Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Kijowski jak Piłsudski, a my zabiliśmy Narutowicza. Marszałek z czekolady

11 listopada KOD rozpocznie manifestację na placu Gabriela Narutowicza. Potem przejdzie na Pola Mokotowskie, bo tam ostatnią defiladę przyjmował Józef Piłsudski.

Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Filip Błażejowski/Gazeta Polska
11 listopada KOD rozpocznie manifestację na placu Gabriela Narutowicza. Potem przejdzie na Pola Mokotowskie, bo tam ostatnią defiladę przyjmował Józef Piłsudski. Nowy przekaz w TVN ma być taki, że to KOD reprezentuje rozumny patriotyzm, budujący mocną pozycję Polski w świecie. Zaś Marsz Niepodległości na czele z narodowcami, a w podtekście i PiS, to reprezentanci patriotyzmu ciemnego i agresywnego. Ponieważ jednak ani PiS, ani narodowcy nikogo nie zabili, to rozpoczęły się już prowokacje, mające doprowadzić do tego, by KOD mógł oskarżyć przeciwników o używanie przemocy. Stąd w centrum zainteresowania znaleźli się znów kibice piłkarscy - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.

Idea „Czekoladowego Piłsudskiego” ma być więc mocno ulepszoną wersją znanego sprzed trzech lat pomysłu orła z czekolady, którego prezydent Bronisław Komorowski ustawił przed Pałacem Prezydenckim podczas obchodów jednego z narodowych świąt. Miał on promować „radosny” patriotyzm, a w jego tle słyszeliśmy przeboje radiowej Trójki, mające luźny związek ze świętem, jak „Kupiłem czarny ciągnik” oraz „Lipstick on the Glass”.

Ta próba całkowitego oderwania „radosnej” formy świętowania od patriotycznych treści nie powiodła się, w szczególności gdy chodzi o młodzież. Z Komorowskim świętowała garstka zwolenników, nieporównanie mniejsza od zdominowanych przez młodych Marszów Niepodległości.

Doktryna Czekoladowego Piłsudskiego

By było jasne: tamta strona nie znosi polskiego patriotyzmu w żadnej odmianie i zrobi wszystko, by go wyeliminować z polskiego życia. Jednak była zmuszona przyznać, że poniosła, przynajmniej na jakiś czas, porażkę. Dlatego mądrość etapu nakazała jej zmienić taktykę i wykorzystać fakt, że na czele Marszu Niepodległości idą liderzy ugrupowań narodowo-radykalnych.

Koncepcję „Czekoladowego Piłsudskiego” wyłożył obszernie Mateusz Kijowski w artykule umieszczonym niedawno na stronie KOD:

„Gdy wróciłem wieczorem do domu, zauważyłem parasol upamiętniający setną rocznicę wkroczenia Pierwszej Kompanii Kadrowej do Kielc 12 sierpnia 1914 roku. (…) Pomyślałem też, symbolicznie, o ideach stworzonych pod parasolem Pierwszej Kadrowej, po które warto być może sięgnąć współcześnie. (…) Dopiero po 4 latach Polska odzyskała niepodległość. Ale wyznaczono w tym czasie właściwy kierunek. Kierunek mądrej, odpowiedzialnej, długofalowej pracy (…). Nie kolejnego romantycznego, heroicznego i przegranego powstania, ale właśnie dobrze zaplanowanej i przemyślanej ofensywy (…). Gdzie dzisiaj stałaby Pierwsza Kompania Kadrowa? Po stronie pajaców, czy po stronie Polski? Czy wyrywaliby drzewka na ulicach stolicy, czy odkrywali z nami na Polach Mokotowskich KOD Niepodległości?”.


Chyba po raz pierwszy w historii polskiej publicystyki pojawiła się odkrywcza myśl, by przedstawić Marszałka jako przeciwnika… romantyzmu. Jego, który w II RP zaszczepiał kult przegranego powstania styczniowego i sprowadzał prochy Juliusza Słowackiego. A także przypisać podobne poglądy Pierwszej Kadrowej, której młodziutcy żołnierze przybierali pseudonimy Kmiciców, Wołodyjowskich i Skrzetuskich.

Rzecz jasna, Pierwsza Kompania Kadrowa opisana przez Kijowskiego ma tyle wspólnego z tą historyczną co czekoladowy orzeł bez korony z tym prawdziwym.

„Gazeta Wyborcza”: Powstanie Warszawskie i AK to my

Establishment III RP traktuje walkę z obozem patriotycznym jak bitwę o poszczególne słowa i pojęcia. Mówił o tym otwarcie Tomasz Lis w „GW” rok temu:

„Daliśmy sobie zabrać powstanie i 11 Listopada (…) Jak się oddaje przestrzeń publiczną, to się płaci rachunki (…), nie chodzi o kampanię partyjną, ale o obronę reduty, po której utracie przyjdzie tsunami”.


