Sam bohater naszej młodości, za którego kiedyś dalibyśmy się porąbać, zrywaliśmy długoletnie przyjaźnie i o którego toczyliśmy spory, kluczy i kręci jak mały złodziejaszek złapany na kradzieży kury.
Sprawa Wałęsy wróciła. Jako farsa. To, co kiedyś w kwestii „Bolka” mogło wydawać się tragiczne, za sprawą głównego zainteresowanego stało się, niestety, śmieszne.
Składniki iście szekspirowskiego dramatu – duch ojca (Kiszczak), oszalała Ofelia i trucizna sączona do ucha (społeczeństwu) w nowym wydaniu okazują się groteskowe. Poczynając od półprzytomnej wdowy z parciem na szkło większym niż u tuzina celebrytów, po histerie różnej maści kandydatów na obrońców „człowieka z teczki”.
Nawet zmarły generał Kiszczak powraca jako karykatura wizerunku człowieka honoru, który namalował mu Michnik.
Sam bohater naszej młodości, za którego kiedyś dalibyśmy się porąbać, zrywaliśmy długoletnie przyjaźnie i o którego toczyliśmy spory, kluczy i kręci jak mały złodziejaszek złapany na kradzieży kury.
Coraz bardziej nieprawdopodobne wersje (np. kwitowanie pieniędzy ubekowi dyktowane ponoć litością) wywołują już tylko wstyd.
W jeszcze większe zażenowanie wprawiają działania pseudoelity, która broni spraw nie do obrony. Często zresztą robią to ci, którzy swego czasu jeździli na „wodzusiu” jak na łysej kobyle.
„Obrona dobrego imienia Wałęsy to obrona dobrego imienia Polski!” – woła Komorowski. Kto mu to napisał, a może wymyślił sam, kontemplując „Gęsiarkę” i „Bydło na pastwisku”?
Osobiście emocjonuję się sprawą średnio – polowania na martwego lwa zawsze są udane.
Bardziej ciekawi mnie i niepokoi kwestia – a co z resztą dokumentów znalezionych u Kiszczaka? Czy aby tempo i rejwach wokół teczki „Bolka” nie mają zasłonić czegoś poważniejszego? Nie wierzę, że ludzie z IPN nie rzucili choćby okiem na inne pakiety. Dlaczego więc milczą? Gdyby nic tam nie było albo jedynie poezje pani Kiszczakowej, już by o tym powiedzieli.
Na tle dotychczasowych działań instytucji kierowanej przez pana Łukasza Kamińskiego można mieć rozmaite obawy. Willa Kiszczaka została przejrzana pobieżnie, a powinno się ją rozebrać do fundamentów. Działkę na Mazurach – owszem – odwiedzono, ale nawet ziemi nie przekopano. Czyżby szukano z obawą, żeby czegoś nie znaleźć. Czego?
Bo co można tam znaleźć? Na pewno nie papiery, które rzuciłyby światło na zabójstwa księży i mordy polityczne w PRL. Raczej zdjęcia, filmy i donosy kompromitujące „rycerzy” Okrągłego Stołu, ludzi Kościoła, autorytety moralne, chociaż „Czekiszczak” jako profesjonalista winien zachować kwity także na przyjaciół z lewicy, z PSL.
Stąd strach i nadzieja, że strącany właśnie z piedestału „Bolek” przysłoni wszystko. Nie przysłoni!
III RP zdechła, nawet jeśli działa aparat podtrzymujący czynności życiowe, propaganda dudni na pełny rejestr, a władza waha się przed wystawieniem ostatecznego świadectwa zgonu.
Źródło: Gazeta Polska
Marcin Wolski