Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Do rządu nie wezmę politycznych celebrytów – zapewnia BEATA SZYDŁO w rozmowie z "GP"

Ludzie potrzebują prawdy i zdają sobie sprawę z tego, że kiedy przychodzi polityk i mówi nawet niepopularne rzeczy, ale mówi jednocześnie „ustalmy to razem”, zdecydowanie trudniej będzie mu ta

Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Filip Błażejowski/Gazeta Polska
Ludzie potrzebują prawdy i zdają sobie sprawę z tego, że kiedy przychodzi polityk i mówi nawet niepopularne rzeczy, ale mówi jednocześnie „ustalmy to razem”, zdecydowanie trudniej będzie mu takich ustaleń nie dotrzymać. Najgorszą strategią jest to, co robi obecnie premier Ewa Kopacz, która w gorączce kampanijnej jest w stanie zmienić każdy przepis i ustawę, byle tylko przypodobać się wyborcom. Tyle że ci orientują się już, że to jest fałsz - mówi wiceprezes PiS i kandydatka tej partii na premiera, poseł Beata Szydło, w rozmowie z Magdaleną Michalską („Gazeta Polska”).

Dlaczego Pani, a nie prezes Kaczyński, została kandydatem PiS na premiera? Czy nie było obaw, że media będą Panią traktować jak marionetkę prezesa?
Dla mnie i chyba dla wszystkich w PiS było oczywiste, że to Jarosław Kaczyński powinien być kandydatem na premiera. Jednak prezes Kaczyński zdecydował inaczej. Podjął tę decyzję po wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach prezydenckich, widząc, jak ukształtowała się po tym zdarzeniu polska scena polityczna. Zaproponował kierownictwu partii, żebym to ja była kandydatką na premiera, a kierownictwo wyraziło zgodę. Natomiast warto zaznaczyć, że za każdym razem, kiedy stajemy przed jakimiś decyzjami personalnymi, rozpoczynają się próby narzucenia takiej narracji medialnej, z której wynika, że PiS podejmuje część decyzji tylko na potrzeby kampanii. To bzdury. Niekwestionowanym liderem PiS oraz Zjednoczonej Prawicy jest Jarosław Kaczyński, który – bardzo mocno w to wierzę – w tych wyborach poprowadzi nas do zwycięstwa. Natomiast moim obowiązkiem będzie tworzenie rządu. Oczywiście jeśli wygramy. A do wygrania wyborów długa droga i musimy odrobić lekcje w czasie kampanii wyborczej. Oczywiście to, że sondaże są dziś dobre, daje nam dużą satysfakcję, ale absolutnie nie możemy w związku z tym przesądzać, że w październiku wygramy w takim stopniu, że osoba z naszego grona będzie mogła być desygnowana na premiera. Ważne jest, by zarówno politycy, jak i wyborcy PiS nie dali się zwieść poczuciu, że zwycięstwo mamy już w kieszeni, bo to może skończyć się niemiłym rozczarowaniem. Owszem, jest duża szansa na wygraną i wierzę w nasz sukces. Ale musimy na niego zapracować.

Jeśli się uda, po wygranych wyborach mogą pojawić się zachęty, by udowodniła Pani swoją samodzielność w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego, np. rezygnując z tych pomysłów na zmiany, które są szczególnie niewygodne dla establishmentu. Tak było niegdyś np. z premierem Kazimierzem Marcinkiewiczem.
Jeśli chodzi o próby rozgrywania poszczególnych osób w PiS przeciwko sobie, jesteśmy na to uodpornieni, bo to już było. Te domniemane różnice zdań w partii czy przepychanki to totalne bzdury. Ci, którzy wierzyli, że taką narracją coś osiągną, zapłacili cenę w postaci porażki Bronisława Komorowskiego. Dziś PiS jest formacją skonsolidowaną, z jasno określonym programem, idącą konsekwentnie do przodu i mającą zdefiniowane przywództwo. Liderem naszego ugrupowania jest Jarosław Kaczyński; to on podejmuje decyzje strategiczne. Równie precyzyjnie określona jest rola Andrzeja Dudy czy moja. I zaręczam, że ani prezydent Duda, ani ja, nie damy się rozgrywać. A co do Kazimierza Marcinkiewicza, to on był przede wszystkim celebrytą. I, co najistotniejsze, nie realizował programu PiS. Ja jestem wiceprezesem partii, członkiem jej ścisłego kierownictwa, współtwórcą naszego programu. I jeśli będę tworzyć rząd, realizacja tego programu, a nie stanie w blasku fleszy, będzie moim priorytetem. Właśnie ze względu na realizację programu uważam, że scenariusz, w którym PiS wygrywa wybory zdecydowanie, jest najkorzystniejszy. Dołączyły do nas inne partie prawicowe, idziemy do tych wyborów razem ze Zjednoczoną Prawicą. To sukces Jarosława Kaczyńskiego, który do tego doprowadził. Myślę też, że ten czas, kiedy usiłowano nas dzielić, ośmieszać, pokazywać w krzywym zwierciadle, już minął. To nie działa na ludzi. Dziś społeczeństwo chce merytorycznej rozmowy, dobrego programu wyborczego.

