Ujawnienie przez tabloidy nagrania z awantury z udziałem Przemysława Wiplera i policjantów przed jednym z warszawskich klubów, pozwalają zweryfikować wiarygodność wersji byłego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i komendanta głównego policji, Marka Działoszyńskiego. A także relacji medialnych w TVN24 i RMF. Wypadają one blado.
Dzisiaj informowaliśmy, że w internecie pojawiło się nagranie z monitoringu pokazujące przebieg awantury sprzed roku. Wówczas - w nocy z 29 na 30 października 2013 roku - doszło do awantury policjantów z posłem Przemysławem Wiplerem przed jednym z warszawskich klubów.
Przed rokiem wydarzenie komentowali politycy Platformy Obywatelskiej. Także szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz, który nie miał wątpliwości co do prawidłowości postępowania policjantów. -
W tej sprawie mam absolutną jasność - tłumaczył Sienkiewicz powołując się na rozmowę z komendantem Działoszyńskim.
- Policja przekazała wszystkie dokumenty, dowody i zeznania świadków do prokuratury. Policja też wysłała do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa z art. 222 czyli naruszenie nietykalności cielesnej funkcjonariuszy i art. 224 utrudnianie wykonywania czynności służbowych. To są klasyczne paragrafy wobec osób szarpiących się z policjantami - mówił szef MSW.
Monika Olejnik:
Czy pan minister widział taśmy?
Sienkiewicz:
Nie. Przeprowadziłem rozmowę oraz otrzymałem dokumenty z Komendy Głównej od pana Komendanta, gdzie prosiłem o wyjaśnienia tego incydentu. Na czas zebrania tych dokumentów jestem zupełnie pewny że posłem nie okazywał legitymacji poselskiej w czasie tego incydentu. (...) Ja nie jestem od oglądania taśm, ale jestem gorącym zwolennikiem tego, żeby jak najszybciej prokuratura opublikowała nagrania z monitoringu i przecięła różne dyskusje.
-
Policja nie ma obowiązku znać 460 twarzy posłów na Sejm i na pewno takiego programu nie będziemy wprowadzać. Przed klubem nocnym każdy może mówić, że jest Napoleonem czy Batmanem, a tutaj nawet tego nie było - tłumaczył w "Kropce nad i" Bartłomiej Sienkiewicz, komentując incydent policji z posłem Przemysławem Wiplerem pod warszawskim klubem.
Podczas dzisiejszej konferencji Wipler przypomniał też materiał reporterki TVN24, która rozmawiała z "anonimowym taksówkarzem" i "przypadkowym świadkiem" całego zdarzenia.
"Był tak silny, że nie pozwolił sobie założyć kajdanek [na nogi], policjanci zdecydowali o użyciu przymusu w postaci gazu pieprzowego, wcześniej ostrzegli go, mówiąc "uspokój się bo dostaniesz gazem" - relacjonował "taksówkarz", którego słownictwo było dość "fachowe", by przypuszczać że raczej jest policjantem niż kierowcą taksówki. Zaprzeczał, aby policjanci bili Wiplera. Z jego relacji wynikało, że poseł uspokoił się dopiero wtedy, gdy został opryskany.
- "Złapał się za twarz, zaczął krzyczeć, po tym incydencie się uspokoił. Ale zanim psiknęli, jeszcze kopał. Kopnął policjantkę dość mocno, tak, że wypadła jej radiostacja, pałka, jeden z policjantów miał podarty swój mundur służbowy. Zapakowali tego pana do radiowozu, coś po cichu wspomniał, że jest posłem. Ale zachowanie tego pana w ogóle nie wskazywało, że poseł RP może się tak zachowywać " - mówił "świadek" TVN24.
ZOBACZ NAGRANIE
Źródło: Twitter,tvn24.pl,niezalezna.pl,gazeta.pl
sp,gb