Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Rzecznik MZ: jest decyzja o zakupie kamizelek nożoodpornych dla członków zespołów ratownictwa medycznego • • •

​Atak „Wyborczej” na Filipa Rdesińskiego. Bo Poznań realnie przestaje być miastem KOD

Tego jeszcze w Poznaniu po 1989 r. nie było.

Piotr Galant/Gazeta Polska
Piotr Galant/Gazeta Polska
Tego jeszcze w Poznaniu po 1989 r. nie było. W lokalnych mediach pojawiła się realna konkurencja dla przekazu „Gazety Wyborczej” i mediów niemieckich, którą stworzyło kierowane przez Filipa Rdesińskiego publiczne Radio Merkury. Od tego czasu ataki na Rdesińskiego stały się tam codziennym rytuałem. Nie przestraszył się, odwrotnie – przekuł je na swoją siłę. Dlatego rozpoczął się atak ogólnopolski. Materiał szykują właśnie „Fakty” TVN – pisze dla portalu Niezalezna.pl Piotr Lisiewicz.

To wbrew pozorom nie jest temat lokalny, bo podobny mechanizm dotyczy wszystkich niepodległościowych szefów mediów regionalnych, których siedziby mieszczą się w wielkich miastach, uznawanych dotąd za bastion KOD-u.

Media lokalne, czyli wyłącznie Agory albo niemieckie

Ataki na nich to próba zdławienia w zarodku tworzenia pluralizmu w mediach lokalnych, zmonopolizowanych dotąd przez drugą stronę. Rdesiński przeprowadził zmiany bardziej zdecydowane, niż inni ich szefowie, dlatego spotyka się z ostrzejszymi atakami.

Poza tym jest o co się bić: Radio Merkury ma zasięg nie miejski, lecz wielkopolski. A w Wielkopolsce wybory wygrał i nadal zdecydowanie prowadzi w sondażach PiS.

Najlepiej skalę tej furii pokazuje historia sprzed kilku miesięcy. Gdy na temat Rdesińskiego ktoś rozesłał szkalujący go i innych pracowników radia anonim, a ten oddał sprawę do prokuratury, lokalna „GW” zatytułowała swój tekst „Prezes Filip Rdesiński donosi na pracowników Radia Merkury” (serio!). Swoją drogą: skąd wiedziała ona, kto napisał anonim?

„Gazeta Wyborcza”: Maciej Kluczka sfiksował

Tym razem powodem do ataku stał się fakt, że odsunął on od rozmów politycznych dziennikarza Macieja Kluczkę. Jak twierdzą owe media, z powodu pytań zadawanych Ryszardowi Czarneckiemu. „Oczywiście, że nie miałem z tym nic wspólnego” – zaprzeczył temu stanowczo Czarnecki.

Czytam peany na cześć młodego redaktora Kluczki i przecieram oczy ze zdumienia. No bo jeszcze kilka miesięcy temu redaktor naczelny wielkopolskiej „GW” Marcin Wesołek pisał o nim w słowach, których nikt po prawej stronie wobec niego nie użył.

Powodem ataku szefa lokalnej „GW” były… niewłaściwe pytania zadane politykowi. Dotyczyły one wielkich pieniędzy, jakie miasto wydało na występy teatru Krystyny Jandy, zwolenniczki KOD. Pisał redaktor Wesołek: „bardziej jestem ciekaw, czy aby pytania red. Kluczki do wiceprezydenta Solarskiego nie miały charakteru politycznego. (…) Cała ta sytuacja pokazuje, jak bardzo w swoich prawicowych fiksacjach odleciał prezes Rdesiński. I jak bardzo po >>wyczyszczeniu<< redakcji z inaczej myślących dziennikarzy te fiksacje promieniują na dziennikarzy, którzy pozostali w rozgłośni”.