Dla tamtej strony fakt, że patriotyczne rocznice zdominowały te odłamy społeczeństwa, dla których faktycznie ważny jest patriotyzm, nie jest czymś oczywistym, lecz uzurpacją. Marzy im się powrót do sytuacji, w której to postkomunista Kwaśniewski owijał się w ONZ polską flagą, a Adam Michnik i Lech Wałęsa mieli być symbolami odrodzonej polskiej państwowości.

Akcję, z którą będziemy mieli do czynienia 11 listopada, całkiem otwarcie zdefiniował kilka miesięcy temu Wojciech Maziarski, pisząc:

„Szanowni Państwo z PiS-u – reprezentujecie tradycję ONR-u i NSZ-u. Powstanie Warszawskie i AK to my”.


Na łamach znanej z ataków na Powstanie Warszawskie i AK „GW” zabrzmiało to cokolwiek groteskowo, jednak tamta strona włożyła przez ostatnie miesiące wiele pracy, by przygotować realizację swojego „Planu B”. Niewielką partię, jaką jest ONR, rozdymano w mediach do niewiarygodnych rozmiarów, by potem straszyć owym potężnym zagrożeniem lemingi.

Warto zauważyć, że tekstowi Kijowskiego „Polska twarz patriotyzmu” towarzyszył na stronie KOD tekst Zbigniewa Wolskiego „Zamach na Gabriela Narutowicza”:

„Groźny precedens zabójstwa głowy państwa jednak nas czegoś nauczył. Podważanie demokratycznych form wyłaniania władz prowadzi w prostej drodze do zbrodni. Wcześniej lub później może się znaleźć ktoś, dla kogo słowne potyczki to za mało, i kto chwyci za broń”.


W poszukiwaniu Eligiusza Niewiadomskiego

Przekaz mediów z ostatnich miesięcy głosił dalej, że to PiS tworzy atmosferę przyzwolenia na przemoc, której pragnie dopuszczać się ONR. Ponieważ jednak ONR się nie dopuszczał, Mateusz Kijowski oraz Lech Wałęsa wysyłani byli na spacery pomiędzy narodowców, którzy przyszli na pogrzeb „Inki” i „Zagończyka”, zaś towarzyszący Kijowskiemu Radomir Szumełda owijał sobie rękę bandażem. Po to zorganizowano też wielką kampanię wokół tego, jak to PiS zahipnotyzował osobnika, który uderzył w tramwaju profesora, publicystę „Polityki”, za mówienie po niemiecku.

Do finału ma dojść 11 listopada, gdy KOD zjedzie się do stolicy, by błagać rozpaczliwie o guza od któregoś z narodowców. Jeśli przyjąć za prof. Andrzejem Zybertowiczem, że manifestacje KOD są częścią akcji rosyjskiej agentury wpływu, to nie można wykluczyć też prowokacji w stylu Putina. Gdyby tak pojawili się ranni albo – szczyt marzeń – jakiś zabity, może udałoby się odwrócić losy Polski i zatrzymać upadek establishmentu?

Ponieważ zachodzi ryzyko, że młodzi, honorowi uczestnicy Marszu Niepodległości nie będą bić emerytów z KOD, choćby ze względu na dysproporcję sił fizycznych, w Warszawie ma się odbyć także manifestacja antyfaszystowska, w której wezmą udział bojówkarze Antify.

By stworzyć atmosferę zagrożenia w tygodniach poprzedzających 11 listopada, establishment podjął kilka akcji medialnych uderzających w kibiców.

Wraca wojna z kibicami

Do najbardziej kuriozalnej doszło w Poznaniu, gdzie prezydent miasta Jacek Jaśkowiak z PO zrezygnował ze współfinansowania autokarów dowożących na mecze Lech Poznań kibiców drużyn przyjezdnych. Przez ostatnie lata było tak, że kibice ci byli zawożeni pociągiem na którąś ze stacji pod Poznaniem, a następnie na mecz przywożono ich autobusami, przez co na ulicach było bezpiecznie. Teraz mają iść piechotą z Dworca Głównego na stadion ulicą Grunwaldzką przez centrum miasta. Na tej pięciokilometrowej trasie przez cały czas napotykać mają kibiców miejscowych. Nawet fakt, że spowoduje to paraliż komunikacyjny, nie powstrzymał w tej sprawie Jaśkowiaka. Zdobycie filmików z zadym, dowodzących, że PiS ośmielił faszystowskich chuliganów, jest dla niego cenniejsze od wygody mieszkańców.

