- Wszyscy zbrodniarze, także sądowi, powinni zostać osądzeni. To jest element porządku prawnego demokratycznego państwa – mówi w rozmowie z Wojciechem Muchą z „Gazety Polskiej” dr Jarosław Szarek, nowo mianowany prezes Instytutu Pamięci Narodowej.
Panie Prezesie, przed Panem sporo pracy. Zacznijmy od tego, że przez wszystkie instancje przeszła tzw. ustawa dekomunizacyjna. Czy w IPN jest wystarczająco dużo determinacji, by doprowadzić to do końca? Patrząc choćby na al. Armii Ludowej w Warszawie (mnóstwo biurowców, korporacji, firm), widać, że nie będzie to proste.
Tę sprawę rozwiązuje ustawa przyjęta przez parlament w kwietniu 2016 r., nakładająca na samorządy obowiązek zmiany w ciągu roku nazw upamiętniających osoby lub wydarzenia związane z komunizmem. To nie jest zależne od determinacji Instytutu Pamięci Narodowej, który od początków swojej działalności starał się wyrugować to zjawisko ze sfery publicznej. Tu trzeba podkreślić rolę pełnomocnika prezesa IPN ds. dekomunizacji, pana dr. Macieja Korkucia, który skutecznie starał się o to także wtedy, gdy nie było jeszcze rozwiązań ustawowych. Przekonywał kolejne urzędy i samorządy do usuwania tablic upamiętniających komunistów, a czasem nawet robił to osobiście. Dzięki niemu wiele reliktów reżimu totalitarnego zniknęło z elewacji budynków czy miejskich placów.
Kolejną istotną sprawą jest tzw. zbiór zastrzeżony. Kiedy nastąpi jego ostateczne odtajnienie? Czy poznamy całość tego, co kryje, czy znów „kwestie formalne” sprawią, że część osób pozostanie skrytych w cieniu? I tak np. Bronisław Wildstein powiedział, że „tej sprawy nie zostawi”. Takich ludzi zapewne jest więcej. Uda się to doprowadzić do końca? Co może to zablokować?
Jestem gorącym zwolennikiem odtajnienia wszystkich zbrodni i działań bezpieki. Nie można niepodległej Polski budować na aktywach PRL, niesuwerennego państwa totalitarnego. Od 16 czerwca 2016 r. obowiązuje ustawa, która likwiduje zbiór zastrzeżony, teraz trwa przegląd dokumentów. Służby muszą wyraźnie wskazać powody, dla których dane dokumenty nadal pozostaną niedostępne. Ja nie wiem, co jest w zbiorze zastrzeżonym, ale jeżeli znajdują się tam dane dotyczące infrastruktury wojskowej, to te rzeczy, które dotyczą aktualnego bezpieczeństwa państwa, nie mogą być ujawnione.
A może jest tak, jak z kwestią aneksu do raportu WSI? Że nagle okaże się, iż w zbiorze zastrzeżonym znajdują się nazwiska ludzi, których ujawnienie może mieć wpływ na bezpieczeństwo państwa? I nigdy nie poznamy ich wpływu i roli.
Jeśli takie nazwiska tam są, to trzeba podejść do nich indywidualnie. Z mojego doświadczenia wynika, że nie ma tam takich spraw, mogą być życiorysy aktorów, ludzi kultury, osób, które nie mają znaczenia dla bezpieczeństwa państwa. Od końca PRL minie wkrótce 30 lat, więc tych ludzi jest coraz mniej, jednak to infrastruktura wojskowa, a więc obiekty istniejące współcześnie, mogą wymagać utrzymania dalszego trybu tajności.
Czy IPN ma zamiar zająć się kwestią Ludowego Wojska Polskiego? Duża część wojskowych, którzy mieli udział w organizacji i realizacji choćby stanu wojennego, cieszy się dziś pokaźnymi emeryturami. Bezkarnie tkwią w III RP niczym „pączki w maśle”.
Badanie aparatu bezpieczeństwa Ludowego Wojska Polskiego jest jedną z najbardziej zaniedbanych dziedzin, ale mam nadzieję na współpracę z Wojskowym Biurem Historycznym im. Kazimierza Sosnkowskiego. Środowisko historyków zajmujących się tym problemem jest nieliczne, ale przypomnę, że kiedy powstawał IPN, było niewielu historyków zajmujących się cywilnym aparatem bezpieczeństwa, a po półtorej dekady to się zmieniło. To wielkie osiągnięcie Instytutu – może uda się wykształcić takie kadry naukowe, które nie oszczędzą też wojskowej bezpieki. To jest jednym z priorytetów naszej działalności. Chciałbym, żeby powstawały nie tylko monografie centrali LWP, lecz także poszczególnych okręgów wojskowych.
