Kiedy cesarz Bonaparte uciekł z Elby i dotarł do Paryża, witały go nieprzebrane tłumy. Rozpoczęło się tzw. 100 dni Napoleona i przez krótką chwilę wydawało się, że losy Europy znów się odmienią.
Cesarz wylądował na francuskim brzegu z tysiącem wiernych żołnierzy, wśród nich znajdował się stukonny szwadron ochotników mjr. Pawła Jerzmanowskiego zwany Szwadronem Elby. Polacy owi wywodzili się z I Pułku Szwoleżerów, który brał wcześniej udział we wszystkich kampaniach cesarza wsławiając imię Polski pod Wagram, Berezyną czy wreszcie na przełęczy Somosierra.
Zaledwie po kilku dniach marszu w kierunku Paryża wojsko Napoleona liczyło ponad 18 tysięcy ludzi.
Zawsze niezmiernie kochany przez prostych wojaków Bonaparte wydał proklamację dla armii, w której nawoływał:
Będąc na wygnaniu usłyszałem wasz głos i oto przybyłem pomimo przeszkód i niebezpieczeństw. Wasz generał, wyniesiony na tron z woli ludu i przez was ogłoszony cesarzem, znowu jest z wami. Przybywajcie pod jego rozkazy. Zedrzyjcie te przez naród wyklęte barwy, które od 25 lat łączyły wrogów Francji. Przypnijcie kolorową kokardę, wszak nosiliście ją w dniach wiekopomnej chwały.
Do stolicy Francji cesarz dotarł 20 marca 1815 roku. Tam urządzono mu wielką dwudziestodniową fetę. W sumie Napoleonowi udało się zebrać ok. 130 tys. żołnierzy. Na ich czele ruszył w kierunku Waterloo, niewielkiej mieściny pod Brukselą.
Źródło: niezalezna.pl
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
MŁ