Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Nie przeproszę za Solidarność!

Nie mogę się zgodzić z Janem Marią Rokitą (choć cenię większość jego politycznych analiz zamieszczanych w prasie), gdy twierdzi, że pedagogikę wstydu „made in PO” zastępuje pedagogika wstydu w

Nie mogę się zgodzić z Janem Marią Rokitą (choć cenię większość jego politycznych analiz zamieszczanych w prasie), gdy twierdzi, że pedagogikę wstydu „made in PO” zastępuje pedagogika wstydu według PiS-u, polegająca na negacji dorobku III RP i instrumentalnym używaniu postaci Wałęsy do negowania wielkości ruchu Solidarność. Otóż nie! Po wielekroć nie. Pedagogika wstydu to dzieło środowiska „Gazety Wyborczej” przyjęte instrumentalnie przez PO, które dowodziło, że Polacy są nieudacznikami, a wszystko za sprawą ich historii, tradycji rodzinnej, wychowania, a nade wszystko Kościoła katolickiego. Wystarczy to wykorzenić, a zlejemy się ze wspólnotą ludzi „światłych, nowoczesnych, postępowych i tolerancyjnych”. Na jak długo – nie wiem. Przyjdzie Arab i wyrówna!

Formacja patriotyczna (zresztą dużo od PiS-u większa i bogatsza) nie zamierza nikogo zawstydzać. Polacy III RP zostali bowiem oszukani. Kazano im zwinąć sztandary, pochować znaczki, a Solidarność przez tych, którzy zawdzięczali jej najwięcej, została zmieniona w produkt solidarnościowopodobny. Oczywiście z perspektywy lat nie sposób nie zadawać sobie pytania, czy udział agentów wśród czołowych przywódców Sierpnia nie deprecjonuje Legendy Solidarności? Moim zdaniem – nie! Każda rewolucja zaczyna się z udziałem prowokatorów i agentów – ale nie oni decydują, tylko sprawa, o którą masy walczą i za którą płacą cenę. Solidarność zrodziła się z potrzeby 10 mln obywateli Polski Ludowej, którzy w swej większości nie znali prawdziwej demokracji, wolnej prasy, normalnego systemu ekonomicznego, jednak instynktownie go pragnęli. I ktokolwiek stał na czele, musiał to uwzględniać, nawet jeśli był szantażowany lub wisiał na obcej smyczy.  „Czasami chorąży wieje w przeciwnym kierunku niż sztandar” – powiada aforysta. W naszym przypadku aż do 1989 roku wszyscy musieli działać zgodnie w jednym kierunku. Gdyby wtedy Wałęsa zdradził, wypadłby z gry i przestałby być przydatny dla kogokolwiek.

Schody zaczęły się później. Kiedy wielki ruch przestał być potrzebny, co gorsza – usiłował kontrolować władzę, stawał się trudnym recenzentem, niekiedy – wyrzutem sumienia. A tu wszystko zostało dogadane poza nim!
Rzadko się zdarza, by nowa elita tak szybko porzuciła swój mit założycielski. Adam Michnik oddał znaczek, jednak nie zwrócił gazety! Posłowie, senatorowie, ministrowie błyskawicznie zapomnieli, komu zawdzięczają swoją pozycję, ale nie zrezygnowali ze swych funkcji. I mamy to, co mamy!

Dlatego mocna krytyka III RP to nie podważanie Solidarności, to czyszczenie jej wspaniałego oblicza z czyraków, brudu i innego plugastwa. To próba sięgnięcia po rzeczy najważniejsze: patriotyzm, tradycję, wspólnotę. I dumę!
Rzeczpospolita, która się dziś tworzy w bólach przy skowytach kundli odtrącanych od  koryta, obojętnie, czy nazwiemy ją IV i pół, czy V, musi nawiązywać do tamtej Solidarności, jej ludzi i jej ideałów. I będzie nawiązywać! A na początek umówmy się, że nie będziemy nigdy przepraszać za Solidarność, raczej przeprośmy Solidarność za to, cośmy z nią przez te lata robili!

 



Źródło: Gazeta Polska

Marcin Wolski