No więc nawet jeśli przez prawicę Kluczka został odsunięty od prowadzenia programu publicystycznego, co jest notabene świętym prawem redaktora naczelnego, to nie został wysłany do psychiatryka, jak było w przypadku „GW”. Taka delikatna różnica.

W poszukiwaniu prawicowych frajerów

Kluczka został więc bohaterem z przypadku, kolejnym kijem użytym do bicia w Rdesińskiego. Tamtej stronie nie chodzi jednak o to, by Rdesińskiemu dowalić, a by go usunąć skutecznie i zastąpić dowolnym „prawicowcem” bez kręgosłupa. Ponieważ ataki „GW” tylko Rdesinskiemu pomagały, przeciwnik zmienił taktykę.

Publicyści „GW” i innych poznańskich mediów nawet nie próbują specjalnie ukrywać faktu, że starają się rozmawiać z lokalnymi politykami PiS, by zmienili szefa radia na kogoś bardziej „rozsądnego”. Agnieszka Gulczyńska napisała w „GW” wprost, że czuła się zawiedziona, iż jeden z posłów PiS nic w sprawie zmian w radiu nie robi.

I to jest wyższy poziom owej rozgrywki. Dlaczego nigdy po 1989 r. w Poznaniu (podobnie było w innych miastach) nie udało się stworzyć mocnej alternatywy dla mediów skupionych wokół „GW” i lokalnej prasy niemieckiej?

Powód był jeden: beznadziejna jakość liderów dawnej poznańskiej prawicy. I nie szło tu przede wszystkim o ich kompetencje, czy medialne umiejętności. Chodziło o  totalny brak kręgosłupa oraz uleganie wpływom lokalnych mediów, w tym w szczególności strach przed lokalną „GW”. Uznawana była ona przez nich za siłę, z którą trzeba się liczyć i iść na kompromisy. Rdesiński nie licząc się z nią dokonał tu przełomu.

Czymś podziwianym wśród owych poznańskich „prawicowców” było bezideowe cwaniactwo. Przeskoczyć z PiS do PO albo grupy byłego prezydenta Grobelnego? Żaden problem, byle PO się zgodziła i udało nam się dobrze rozegrać to medialnie. Z lokalnymi politykami z wrogich ugrupowań prywatnie się lubimy, chociaż oczywiście oficjalnie musimy mówić to, co każe partyjna centrala.

Jarosław Lange i jego znajomi z KOD-u

Szukając „głupiego” wśród lokalnych polityków PiS owe media sojuszników nie znalazły. Inny czas, inni ludzie, poza tym wyborcy PiS też mają własne media i ich reakcji także mogą obawiać się nawet koniunkturalni działacze.

Znalazły za to takiego w wielkopolskiej Solidarności. Jej szef Jarosław Lange napisał: „Z informacji napływających do Zarządu Regionu wynika, że swoimi działaniami Zarząd Radia Merkury destabilizuje pracę spółki, w tym codzienną pracę dziennikarską. Przez ostatnie miesiące zwolnionych, lub zmuszonych do odejścia, zostało wielu doświadczonych pracowników spółki, w tym wieloletni członkowie NSZZ >>Solidarność<<”.

Z owej koszmarkowatej nowomowy wynika, że wartością dla Langego jest „stabilizacja”, a cnotą jest być „doświadczonym pracownikiem spółki”. Nie przypadkiem w oświadczeniu nie ma nazwisk. Bo Lange musiałby wymienić samych „doświadczonych” kodziarzy, z którymi rozstał się „destabilizując” radio Rdesiński.

Jako pierwsza zrezygnowała z pracy („zmuszona do odejścia” – mówiąc językiem Jarosława Lange) dziennikarka kreująca przez lata jego polityczną linię, czyli Nina Nowakowska. Tak, z solidarnościowym rodowodem (w PZPR była bardzo dawno). I natychmiast zaczęła przemawiać na manifestacjach KOD, u boku byłego prezesa Merkurego Piotra Frydryszka, który pracował w radiu od czasów głębokiej komuny przez lat 40. Kolejnym wieloletnim członkiem Solidarności, którego odejściu z radia przeciwstawiał się Lange, był Wojciech Biedak, wieloletni zastępca Frydryszka.