Znienacka odezwał się też skruszony gangster „Masa”, który stwierdził, że przestępcy rządzą kibicami, a nawet władzami klubu Legia Warszawa. W ciągu kolejnych dni, po oświadczeniu klubu i zweryfikowaniu faktów przez redaktora portalu Weszło.com Krzysztofa Stanowskiego, „Masa” zmuszony był wycofywać się z kolejnych swoich twierdzeń. Sprostowań prostych faktów było tak dużo, że zdają się one podważać uczciwość „Masy” także jako świadka koronnego.

Obrońca milicjantów pisze do Beaty Szydło

Te wydarzenia zbiegły się z kuriozalnym listem dwojga liderów śląskiego NSZZ Policjantów do premier Beaty Szydło. Rafał Jankowski i Jacek Bryła napisali w nim:

„Nasze zaskoczenie powoduje porównywanie przez niektórych, w tym osoby chcące uchodzić za autorytety moralne, przedstawicieli tego środowiska do postaci, które najbardziej chlubnie zapisały się na kartach historii naszej ojczyzny”.


Czytelnik pomyśleć ma, że podpisani to faktycznie wielbiciele Żołnierzy Wyklętych czy tradycji Powstania Warszawskiego, skoro tak obawiają się, że propagowanie tych idei przez kibiców jest niewłaściwe. Nie trzeba jednak wiele szukać, by odnaleźć wypowiedzi przewodniczącego Rafała Jankowskiego wyśmiewające usuwanie z policji komunistycznych symboli czy jego protesty w sprawie uniemożliwiania pełnienia przez byłych milicjantów funkcji kierowniczych w policji.

Do tego dochodzą jeszcze antykibicowskie prowokacje policji w Gdańsku, które opisał ks. Jarosław Wąsowicz w „GPC”:

„W trzy dni po uroczystościach pogrzebowych >>Inki<< i >>Zagończyka<< policja (…) spisywała wszystkich młodych ludzi w szalikach Lechii, którzy w rocznicę Porozumień Sierpniowych udawali się (…) pod pomnik Poległych Stoczniowców. Celowali głównie w nastolatków. (…) za wszystkim stoi insp. Wojciech Siwek (…). Jego nominacja wzbudziła zdziwienie wielu funkcjonariuszy gdańskiej policji, którzy w rozmowie z nami wprost użyli sformułowania, że jest on >>permanentnym wrogiem kibiców Lechii, stowarzyszeń patriotycznych<<”.


KOD broni niepodległości przed PiS

Czy PiS może zapobiec skuteczności owych prowokacji? Establishmentowi jest o tyle trudniej niż w czasach, gdy podpalano budkę pod rosyjskim konsulatem, że nie rządzi już służbami specjalnymi i na czele MSW nie stoi Bartłomiej Sienkiewicz.

Na korzyść PiS działa też fakt, że przekaz Kijowskiego brzmi dość mętnie. Otóż jak mówił on w Radiu Zet, polska niepodległość jest niszczona i w związku z tym 11 listopada trzeba wyjść na ulice. Kto ją niszczy? „Teraz mamy zwierzchność ludzi, którzy nie wiadomo właściwie, komu służą. Nie wiadomo, skąd się wzięli, wywołują jakieś międzynarodowe afery, które wygląda, że służą obcym mocarstwom” – dowodzi. I dalej: „Co do tego dla kogo, w czyim interesie działa Antoni Macierewicz, to jest wiele dyskusji (…). Znaczy można dyskutować na temat tego, co robi świadomie, co robi nieświadomie, co robi z nieumiejętności, a co celowo, ale z całą pewnością jego działania służą głównie naszemu wschodniemu sąsiadowi”. Czyli niemal kopiuj-wklej z niektórych wypowiedzi panów z kręgów wojskowych służb po kursach w Moskwie.

Wydaje się więc, że żadne odcinanie się PiS od Marszu Niepodległości potrzebne nie jest, wystarczy fakt, że partia ta nie jest jego organizatorem. Natomiast PiS powinien uwzględnić opisaną tu przeze mnie wiedzę, by prostymi środkami, choć nie pretensjonalnie, swój przekaz z 10 i 11 listopada nasycić możliwie odwołaniami do tradycji legionowej i piłsudczykowskiej, w której to roli będzie jednak bardziej wiarygodny od panów z KOD. Choćby ze względu na kierunek polityki zagranicznej prowadzonej przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Wydaje się, że na tym etapie można zatrzymać ofensywę propagandową KOD dość łatwo. Później mogłoby być trudniej.

 



Źródło: Gazeta Polska

#KOD #11 listopada

Piotr Lisiewicz