Poniedziałkowy krach na giełdzie w Szanghaju dowodzi, że władza w Pekinie nie radzi sobie z problemami chińskiej gospodarki. Rządzący Chinami obawiają się, że niezadowolenie z działań rządu może doprowadzić do natężenia protestów społecznych. Aby do tego nie dopuścić, Pekin może zastosować tzw. wariant Putina – próbować odwrócić uwagę od problemów wewnętrznych kraju, doprowadzając do konfliktu na arenie międzynarodowej.
Po poniedziałkowej prawie 9-proc. i wtorkowej 7,6-proc. przecenie głównego indeksu w Szanghaju Ludowy Bank Chin zdecydował się na kolejną obniżkę stóp procentowych. Początkowo oczekiwano, że taka decyzja zostanie podjęta pod koniec zeszłego tygodnia, co mogłoby zapobiec poniedziałkowemu krachowi.
Mimo że sytuacja na giełdzie uległa w środę poprawie, nie gasną obawy wynikające z faktu, że chińska gospodarka słabnie.
Niezadowolenie z sytuacji wyrażają w internetowych komentarzach też sami Chińczycy. Winią władzę m.in. za to, że nie poradziła sobie ze spadkami na giełdzie, że zamykanych jest coraz więcej chińskich firm. Przypomina się również o wybuchu w magazynie w mieście Tianjin, który kosztował życie 123 osób, a do którego by nie doszło, gdyby władze egzekwowały przestrzeganie przepisów bezpieczeństwa.
Obecnie w Państwie Środka co roku dochodzi do ok. 300 tys. protestów, a partia komunistyczna boi się, że problemy z gospodarką tylko to niezadowolenie spotęgują.
Możliwe, że prezydent Xi Jinping, nie radząc sobie z osłabieniem gospodarczym, zachowa się jak Putin. Będzie dążył do zaostrzenia napięcia na arenie międzynarodowej. A tu nie brakuje mu okazji do popisu. Napięte są już relacje z Filipinami i Wietnamem w wyniku ekspansyjnej polityki Chin na Morzu Południowochińskim. ChRL buduje tu sztuczne wyspy, które będą bazami wojskowymi. Także nie najlepiej wyglądają relacje z Japonią. W ostatnim czasie Pekin ostro krytykował japońskiego premiera Shinzo Abe, m.in. za jego politykę odejścia od pacyfizmu i chęć wysyłania wojsk japońskich na pomoc armiom sojuszniczym. Abe też odnosi się do Chin chłodno, odrzucił bowiem zaproszenie na obchody zakończenia wojny japońsko-chińskiej, które odbędą się 3 września w Pekinie. Chiny coraz bardzie niepokoi również sytuacja na Tajwanie, gdzie w wyborach prezydenckich może wygrać kandydatka proniepodległościowa. Kilka tygodni temu armia chińska przeprowadziła ćwiczenia wojskowe, podczas których symulowano ataki na ważne obiekty na wyspie, m.in. na siedzibę prezydenta Tajwanu.
W tle gospodarczych problemów ChRL toczy się silna walka pomiędzy frakcjami Komunistycznej Partii Chin (KPChL). Warto zwrócić uwagę, że zarówno lipcowy krach na giełdzie, jak i ten poniedziałkowy, nastąpiły tuż po starciach w partyjnej wierchuszce.
Po skazaniu na dożywocie Zhou Yongkanga, byłego ministra bezpieczeństwa i prawej ręki wroga nr 1 prezydenta Xi – Jiang Zemina, doszło do lipcowego spadku na giełdzie. Kilka dni temu sam Jiang Zemin znalazł się w quasi-areszcie domowym, (co jest zapowiedzią jego aresztowania) i, co symptomatyczne, zaraz po tym nastąpił na giełdzie w Szanghaju czarny poniedziałek.
Jiang kieruje frakcją szanghajską w KPCh, a Szanghaj to centrum finansowe Chin i w kręgach finansjery Jiang Zemin miał zawsze bardzo duże wpływy. Pojawiają się więc spekulacje, że trudna sytuacja na giełdzie może być także efektem działań Jianga, który już dwukrotnie próbował odsunąć Xi Jinpinga od władzy poprzez zamachy stanu.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Hanna Shen