Minął? Jeden z tabloidów podaje, że jeszcze nie została Pani premierem, a już PiS rozważa odwołanie Donalda Tuska ze stanowiska „króla Europy”.
Ja w swoich wypowiedziach zaznaczałam jedynie, że Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej rozczarowuje mnie jako Polak, który taką funkcję pełni. Uważam bowiem, że powinien pamiętać również o interesach Polski, tak jak to robią prawie wszyscy przywódcy europejscy. I tego mi brakuje. Jednak mówienie o tym, czy on ma dalej pełnić tę funkcję, jest bezprzedmiotowe – do dyskusji na ten temat nie doszło w samej UE.

Na razie Tusk zajmuje stanowisko w Unii, a partia bez niego pogrąża się w chaosie. Politologowie są zdania, że po wyborach z PO mogą odejść niedobitki skrzydła konserwatywnego, skupione wokół Marka Biernackiego. Czy dla tych ludzi jest miejsce w PiS?
Po pierwsze, nie lekceważyłabym PO. To nadal jest ugrupowanie dysponujące silnie rozgałęzionym aparatem partyjnym i poparciem znacznej części mediów. PO dysponuje dużymi pieniędzmi i dużymi możliwościami, bo jednak to ona ma w ręku większość instytucji. Poza tym walczy o przeżycie, więc nie będzie odpuszczać. Dlatego uważam, że wynik PO wcale nie będzie zły. Zresztą nawet sondaże pokazują, że dziś obywatele wybierają właśnie między PO a PiS. Ugrupowanie Kukiza, które jeszcze nie powstało, chociaż było mocno rozreklamowane, zaczyna obecnie tracić na popularności. Dlatego też przesądzanie dziś, jak będzie wyglądała scena polityczna po jesiennych wyborach, to wróżenie z fusów. Ponadto może się okazać, że po wyborach w klubie parlamentarnym Platformy Obywatelskiej tych parlamentarzystów, którzy w jakimś zakresie mogliby z nami współpracować, zwyczajnie nie będzie. Mogą się po prostu nie znaleźć na listach wyborczych.

Niewpuszczanie na listy to sposób na rozliczenia wewnątrzpartyjne. A skoro mówimy o rozliczeniach – podczas rządów koalicji PO–PSL miało miejsce kilka głośnych afer. Jak PiS do nich podejdzie?
Trzeba będzie zrobić taką „księgę otwarcia”: pokazać, jaki jest stan finansów publicznych, stan poszczególnych resortów. Wskazać, jakie sprawy są do załatwienia. Co do afer, to po to są w państwie odpowiednie instytucje, które mają zajmować się wyjaśnianiem różnych nieprawidłowości tak, żeby państwo zaczęło sprawnie działać. Sądzę, że musimy wreszcie doczekać tego, że w sytuacjach takich jak w wypadku afery Amber Gold czy wcześniejszej, nierozliczonej afery hazardowej państwo działa na tyle sprawnie i skutecznie, że jeśli ktokolwiek – w tym także wysoki urzędnik państwowy – przekracza uprawnienia, musi za to odpowiadać. Chcemy doprowadzić do tego, by państwo polskie dobrze działało.

W doprowadzeniu Polski do takiego stanu będą musieli Pani pomóc nowi ministrowie. Kogo powoła Pani do rządu?
Najpierw musimy wygrać wybory. Tak bardzo ogólnie mogę jednak powiedzieć, że drużyna zaprezentowana w Katowicach to eksperci, którzy współpracowali z nami przy tworzeniu programu. Mam nadzieję, że będą zapleczem eksperckim przyszłego rządu. A co do samej Rady Ministrów, musi być to grupa ludzi, którzy dobrze się rozumieją. I którzy rozumieją pojęcie służby, bo rządzenie to właśnie służba. Ludzi, którzy chcą realizować nasz program i nie boją się odpowiedzialnych decyzji. Ponadto muszą być to ludzie uczciwi, tacy, którzy koncentrują się na pracy, nie na gwiazdorzeniu. Nie będę szukała celebrytów czy osób, którym zależy przede wszystkim na załatwianiu własnych interesów politycznych.

Nie obawia się Pani, że jeśli PiS dojdzie do władzy, to ludzie będą rozczarowani, że sytuacja nie poprawiła się w ciągu tygodnia?
Nie. Jesteśmy przygotowani do rządzenia. Mamy priorytetowe projekty ustaw, o których mówimy. Złożymy je i będziemy wprowadzać praktycznie od razu. Po drugie – myślę, że ludzie jednak zdają sobie sprawę, że nic nie dzieje się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie zmienia się z dnia na dzień. Trzeba uczciwie powiedzieć, jakie zmiany chce się wprowadzić, pokazać plan, strategię i harmonogram działań. Taka uczciwa rozmowa, stwierdzenie: „Proponuję wam to i to, i zrobię to w określonym terminie” – wystarcza. Ludzie potrzebują prawdy i zdają sobie sprawę z tego, że kiedy przychodzi polityk i mówi nawet niepopularne rzeczy, ale mówi też „ustalmy to razem”, to zdecydowanie trudniej będzie mu takich ustaleń nie dotrzymać. Najgorszą strategią jest to, co robi obecnie Ewa Kopacz, która w gorączce kampanijnej jest w stanie zmienić każdy przepis i ustawę, byle tylko przypodobać się wyborcom. Tyle że Polacy orientują się już, że to fałsz.

Całość rozmowy w najnowszym wydaniu tygodnika „Gazeta Polska”

 



Źródło: Gazeta Polska

Magdalena Michalska