Dlaczego wojskowi z PRL nie są traktowani na równi z esbekami? Dlaczego nie obniża się im emerytur i nie odbiera uprawnień?
To pytanie należy kierować do polityków, albowiem Instytut jest placówką naukową i edukacyjną – my możemy badać i nauczać o tych tematach, ale tworzenie prawa w tym względzie nie należy do nas. Gdyby ustawodawca zwrócił się do nas z prośbą o materiały, to będzie mógł liczyć na nasze pełne zaangażowanie.
Idźmy dalej. Sprawa „teczki Bolka” pokazała, że duża część (kluczowa) archiwów komunistycznej bezpieki jest w rękach ludzi tamtego systemu. Czy jest w ogóle szansa, by zapobiec sytuacji, by były one wykorzystywane w walce politycznej?
Jeśli pojawi się wiarygodna informacja, że ktoś posiada akta aparatu bezpieczeństwa, to do odzyskiwania takich dokumentów stosowane będą środki prawne.
A jak ocenia Pan rolę „jego dwóch” – TW „Bolka” i Lecha Wałęsy – w III RP?
Lech Wałęsa nie tylko w Polsce jest symbolem walki o wolność, przywódcą Solidarności, w latach 80. XX wieku. Natomiast po 1989 r. to Lech Wałęsa uczynił wszystko, aby ten symbol zniszczyć. Solidarność była ruchem, który upominał się o wolność i godność każdego człowieka, Lech Wałęsa pisze do swoich kolegów stoczniowców: „Ty przez całe życie nie zarobisz więcej niż moja jedna godzina wystąpienia”. Nikt już nie kwestionuje współpracy agenturalnej Lecha Wałęsy z początku lat 70., ale i bez tego można stwierdzić, że taka jego postawa jest zaprzeczeniem ruchu, który zrodził się w sierpniu 1980 r. Głównym fundamentem tamtego zrywu nie były kwestie ekonomiczne, lecz przywrócenie ładu moralnego, takich wartości jak wolność, godność, prawda i uczciwość. Mówiłem zresztą o tym podczas przesłuchania na sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka i nawet posłowie opozycji nie wyrażali wobec tego sprzeciwu.
Czy uważa Pan, że – nie tylko poprzez teczki – komunistyczna bezpieka wciąż ma wpływ na bieżące życie publiczne polityczne?
Niestety, po 1989 r. bezpieka miała zbyt duży wpływ, i to w wielu obszarach funkcjonowania państwa polskiego. To się jednak zmienia, po pierwsze decyduje tu upływ czasu. A z drugiej strony wyrasta młode pokolenie, które swoim potencjałem i aktywnością buduje własną pozycję poza wymierającym układem postkomunistycznym. To pokolenie nie ma już żadnych sentymentów wobec PRL i współtworzy niepodległy kraj ludzi wolnych i nieobciążonych fatalną przeszłością. Warto zwrócić uwagę na konieczność podjęcia nowych wyzwań, choćby wskazanie młodym Polakom wzorców z naszej przeszłości.
Czy dojdzie do powtórnej ekshumacji w Jedwabnem?
To jest pytanie do prokuratora, który prowadził śledztwo.
Ale ten temat pojawił się tuż przed wyborem Pana i po nim na prezesa IPN. Czy twierdzenie – użył go Pan – że za zbrodnie na terenie okupowanym odpowiada okupant, nie relatywizuje odpowiedzialności ludności okupowanej? No bo jeśli „winę ponosi okupant”, to w takim razie można wyciągnąć na przykład karkołomny wniosek, że za ludobójstwo polskiej ludności na Wołyniu odpowiadają Sowieci i Niemcy, a nie Ukraińcy.
Jedno drugiego nie wyklucza, odpowiedzialność ponosi okupant, ale każdy, kto popełnia zbrodnię, odpowiada za to indywidualnie. Tymczasem zbrodni na Wołyniu dokonała zorganizowana formacja zbrojna – UPA przyznawała się do tej akcji, wydawała odezwy, pozostawiła dokumenty, decyzje i plany eksterminacji. Nie ma wątpliwości, że była to zbrodnia zamierzona, wykonana przez wojsko, na rozkaz polityków.
A czy IPN planuje ekshumacje ofiar tego ludobójstwa?
Środowiska kresowe z udziałem m.in. pracowników IPN już dokonują tych ekshumacji, a teraz wesprze ich w tym biuro profesora Krzysztofa Szwagrzyka.
