O skandalicznej decyzji prezydent Warszawy, Hanny Gronkiewicz-Waltz, która odmówiła przyjęcia przez miasto, unikalnej kolekcji dzieł Zdzisława Beksińskiego, z filozofem i malarzem Januszem Janowskim, dyrektorem Związku Artystów Plastyków w Gdańsku, rozmawia Magdalena Piejko.
Jakiej rangi artystą w polskiej sztuce współczesnej jest Beksiński?
Zdzisław Beksiński niewątpliwie należy do najwybitniejszych współczesnych polskich malarzy, jest przy tym reprezentantem malarstwa opartego na łacińskiej tradycji obrazowania i realizowanego według wypracowanych w tej wielowiekowej tradycji zasad warsztatowych. Z tego względu, za życia należał do grona artystów spychanych na margines sztuki współczesnej przez najbardziej wpływowe w jej obrębie środowiska awangardowe. W konsekwencji faktu, że jego malarstwo uznawane było przez środowiska opiniotwórcze za anachroniczne, a także wrogie nowoczesności, przez większą część życia musiał walczyć o uznanie wartości swojej sztuki.
Co sądzisz o decyzji prezydent Warszawy, która odmówiła przyjęcia kolekcji jego dzieł od rodziny Dmochowskich?
Wydaje się, że ta decyzja przede wszystkim obrazuje politykę kulturalną warszawskiego ratusza. Z jednej strony władze stolicy bez trudu znajdują pieniądze na słynną tęczę z placu Zbawiciela, symbol współczesnej antychrześcijańskiej kultury gender, z drugiej, nie chcą objąć opieką muzealną wybitnego polskiego malarza, którego dorobek ugruntowany jest w wartościach wielkiej kultury europejskiej. Ta polityka jest, jak sądzę, wyrazem tych samych tendencji, które były przyczyną lekceważenia twórczości Beksińskiego w przeszłości i w ramach których reprezentanci szeroko rozumianej nowoczesności także dzisiaj starają się unieważnić i bagatelizować każde działanie artystyczne, nie będące totalną afirmacją nowej kultury, której ideowym podłożem są teorie społeczno-filozoficzne, takie jak gender.
Tę nad wyraz przychylną sztuce postmodernistycznej politykę władz Warszawy ilustruje przykład szczególnej opieki, jaka otoczony jest inny symbol współczesnej kultury, palma stojąca w centrum Warszawy przy rondzie de Gaulle’a, której konserwacja wymaga ogromnych nakładów finansowych, a mimo tego władze stolicy nie mają trudności w asygnowaniu pieniędzy na ten cel.
na zdjęciu Janusz Janowski (fot. Jacek Mójta)
Warty odnotowania jest fakt, że stosunek do kultury władz warszawskiego ratusza jest konsekwentnym odbiciem polityki kulturalnej polskiego rządu, która z kolei jest w tym zakresie odbiciem tendencji panujących w Unii Europejskiej i Stanach Zjednoczonych. W tym kontekście wystarczy przyjrzeć się decyzjom podejmowanym przez władze resortu i dyrekcje najważniejszych placówek kulturalnych, tak w kwestii obsadzania stanowisk, jak i formułowania programów wystawienniczych i artystyczno-edukacyjnych, by nabrać przekonania o jednostronności i wąskim sprofilowaniu polityki kulturalnej. Bez trudu można dostrzec, że z ostentacyjną wręcz przychylnością – tak w Polsce, jak i w Europie czy Stanach Zjednoczonych – traktowani są artyści proponujący tzw. antysztukę, w rozmaity sposób podważającą kulturę opartą na wartościach chrześcijańskich, przede wszystkim zaś jej część katolicką, tak bardzo bliską większości Polaków.
Jak oceniasz wartość tej kolekcji w kontekście całego dorobku Beksińskiego?
Zbiór dzieł składające się na kolekcję Państwa Dmochowskich jest pod każdym względem niezwykły. Ta kolekcja zawiera wspaniałe dzieła Beksińskiego, reprezentatywne dla kluczowych etapów jego twórczości. Nie sposób przecenić wartość tej kolekcji dla polskiej sztuki drugiej połowy XX wieku, zwłaszcza w kontekście europejskiego surrealizmu, którego Beksiński jest najwybitniejszym polskim reprezentantem. Aż trudno uwierzyć, że tak hojny gest kolekcjonerów został odrzucony przez władze Warszawy. Fakt ten jest tym bardziej zdumiewający, że doniosłość twórczości Beksińskiego w ramach polskiej sztuki powojennej jest niepodważalna. W tym kontekście warto także pamiętać i o tym, że na każdym etapie twórczości wystawy malarstwa Beksińskiego cieszyły się niezwykłym zainteresowaniem publiczności, nierzadko bijąc rekordy frekwencji placówek muzealnych i galerii. Tak było na przykład w przypadku wielkiej wystawy retrospekcyjnej w Oddziale Sztuki Współczesnej w Pałacu Opatów w Gdańsku-Oliwie w 2005 roku.
O jakie "koszty utrzymania kolekcji" chodzi Hannie Gronkiewicz-Waltz? Jak wysokie, szacunkowo, to mogłyby być kwoty?
Koszty utrzymania tego rodzaju kolekcji są na pewno znaczne, obejmują bowiem specjalistyczną przestrzeń magazynową oraz stałą opiekę konserwatorską. Niemalże każda polska placówka muzealna boryka się z problemem zbyt skromnych przestrzeni magazynowych i ich dostosowaniem do współczesnych standardów w tym zakresie. Mimo wszystko tego rodzaju trudności nie mogą być wytłumaczeniem dla lekceważenia spuścizny po jednym z najwybitniejszych polskich malarzy powojennych, mogą natomiast stanowić przyczynek do modyfikacji struktury dystrybucji finansów na kulturę w poziomie krajowym i jednocześnie regionalnym.
Źródło: niezalezna.pl
Magdalena Piejko