Nie mam wątpliwości, że to co wyprawia Jarosław Lange jest dokładnym przeciwieństwem poglądów 90 proc. członków Solidarności. O ile lider Solidarności Piotr Duda mówił o tym, że związek przykryje KOD czapkami, o tyle Jarosław Lange postanowił KOD-owców przykryć parasolem ochronnym.

Wolne media, ale bez „oszołomów”

Oczywiście obok „GW” użyte przeciw Rdesińskiemu zostało rzekomo „branżowe” pismo „Press”, zasłużone w walce z wolnym słowem i przywoływaniu do porządku dziennikarzy, którzy wychylają się od obowiązującej linii. I bardzo zainteresowane sprawami Wielkopolski, bo  naczelnym pisma Press jest pierwszy redaktor naczelny wielkopolskiego oddziału Gazety Wyborczej Andrzej Skworz.

Cel przeciwnika jest tylko jeden. Otóż w wielkopolskiej przestrzeni informacyjnej nie mają prawo istnieć znaczące media zasadniczo różniące się od „GW” i TVN. Koniec, kropka. Owszem, możliwe są drobne odchyły, ot, w stylu niemieckiego „Głosu Wielkopolskiego”, inaczej rozkładającego akcenty w różnych sprawach.

Natomiast mediów wspierających twardą linię niepodległościową, dekomunizacyjną, przeciwną oligarchom biznesowym, a la Kaczyński i Macierewicz, ma w wielkopolskiej przestrzeni medialnej nie być. Złośliwie powiedziałbym, że z akcentem na przeciwstawianie się oligarchom – bo liczni „prawicowcy” poznańscy o tym, by przeciwstawić się Janowi Kulczykowi, bali się przez lata nawet pomyśleć.

Oznacza to po prostu, że zdaniem szanownych zamordystów jakieś, ostrożnie biorąc, 30 proc. Wielkopolan, nie ma mieć swojego głosu w lokalnych mediach.

Zmiana pokoleniowa

I jeszcze jeden głos, potwierdzający moje hipotezy co do tego, o co chodzi w całej rozgrywce.

Paradoksalnie, wygadał się w tej sprawie publicysta wielkopolskiej „GW”, prof. Krzysztof Podemski. Pisał o po pierwszych decyzjach Rdesińskiego: „Trwa >>dobra zmiana<<, czyli przekształcanie Polski niedoskonałej w >>Polskę w ruinie<< (…) W Wielkopolsce jest trochę lepiej. Tu po 1989 roku radykałowie zawsze przegrywali z centrystami. (…) Dlatego lokalne środowisko pisowskie zachowuje umiar. Wielkopolscy posłowie rządzącej partii nie pchają się do mediów, żeby firmować >>dobrą zmianę<<. (…) Ostatnio proces narzucania Wielkopolanom >>dobrej zmiany<< nagle przyspieszył. Jego ofiarą padło Radio Merkury”.

Używana przez Jacka Jaśkowiaka na manifestacjach KOD nazwa „Wolne Miasto Poznań”, choć zawierała niezgrabną analogię do Freie Stadt Danzig, miała być właśnie butną demonstracją – co tam, że PiS wygrał wybory w Wielkopolsce, realnie i tak liczymy się tylko my, bo tamta strona niczego nie potrafi wykreować.

Rdesiński pokazał, że akurat on coś nie coś wykreować potrafi. A jego kierowanie radiem to od dawna oczekiwana zmiana pokoleniowa. Po prostu w miejsce „prawicowców” bez kręgosłupa pojawił się ktoś młodszy, mniej strachliwy, a do tego twórczy.

 



Źródło: niezalezna.pl

#KOD #Gazeta Wyborcza #Poznań #Filip Rdesiński

Piotr Lisiewicz