GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Bug zalewa Mazowsze

Kuligów, Czarnów, Dąbrówka. Ich mieszkańcy przeżywają tragedię. Bug wylewa, a woda niszczy dorobek życia setek rodzin.

Kuligów, Czarnów, Dąbrówka. Ich mieszkańcy przeżywają tragedię. Bug wylewa, a woda niszczy dorobek życia setek rodzin. I wszyscy – nawet samorządowcy – złorzeczą na wprowadzenie na tym terenie programu Natura 2000, który uniemożliwiał skuteczne zapobieganie obecnej katastrofie.

- Jesteśmy traktowani jak wielki zbiornik retencyjny – złorzeczy Tadeusz Bulik, wójt gminy Dąbrówka, która ucierpiała kilka tygodni temu. Niezalezna.pl już wtedy alarmowała, że sytuacja jest zła. Dzisiaj jest jednak o wiele poważniejsza. – Zalane są domy i drogi, ludzie muszą być ewakuowani, a my staramy się minimalizować skutki wylewania Bugu, ale tak naprawdę niewiele możemy zrobić – tłumaczy wójt.

Dąbrówka i kilka mniejszych miejscowości leży wzdłuż kilkukilometrowej linii brzegowej Bugu. Nie ma tutaj wałów, a rzeka od wielu lat nie była pogłębiana. Skutki są tragiczne. Dzisiaj w nocy stan wody podniósł się od kilkudziesięciu centymetrów do nawet metra. Bug wylał, niemal całkowicie zalewając domy w Kuligowie czy Czarnowie. Sytuację utrudnia pogoda. Na rzece zbiera się lodowy śliż, który hamuje swobodny przepływ wody, ale nie można skutecznie usunąć.

- Gdyby to był lód, to pomogliby saperzy, a tak jesteśmy bezradni. Walczymy z wodą non stop. Co z tego, gdy w nocy uszczelnialiśmy wał, a on puścił w innym miejscu – w trakcie rozmowy wójt Dąbrówki nie potrafi ukryć rozgoryczenia. Na wspomnienie Natury 2000 reaguje nerwowo. – Gdy tylko wprowadzano ten program, jako pierwsi oprotestowaliśmy go, ale nikt nie chciał nas słuchać. I zostawiono nas z nieuregulowaną rzeką, bez wałów i zbiorników retencyjnych. Dotychczas jakoś udawało się unikać poważnych katastrof, ale jak widać do czasu. Teraz ludzie tracą dorobek życia.

Podobnego zdania jest zastępca burmistrza Radzymina, który brał udział w dzisiejszym posiedzeniu sztabu kryzysowego.

- Było dwóch przedstawicieli wojewody, porobili notatki i poszli – mówi Andrzej Siarna. – Na naszym terenie doszło do lokalnych podtopień, ale mieszkam w pobliżu Dąbrówki. Tam sytuacja jest tragiczna. Na siłę nas uszczęśliwiano Naturą 2000, która teraz odbija się czkawką. Szkoda, że tak kosztowna jest ta nauka.

Próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś o sytuacji powodziowej w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim, a także tego, jaką pomoc otrzymają ludzie poszkodowani przez wodę. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Pracownik biura prasowego dwukrotnie zapewniał nas, że sytuacja jest pod kontrolą i nie wymaga szczególnej interwencji.

- Ale tam zalane są domy, trwa ewakuacja ludzi, potrzebna jest pilna pomoc – tłumaczyliśmy.

– Nic mi o tym nie wiadomo, ale sprawdzę i oddzwonię – powtarzał urzędnik. Dwa razy. Za trzecim już się nie odezwał. W końcu zadzwonił ktoś inny. Obiecał wysłać maila z informacjami.

Oto jego treść: „Zgodnie z ustawą o zarządzaniu kryzysowym to starosta oraz wójt są organami, które reagują pierwsze w sytuacjach kryzysowych i są odpowiedzialne za prowadzenie akcji ratunkowej. Wojewódzkie Centrum Zarządzania Kryzysowego na bieżąco monitoruje sytuację i reaguje na sygnały od samorządów i służb dotyczące zapotrzebowania na zaangażowanie sił i środków na poziomie wojewódzkim w działania podczas akcji ratunkowych. Podczas dzisiejszego spotkania powiatowego zespołu zarządzania kryzysowego w Kuligowie samorządy zobowiązały się do rozwiązania tej sytuacji, przynajmniej na razie, we własnym zakresie. W gotowości jest 6 łodzi płaskodennych, które mają być uruchomione na prośbę służb prowadzących akcję”.

 



Źródło:

Grzegorz Broński