Takiego exodusu nie było od trzech dekad. Co gorsza, wyjeżdżają głównie etniczni Rosjanie, ci lepiej wykształceni i ci zamożniejsi. Rząd nie potrafi ich zatrzymać, więc stara się ściągać rodaków żyjących w innych krajach. Jednak to też wychodzi coraz gorzej.
Co piąty Rosjanin chciałby wyemigrować, co czwarty zastanawia się, czy nie wyjechać. Wyniki ostatniego sondażu Centrum Lewady pokazują, że Rosja coraz bardziej staje się za ciasnym i dusznym domem dla rodaków Władimira Putina. Rok wcześniej chcących wyemigrować Rosjan było o siedem punktów procentowych więcej. Na pierwszym miejscu wśród przyczyn chęci wyjazdu wymienia się „lepsze warunki życia za granicą”, następnie „niestabilną sytuację gospodarczą”, na trzecim „chęć zapewnienia dzieciom godnej i pewnej przyszłości”. Przyczyny polityczne, tak bezpośrednio, to „brak obrony przed samowolą władz i urzędników” oraz ogólniej „sytuacja polityczna”.
Ucieczka do wolności
W ciągu ostatniego stulecia Rosja doświadczyła kilku dużych fal emigracji. W latach 1880–1914 z Cesarstwa wyjechało ok. 2 mln Żydów, uciekających przed antysemityzmem i pogromami. Kolejne 1,4 mln to emigracja po bolszewickim puczu i wojnie domowej. Jak było z wyjazdami w pierwszych dekadach istnienia Związku Sowieckiego, do końca nie wiadomo, bo statystyka była w komunizmie niebezpiecznym zajęciem: wszystkich pięciu szefów centralnego urzędu statystycznego w latach 1926–1940 zostało rozstrzelanych. Kolejna duża fala emigracji (0,7–1 mln) to antykomuniści i byli jeńcy wojenni, którym udało się uniknąć przymusowych powrotów do ZSRS po zakończeniu II wojny światowej. Potem, za czasów Leonida Breżniewa, za twardą walutę, wypuszczono ok. 2 mln Żydów. Ostatnia zaś fala ruszyła za Michaiła Gorbaczowa i w pierwszych latach Borysa Jelcyna. Wraz z dojściem do władzy Władimira Putina emigracja z roku na rok się kurczyła. W 2000 r. z Rosji wyjechało ok. 146 tys. osób, a w 2009 r. już zaledwie 32 tys. W tym czasie standardy życiowe wzrosły o 400 proc., gospodarka ustabilizowała się, politycznie też wszystko się uspokoiło. W tym czasie więcej Rosjan przyjeżdżało, niż wyjeżdżało. W 2011 r. wyemigrowało 36 tys. osób, a od następnego roku liczba emigrantów zaczęła rosnąć. W 2015 r. – to dane oficjalne – wyemigrowało z Rosji aż 350 tys. ludzi, czyli 10 razy więcej niż pięć lat wcześniej.
Zatrzymać wykształconych
Na konflikt z Zachodem i wojnę z Ukrainą nałożył się kryzys ekonomiczny. Wbrew pozorom, ci, którzy emigrują z obaw przed politycznymi represjami, stanowią tylko niewielką część emigracji. Większość to ci, którzy nie brali udziału w protestach, ale podjęli decyzję o emigracji, bo nie podoba się im generalnie polityka władz w ostatnich latach. Wyjeżdżają lekarze, inżynierowie, naukowcy, biznesmeni, nauczyciele, głównie młodzi, dobrze wykształceni i nieźle sytuowani materialnie. W ich miejsce zjeżdżają biedni i niewykształceni muzułmanie z Azji Centralnej. Typowy Rosjanin pracujący w USA to programista, podczas gdy typowy gastarbeiter w Rosji to dozorca. Władze jednak udają, że nie ma problemu drenażu mózgów. Jednak w rzeczywistości usiłuje temu zapobiec, od dwóch lat np. działa potężny program grantów (428 mln dol. rocznie) mający zatrzymać w kraju naukowców.
