Kiedy w ubiegłym roku Grzegorz Schetyna wygłaszał swoje wystąpienie na temat kierunków i założeń polityki zagranicznej Polski, w najlepsze trwała już kampania wyborcza przed wyborami prezydenckimi. Być może dlatego z tamtej przemowy zapamiętaliśmy przede wszystkim śpiących prezydenta Bronisława Komorowskiego i generała Stanisława.
Na ekranach TVP Info ten historyczny moment zilustrowany został paskiem z informacją o zgłoszeniu kandydatury Polski na niestałego członka Rady Bezpieczeństwa przy ONZ-ecie w latach 2018–2019. To ambitny plan, który zresztą pozostaje dziś w mocy, wówczas jednak nie poderwał Komorowskiego, znanego z częstych drzemek w sytuacjach oficjalnych.
Niecały rok później w Sejmie nie spał na szczęście nikt, jedynie w noc poprzedzającą przemówienie nowego szefa dyplomacji młoda posłanka Platformy Kinga Gajewska odkryła w „dolnej palarni” drzemiącego posła PiS-u Krzysztofa Jurgiela. Podczas wystąpienia ministra Witolda Waszczykowskiego nie spali ani prezydent, ani ministrowie, ani posłowie, zwłaszcza zaś posłowie opozycji. Wpływ na to miała zapewne treść ponad godzinnej wypowiedzi Waszczykowskiego. Ta, chociaż tak naprawdę nie zawierała żadnych kontrowersyjnych z punktu widzenia polskiej racji stanu elementów, właśnie z racji silnego jej akcentowania okazała się trudna do przełknięcia dla opozycji. Zwłaszcza dla tak mocno i jednoznacznie zaznaczającego ostatnio swoją obecność w polityce stronnictwa proniemieckiego.
Trzy filary dyplomacji
W wystąpieniu szefa MSZ-etu można wyróżnić trzy kluczowe wątki, wskazujące na nową jakość polskiej dyplomacji i zmianę polskiego spojrzenia na kilka spraw. Warto zwrócić uwagę na zastąpienie euroentuzjazmu eurorealizmem. Problemy, przez jakie przechodzi Unia Europejska, zostały nazwane po imieniu. To kryzys bezpieczeństwa, sąsiedztwa i samego projektu europejskiego. Wojny tuż przy granicy wspólnoty, problemy z niekontrolowanym napływem imigrantów i jego nieprzewidziane konsekwencje, próby narzucenia rozwiązań niedemokratycznych i rozwiązywania problemów za pomocą urzędniczych faktów dokonanych. Jak na życzenie wkrótce po sejmowym wystąpieniu ministra światło dzienne ujrzał stenogram posiedzenia KE, podczas którego nazwany w kuriozalnym wystąpieniu posłanki PO „przyjacielem Polski” Frans Timmermans martwi się, że rządy państw UE nie są wystarczająco posłuszne Brukseli, obawiając się niezadowolenia swoich wyborców.
Nieprzypadkowo wśród słów o europejskim przywództwie i sposobie rozwiązywania obecnych problemów powracało groźnie dla nas brzmiące określenie „koncert mocarstw”. Po raz pierwszy, kiedy Waszczykowski zapowiada dążenie do oparcia polityki zagranicznej na politycznej woli suwerennych państw. Równocześnie nawiązuje do pamiętnych słów Andrzeja Dudy wypowiedzianych w ONZ-ecie: „
Będziemy opierali politykę na prymacie prawa międzynarodowego nad brutalną siłą, nad ideą koncertu mocarstw dzielącego świat na strefy wpływów wbrew woli społeczeństw” – zapowiada minister. W dalszej części exposé Waszczykowski przeciwstawia „koncert mocarstw” polskiej racji stanu i wizji Europy opartej na partnerstwie uczestników unijnego projektu: „
W interesie Rzeczypospolitej leży spoistość Unii Europejskiej. Warunkiem tejże spoistości jest jednak poparcie dla niej obywateli państw członkowskich. Praktyka oparta na zasadzie »więcej Europy, mniej demokratycznej kontroli nad jej poczynaniami« wiedzie do erozji, a nie do wzmocnienia procesu integracji”.
Zmiana wektorów
To olbrzymia zmiana w stosunku do dyplomacji Radosława Sikorskiego, który postulował płynięcie głównym nurtem pod niemieckim przewodnictwem. Przypomnijmy, że w 2011 r. Sikorski postulował m.in. ogólnoeuropejską, ponadnarodową listę kandydatów do europarlamentu. To wtedy właśnie, zaskakując nawet otoczenie prezydenta Komorowskiego, mówił, że bardziej niż niemieckiej siły obawia się niemieckiej bezczynności, i to w Niemczech upatrywał ratunku dla zjednoczonej Europy. Pięć lat temu była to przede wszystkim deklaracja politycznego poddaństwa. Dziś to właśnie aktywność niemieckich władz stała się przyczyną potężnego i wciąż narastającego kryzysu Unii Europejskiej i samych Niemiec. Waszczykowski politykę Sikorskiego przywołuje jednak w kontekście innej wypowiedzi. Kiedy mowa jest o zagrożeniu płynącym ze strony Rosji, szef MSZ-etu przypomina słowa, którymi Sikorski składał hołd Władimirowi Putinowi: „
Z przykrością muszę stwierdzić, że naiwnością była wiara, którą okazywał kilka lat temu jeden z moich poprzedników, że Rosja hołduje wartościom demokratycznym i zasadom prawa międzynarodowego, postulując zaproszenie jej do NATO”.
