Mieszkająca w Oksfordzie Wioletta Florczyk od kilku miesięcy walczy z brytyjskim systemem opieki nad rodziną o kontakty ze swoją nastoletnią córką. Pewnego dnia otrzymała ze szkoły telefon informujący, że dziewczynka nie wróci do domu, bo jest w nim stosowana przemoc. Kobieta twierdzi, że padła ofiarą okrutnej manipulacji.
Sprawa ciągnie się już ponad rok. 13 maja 2015 r. Natalia, córka Wioletty Florczyk, nie wróciła ze szkoły. Z matką dziewczynki skontaktował się pracownik socjalny. Przez telefon poinformował ją, że do czasu wyznaczenia opiekuna przez sąd Natalia będzie przebywała w domu rodziny szkolnej koleżanki. Dlaczego? Powodem miała być stosowana w rodzinnym domu przemoc.
Brytyjscy urzędnicy twierdzą, że dziewczynka wcale nie chce utrzymywać kontaktów z rodziną, a cała sprawa zaczęła się od jej zawiadomienia. Innego zdania jest matka Natalii. Jak twierdzi, miała dobry kontakt z córką. – Natalia ma 13 lat, jest w trudnym wieku dojrzewania. Kiedy była malutka, rozstaliśmy się z mężem i wychowywałam ją sama. Z ojcem nie miała kontaktu, ale w ostatnim czasie bardzo pragnęła go zobaczyć. Pozwoliłam jej na wyjazd do ojca raz, później drugi. Nie wyraziłam jednak zgody na wyjazd na Święta Wielkanocne, bo po przyjeździe pojawiły się problemy emocjonalne. To wzmogło jej złość – mówiła w rozmowie z portalem Polskatimes.pl kobieta.
Matka nastolatki uważa, że padła ofiarą manipulacji. Dowodem na to ma być list dostarczony jej przez pracownicę opieki społecznej, w którym Natalia opisuje, że boi się matki. Badania niezależnych grafologów miały jednak wykazać, że dziewczynka nie jest jego autorką.
Sprawą Polki z Oksfordu walczącej o kontakty z nastoletnią córką zainteresowało się Ministerstwo Sprawiedliwości. Jak mówi nam Sebastian Kaleta, rzecznik prasowy resortu, ministerstwo bada okoliczności całego zdarzenia.
Statystyki są bezlitosne. Każdego roku urzędnicy odbierają Polakom mieszkającym w Wielkiej Brytanii ok. 120 dzieci. To sześć razy więcej niż jeszcze 10 lat wcześniej. Odbierane rodzicom dzieci trafiają do rodzin zastępczych. Powody są często błahe: uwaga nauczyciela, słabsze oceny w szkole czy skarga sąsiadów na krzyki w mieszkaniu.
Problem dotyczy jednak nie tylko Wielkiej Brytanii. Zaledwie kilkanaście dni temu opisywaliśmy historię małej Lenki, która po interwencji Ministerstwa Sprawiedliwości i licznych protestach mieszkającej z Niemczech Polonii wróciła do mamy. Dziewczynka została odebrana rodzicom jeszcze w szpitalu – trzy dni po narodzinach. Dlaczego? Zdaniem pracowników niemieckiego urzędu ds. dzieci i młodzieży istniała obawa, że matka nie będzie w stanie wykarmić nowo narodzonej córeczki, a w jej mieszkaniu panuje bałagan. Dziecku natychmiast nadano niemieckie obywatelstwo. Teraz Sąd Administracyjny w Kirchheim Unter Teck zbada, czy działania urzędników były zgodne z prawem.
Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodzice Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech, w rozmowie z „Gazetą Polską” zaznacza, że w ciągu ostatnich pięciu lat Stowarzyszenie interweniowało w ok. 2,5 tys. podobnych spraw.
– Stowarzyszenie dokładnie sprawdza każdą sprawę i nie zajmuje się wypadkami, w których odebrano dzieci zasadnie, czyli np. rodzinie urządzającej tygodniowe libacje alkoholowe. Natomiast, niestety, najczęściej odbiera się dzieci z takich powodów, że: za słabo mówią po niemiecku, dziecko było smutne lub zagubione albo nie mogło znaleźć toalety w nowej szkole, a to znak, że sobie nie radzi – wyjaśnia Wojciech Pomorski.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Wielka Brytania #dziecko
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dorota Łomicka