Emigracja politycznych dysydentów z Rosji to dobra wiadomość dla Kremla. Jednak więcej jest minusów. Fala wyjazdów akurat nakłada się na proces spadku populacji rosyjskiej, a rośnie wciąż ludność wyznająca islam. Oczekuje się, że obecne 143 mln do 2030 r. spadnie o 10 proc. Tymczasem w ciągu ostatniej dekady w samej Czeczenii przybyło ludności o 5 proc., a w Dagestanie aż o 13 proc. Co roku wjeżdża do Rosji nawet 400 tys. muzułmanów z Azji Centralnej i Azerbejdżanu. W 2020 r. co trzeci uczeń w Rosji będzie dzieckiem imigrantów lub gastarbeiterów.
Nietrakcyjna Matuszka Rossija
Władza nie umie (nie chce?) zatrzymać swoich obywateli, za to pod publiczkę ściąga rodaków zza granicy. Bo to efektowniej wygląda w propagandowym przekazie. Dziesięć lat temu Władimir Putin podpisał dekret otwierający drogę do uruchomienia programu rządowego ściągania rodaków zza granicy. Dotychczas udało się jednak ściągnąć tylko pół miliona z około 20 mln Rosjan żyjących poza granicami Rosji. I jest coraz trudniej przekonać, że w ojczyźnie będzie im lepiej. Tempo tej imigracji spada – od początku tego roku zjechało na stałe już tylko 61 tys. osób. W Rosji brakuje odpowiedniej pracy, a mieszkanie jest drogie. Jeśli chodzi o uczestników państwowego programu powrotu rodaków do ojczyzny, to tylko co czwarty ma lokal mieszkalny na stałe. Pozostali albo wynajmują mieszkania, albo mieszkają w tak zwanych ośrodkach czasowego pobytu, w których można jednak mieszkać nie dłużej niż dwa lata.
Badania opinii
MSZ zleciło więc badanie, które ma odpowiedzieć na pytanie, co Moskwa mogłaby zrobić, żeby skuteczniej zachęcić emigrantów do powrotu na stałe. Za ponad 50 tys. dolarów ma być sporządzony raport o tym, jak wielu Rosjan żyjących poza granicami kraju jest teraz gotowych wrócić i na jakich warunkach. Badania mają się skupić na Rosjanach mieszkających w Niemczech, Izraelu oraz byłych republikach sowieckich. Dokument ma być gotowy do jesieni. Nie jest zresztą pierwszym. Poprzedni raport sporządzony na zlecenie MSZ-etu mówił, że z 20 mln Rosjan za granicą chęć powrotu do ojczyzny nawet natychmiast i bez żadnych warunków wyraziło… około 600. Jednak już sam zakres geograficzny badania powoduje, że nie będzie on udzielał wyczerpującej odpowiedzi. Jak wysnuć jakiś wspólny wniosek, jeśli bada się diasporę w tak różnych krajach, jak Niemcy, Łotwa i Litwa (wszystkie w UE), Mołdawia i Armenia oraz Izrael? W wypadku tego ostatniego jest też kwestia podwójnego obywatelstwa i nie ma żadnych problemów z przejazdami. A na Łotwie na przykład, jeśli ktoś planował powrót, to wrócił już w latach 90. Ci, co zostali, prędzej przenieśliby się na Wyspy Brytyjskie lub do Skandynawii. Nie można też lekceważyć takiego czynnika, jak służba w rosyjskim wojsku. W latach 90., gdy toczyły się walki w Czeczenii, wielu Rosjan w Estonii czy na Łotwie nie chciało przyjmować obywatelstwa FR lub wracać do Rosji, aby uniknąć ryzykownej służby wojskowej. Dziś znów giną rosyjscy żołnierze: na Ukrainie i w Syrii. To może zniechęcać, szczególnie młodych, do wiązania się z państwem rosyjskim.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Rosja
#Władimir Putin
Antoni Rybczyński