Asesor komorniczy z Bełchatowa wszedł do domu Bogu ducha winnej kobiety i zabrał jej lodówkę, pralkę, zmywarkę, a nawet odkurzacz. Twierdził, że dokonał zajęcia ruchomości, bo dłużnikiem jest… jej ojciec. Nie pomogły tłumaczenia, że ojciec mieszka w domu obok, a to są jej rzeczy - pisze "Gazeta Polska Codziennie".
Pani Mariola kilka dni temu przeżyła koszmar. 14 grudnia do drzwi jej domu w Majdanie k. Otwocka (Mazowsze) zapukał mężczyzna. Oświadczył, że jest asesorem komorniczym i przyszedł przeprowadzić czynności egzekucyjne związane z długiem jej ojca Andrzeja.
Kobieta podkreśla, że mężczyzna mimo próśb nie wylegitymował się, a przystąpił do zajmowania znajdujących się w domu rzeczy.
Córka dłużnika protestowała.
Wyjaśniała, że ojciec mieszka w budynku obok; zapewniała, że nie prowadzi wspólnego gospodarstwa z ojcem, a przedmioty, które zajmuje asesor, należą do niej. Nie pomagały prośby i błagania. „Egzekutor” był niewzruszony. Po kolei zajmował wszystkie wartościowe sprzęty znajdujące się w domu. Jego pomocnicy ładowali na samochód m.in. lodówkę, pralkę i zmywarkę. Nie pozostawili nawet rzeczy dzieci. Zdesperowana kobieta broniła swojego majątku. –
W trakcie zajęcia asesor komorniczy pobił mnie. Wykręcił mi ręce, uszkodził palce […] oraz kopał mnie – opowiadała poszkodowana kobieta portalowi Ekspres.olsztyn.pl.
Pani Mariola wezwała policję. Funkcjonariusze przyjechali na miejsce, zobaczyli nakaz komorniczy wystosowany w sprawie dłużnika… i – jak relacjonuje kobieta – wyprowadzili ją z domu.
Komornik spokojnie kończył swoje dzieło. –
Interwencja miała miejsce – przyznaje starsza aspirant Sylwia Durlik z komendy w Otwocku. Wyjaśnia, że policjanci działali zgodnie z prawem jako asysta komornicza. –
Rolą policji jest umożliwienie działania urzędnikowi publicznemu – przekonuje Durlik.
Więcej w dzisiejszej "Gazecie Polskiej Codziennie".
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Wojciech Kamiński