To jeszcze zatrzymajmy się na Ukrainie. Jak IPN ma zamiar reagować na politykę historyczną tego kraju, gdzie bezrefleksyjnie czci się żołnierzy OUN i UPA, także tych, którzy – jak Roman Szuchewycz – mają na sumieniu bezpośrednie sprawstwo kierownicze w ludobójstwie na Polakach?
Nie zgadzam się z przedstawianiem nacjonalistycznego nurtu polityki historycznej jako reprezentatywnej dla całej Ukrainy – nasi wschodni sąsiedzi są w tej kwestii podzieleni. IPN nie ma władzy, by zmieniać politykę historyczną Ukrainy. Naszym zadaniem jest organizowanie konferencji, wydawanie publikacji – nie zastąpimy im edukacji, nie możemy uczyć bezpośrednio obywateli Ukrainy, którzy czczą Banderę, jak było naprawdę. Prawdę historyczną będziemy badać i będziemy o niej mówić, ale nie możemy nikogo, także obywateli obcego państwa, zmusić do zmiany poglądów.
Jest Pan wieloletnim „człowiekiem Instytutu”, zna go Pan od podszewki. Czy struktura IPN ulegnie zmianie? Jaka jest np. rola pionu lustracyjnego w sytuacji, gdy liczba osób objętych obowiązkiem zmniejsza się co roku w postępie geometrycznym?
Zmiana wynika z ustawy i pion lustracyjny ma swoje zadania także jasno określone przez parlament. Biuro lustracyjne, kojarzone głównie z „teczkami”, prowadzi również prace wychodzące poza to, co w powszechnym odbiorze jest traktowane jako lustracja. Przygotowuje katalogi funkcjonariuszy, aparatu państwowego PRL, osób pokrzywdzonych oraz pracowników organów bezpieczeństwa.
A pion edukacyjny? Jaka rola przed nim? Czy jest realna szansa, by IPN wszedł we współpracę (ścisłą) zarówno z MEN, jak i MNiSW? A co z PAN? Może już dość tego rozproszenia?
Mamy sygnały, że wspomniane ministerstwa są chętne do współpracy, co otwiera nam perspektywy do skutecznych działań. Co do PAN, to raczej współpracę powinien nawiązać nie pion edukacyjny, lecz naukowy. Poza kontynuowaniem dotychczasowych kierunków, musimy większą uwagę zwrócić na to, co dzieje się na Kresach. Polacy coraz częściej jeżdżą do Lwowa czy do Wilna, ale na przykład Grodno jest już miejscem trudniej osiągalnym. Na Kresach żyje jeszcze wielu Polaków, których wspomnienia o wojnie i komunizmie mogą wzmocnić świadomość patriotyczną młodego pokolenia. Tych śladów polskości nie można zmarnować.
Pana zastępcy – prof. Szwagrzyk i dr Szpytma – są znani doskonale z przywracania pamięci. Czy to pokazuje kierunek, w jakim pójdzie Instytut?
Obaj mają niekwestionowane zasługi w swoich dziedzinach. Profesor Krzysztof Szwagrzyk i jego prowadzona od kilkunastu lat działalność na rzecz przywracania naszej pamięci o polskich bohaterach, odnajdywanie i godne pogrzebanie ich szczątków, jest powszechnie znana. Ale ta działalność zyskała ustawowe wsparcie w nowej strukturze Instytutu Pamięci Narodowej, a ja także będę wspierał profesora Szwagrzyka, który już teraz chwalebnie zapisał się na kartach polskiej historii.
A Mateusz Szpytma?
To dyrektor Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów, specjalista w dziedzinie trudnych relacji polsko-żydowskich – będzie dla mnie ogromnym wsparciem.
I na koniec. Jakie zadania postawi Pan przed pionem śledczym? Czy jest szansa na ekstradycję Stefana Michnika, stalinowskiego sędziego? Słyszy się, że ściganie „bestii” – by użyć sformułowania spopularyzowanego przez Tadeusza Płużańskiego – to jedno z zadań, które sobie stawia „nowy IPN”.
Uważam, że wszyscy zbrodniarze, także sądowi, powinni zostać osądzeni, ale decyzja w tej kwestii należy do prokuratorów. Jest oczywiste, że każda osoba, która popełniła zbrodnie, także te, które określamy sądowymi, powinna za nie odpowiedzieć. To jest element porządku prawnego demokratycznego państwa. O sprawiedliwość muszą walczyć różne instytucje wolnej Polski.
Źródło: Gazeta Polska
#Lech Wałęsa
#Jarosław Szarek
Wojciech Mucha