Kierunek azjatycki
Ministrowi Sikorskiemu też z pewnością jest dziś przykro, niemniej to podważenie paradygmatu o kierowniczej roli Niemiec zdaje się boleć najbardziej zorientowaną na ten kraj część opozycji. W związku z tym atakowane są, na ogół w sposób całkowicie oderwany od rzeczywistości oraz kontekstu historycznego i geopolitycznego, wszystkie alternatywne kierunki aktywności polskiej dyplomacji. Nie podoba się więc ani intensyfikacja działań w ramach Trójkąta Wyszehradzkiego (tu jednak trzeba zauważyć, że w przemówieniu w ogóle nie zostały wspomniane takie kraje, jak Węgry i Rumunia, będące przecież naturalnym sojusznikiem zarówno Polski, jak i Czech oraz Słowacji), ani wskazanie Wielkiej Brytanii jako ważnego sojusznika. To ostatnie zaś jest przecież całkowicie naturalne w sytuacji, gdy partie rządzące w Warszawie i Londynie współpracują w ramach frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów i mają dość podobne poglądy na dzisiejszą UE. Pojawia się wreszcie kierunek azjatycki, co należy uznać za potwierdzenie deklaracji, jakie padły podczas niedawnej wizyty prezydenta Dudy w Chinach. Minister pamiętał również o Japonii i Korei Południowej.
Polityka polska ma więc być wielowektorowa, w ramach organizacji międzynarodowych zaś chce dążyć do równouprawnienia państw Europy Wschodniej. Tyczy się to nie tylko Unii, lecz również NATO. O tym, jak wiele zostało do zrobienia, Waszczykowski mówi już na początku swojego wystąpienia: „
Nie możemy powiedzieć, że osiągnęliśmy wszystkie cele, które przyświecały polskiemu społeczeństwu w 1989 r. Gdy przystępowaliśmy najpierw do NATO, a później do Unii Europejskiej, wydawało się, że stanęliśmy na pewnym gruncie, że możemy zapomnieć o trudnych dylematach państwa położonego pomiędzy Wschodem i Zachodem. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek czujemy, jak zbyt optymistycznie postrzegaliśmy naszą pozycję”.
Asertywna, nie agresywna
Witold Waszczykowski zapowiada politykę asertywną, lecz nie agresywną. Nawet takie zupełnie naturalne postawienie sprawy budzi jednak opór przedstawicieli lokajskiej mentalności. Ta w ostatnich dniach objawiła się choćby w kuriozalnej krytyce nowych „Wiadomości”, sformułowanej przez zdominowaną przez ludzi poprzedniej władzy Radę Programową TVP. Jednym z zarzutów był krytycyzm wobec Niemiec. Zbyt wiele materiałów krytycznych wobec tego kraju ukazało się w dniu, w którym obchodziliśmy… Światowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Najwyraźniej pani Śledzińskiej-Katarasińskiej i jej kolegom zabrakło w „Wiadomościach” figury „dobrego Niemca”. Samo przemówienie zaś mocno skrytykował znany głównie z obsesji na punkcie Agaty Dudy specjalista od protokołu Janusz Sibora. Fatalne zakończenie – pisał na Twitterze. „
Zapowiedź asertywnej polityki to nie jest dyplomatyczny język. Korpus dyplomatyczny to źle odebrał”. Sibora pyta również, czy słowa ministra oznaczają, że wcześniej byliśmy wasalem, niepomny tego, że to właśnie dzięki podobnym jemu doradcom pytanie uznać należy za retoryczne.
Na wypowiedź programową Waszczykowskiego cień rzucał kryzys migracyjny nakładający się na wymienione na początku trzy strukturalne kryzysy UE. Polska potwierdza chęć dochowania zobowiązań przy równoczesnym twardym podejściu do kontroli przyjmowanych do nas uchodźców. W tym kontekście warto się zastanowić nad wnioskiem posłów Kukiz’15 o przeprowadzenie w tej sprawie referendum. Dałoby ono naszym władzom mocny mandat do prowadzenia stanowczej polityki, a przy tym potwierdziłoby deklarowane przed wyborami podejście PiS-u do tej instytucji demokracji. W wypadku kampanii przedreferendalnej partie dbające o naszą „europejskość” rozumianą na modłę niemiecką musiałyby określić się w tej sprawie wyraźnie i po raz kolejny przypomnieć, jak bardzo rozmijają się z nastrojami społecznymi.
Wystąpienie Witolda Waszczykowskiego zapowiada powrót do samodzielnej polityki zagranicznej. W przeddzień nowego rozdania w Unii Europejskiej zaczynamy mówić własnym głosem. To kolejna bardzo dobra wiadomość. Szef MSZ-etu nie tylko mówi, lecz i myśli po polsku.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Karnkowski