Zamknięte przychodnie, ogromne kolejki w szpitalnych SOR-ach, ograniczony dostęp do lekarzy specjalistów – tak wygląda realizacja pakietu antykolejkowego pod rządami ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza.
W większości województw chorzy nie mają dostępu do lekarzy rodzinnych. Wiele przychodni jest zamkniętych, bo medycy nie podpisali niekorzystnych dla siebie umów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Mimo że wcześniej ostrzegali ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, że jeżeli nie weźmie pod uwagę ich postulatów, w służbie zdrowia zapanuje chaos, a chorzy zostaną bez pomocy, szef resortu ich zignorował.
Arłukowicz butnie zapowiedział, że ma plan B.
Wczoraj okazało się, że była to kolejna zagrywka przygotowana przez specjalistów od wizerunku politycznego, a nie ekspertów z dziedziny medycyny. Zgodnie z zaleceniem Ministerstwa Zdrowia chorzy, których przychodnie są zamknięte, mają szukać porady w szpitalach oraz u lekarzy, którzy podpisali kontrakty z NFZ-etem (o ile tacy w danej miejscowości są).
Sprawdziliśmy, jak w praktyce wygląda opieka medyczna, za którą odpowiedzialność bierze minister zdrowia. Już na samym początku natrafiliśmy na trudności. Przykładowo w mazowieckim oddziale Funduszu nie działały infolinie. Nie można było się dodzwonić na numery telefonów podane na stronie internetowej.
W końcu udało się nam uzyskać informacje w jednej z delegatur. Kiedy zapytaliśmy, gdzie i w jaki sposób można dostać od lekarza receptę na leki na nadciśnienie, które właśnie się skończyły, usłyszeliśmy, że należy się udać do szpitala. Konieczna będzie jednak dokumentacja medyczna. –
Skąd ją wziąć? Przecież jest w zamkniętej przychodni – dopytywaliśmy. –
To może ma pan jakieś wyniki badań, wypis ze szpitala? – pytała urzędniczka.
Zadzwoniliśmy do wskazanego szpitala. –
Czy lekarz z izby może przepisać receptę na leki na nadciśnienie? – zapytaliśmy. –
Proszę wziąć ze sobą swoją kartę z przychodni, przyjść i ustawić się w kolejce – oznajmiła osoba, która odebrała telefon w szpitalnym oddziale ratunkowym. Na uwagę, że nie ma dostępu do dokumentacji medycznej, usłyszeliśmy: „
To proszę chociaż przynieść opakowania po lekarstwach”. Podobne odpowiedzi padały w innych placówkach, do których dzwoniliśmy.
–
Tak nie można robić – mówi były szef Urzędu Rejestracji Leków dr Leszek Borkowski. Zwraca uwagę, że leki na choroby przewlekłe, w tym na nadciśnienie, mają silne działanie. Odpowiednie dobranie specyfików wymaga długotrwałych prób. Podkreśla, że lekarz nie powinien wypisywać recepty na podstawie informacji pacjenta, bo pomyłka może spowodować poważne konsekwencje dla zdrowia. A za to nie będzie odpowiadał szef resortu zdrowia, ale lekarz.
–
Minister zdrowia po raz kolejny chce zrzucić na lekarzy odpowiedzialność za bałagan, do którego sam doprowadził – ocenia Borkowski.
Na pomoc Arłukowiczowi ruszyła rzecznik praw pacjentów Krystyna Barbara Kozłowska. Zapowiedziała, że będzie wszczynała postępowania wobec lekarzy, którzy spowodowali zamknięcie przychodni i w ten sposób uniemożliwili pacjentom dostęp do dokumentacji medycznej. Zagroziła medykom półmilionowymi karami.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Wojciech Kamiński