasem od podania takich informacji cała batalia powinna się rozpocząć. Politycy skupiają się bowiem na kwestii partyjnego stanu posiadania w samorządach, tymczasem dla mieszkańców nowe rozwiązania niosą ze sobą dziesiątki innych przyziemnych pytań. Pytań związanych nie tylko z podatkami czy komunikacją, o których czasem zdarza się dyskutującym pamiętać, lecz również choćby z gospodarką odpadami i wieloma innymi sprawami. Każda wątpliwość, każdy dzień niepewności może być źródłem politycznych strat lub co najmniej zniechęcenia wśród wyborców, to zaś może spowodować, że potężna, odważna, ale również ryzykowna operacja może nie przynieść pożądanych skutków. Jeśli zaś reforma zostanie doprowadzona do końca, lecz jej kosztem będzie utrata zaufania w podwarszawskich bastionach Prawa i Sprawiedliwości, może się okazać, że potężna, większa od dotychczasowej władza, wpadnie w ręce kogoś pokroju Hanny Gronkiewicz-Waltz, kandydata opozycji w nadchodzących wyborach.
Wszystko to dzieje się w sytuacji, w której rządząca Warszawą Platforma znajduje się w stanie permanentnej klęski wizerunkowej. Kilka dni temu doszło przecież do aresztowań pierwszych osób zamieszanych w aferę reprywatyzacyjną. Wszelkie ruchy PO i ratusza, mające na celu wykazanie, że zatrzymani nie mają żadnych powiązań z rządzącymi Warszawą, wyglądają nieprzekonująco, wręcz rozpaczliwie. Niektórzy obrońcy posuwają się do tak oczywistych kłamstw, jak twierdzenie, że jeden z podejrzanych został zatrudniony w ratuszu przez Lecha Kaczyńskiego… w 2006 r. (przypomnijmy, że Kaczyński prezydentem Polski został jesienią 2005 r.). W poniedziałek aresztowano kolejną trójkę pracowników Wydziału Spraw Dekretowych i Związków Wyznaniowych warszawskiego ratusza, w tym jedną osobę już niepracującą w tym miejscu. Po południu odbywa się kolejna specjalna sesja Rady Warszawy poświęcona reprywatyzacji. Podczas poprzedniej Hanna Gronkiewicz-Waltz zderzyła się z gniewem mieszkańców, na który zareagowała w jedyny znany sobie sposób – zapisując do Prawa i Sprawiedliwości wszystkich działaczy lokatorskich, z grupą przewodzoną przez Piotra Ikonowicza włącznie. Tym razem pani prezydent nie będzie na miejscu, zastąpi ją wydelegowany przez władze PO do ratowania sytuacji wiceprezydent Witold Pahl, sam kojarzony z głośno zapowiadanym audytem odwołanym w atmosferze skandalu po dwóch nieudanych przetargach. Podsumowując – dzisiejsza ekipa rządząca stolicą jest całkowicie skompromitowana. W interesie Prawa i Sprawiedliwości jest więc, by w przekazie dotyczącym Warszawy dominowały informacje o aferze reprywatyzacyjnej, zwłaszcza że PiS nie jest tu jedynym przeciwnikiem ekipy z ratusza. Tymczasem stało się odwrotnie i przez kilka dni tematem numer jeden, dodatkowo mocno zmanipulowanym, była nowa ustawa warszawska. Informacje z ratusza mogą pozwolić złapać oddech, jednak aby wygrać wizerunkowo kwestie reformy warszawskiej należy szybko i skutecznie naprawić komunikacyjne błędy z ostatnich dni.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#PiS #Warszawa
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Krzysztof Karnkowski