Z tak zwanego Nadzwyczajnego Kongresu Sędziów Polskich najbardziej zapamiętamy unoszącego ręce w geście triumfu prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Prezes Trybunału Konstytucyjnego (jeszcze przez 110 dni, jak informuje nas licznik na portalu Niezależna.pl) najwyraźniej dobrze się czuje w roli politycznego celebryty. Dlaczegóż to Rzepliński triumfował? Witany owacją przez grupę sędziów ma zapewne poczucie, że oto stoi na czele siły politycznej. Obok innych sędziów, w tym niesławnych Tulei i Łączewskiego, obok Ryszarda Petru, który z niewiadomych przyczyn przemawiał na kongresie. Obok jeszcze innego sędziego, który potrafił z siebie wykrztusić jedynie banialuki o kocie Jarosława Kaczyńskiego. Obok Jerzego Stępnia, który z zaskakującą szczerością mówił, że sędziowie niczego się nie boją, bo mają „stołek do końca życia” – jak kwieciście to określił. „Coś musiało się nadziać, żeśmy się tu razem znaleźli” – mówił Rzepliński. Z tym można się zgodzić. Nie jest to jednak „odklejenie Polski od Europy i USA”, jak twierdzi prezes Trybunału, a odklejenie uczestników „Kongresu”. Od rzeczywistości.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Andrzej Rzepliński
#Nadzwyczajny Kongres Sędziów Polskich
#sędziowie
#sędzia
Wojciech Mucha