– Z sytuacją taką jak obecnie, kiedy systemowo odmawia się respektowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego, dotychczas nie mieliśmy do czynienia – mówi „Gazecie Polskiej” dr hab. Kamil Zaradkiewicz, sędzia Sądu Najwyższego. I przestrzega, że działania polityków mogą doprowadzić do niespotykanego w historii Polski kryzysu. – Już doskonale widać pogłębiający się chaos, wręcz stan paraliżu w funkcjonowaniu sądów – tłumaczy.
Mamy w Polsce pełzający zamach stanu oraz działania „przemocą i groźbą bezprawną” na konstytucyjne organy państwa?
Sytuacja na pewno jest bardzo poważna, ponieważ od wielu miesięcy obserwujemy działania, które w moim przekonaniu stanowią oczywiste łamanie prawa, w tym konstytucji.
Atak na Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy, Krajową Radę Sądownictwa, podważanie wyroków, szykany wobec wielu sędziów... W czym Pan dostrzega największe zagrożenie dla porządku prawnego w Polsce?
Największym zagrożeniem jest stan, w którym władze polityczne deklarują „nieuznawanie” wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Nawet nie chodzi o ich niepublikowanie, co oczywiście również ma swój wymiar, lecz przede wszystkim o to, że władze wykonawcza i ustawodawcza ostentacyjnie ignorują orzeczenia, co oznacza, że się do nich nie stosują. Bywało w przeszłości, że odmawiano wykonania niektórych orzeczeń, wskazując, że nie mogą być zrealizowane. Jednak z taką sytuacją jak obecnie, kiedy systemowo odmawia się respektowania wyroków TK, dotychczas nie mieliśmy do czynienia. To zjawisko pokazuje, że system ustrojowy nie funkcjonuje prawidłowo, i myślę, że to jeden z tych problemów, który może być potraktowany jako wpływanie na konstytucyjny ustrój pozaprawnymi metodami, o czym mowa m.in. w artykule 127 Kodeksu karnego poświęconym zamachowi na konstytucyjny ustrój państwa.
Sama ta okoliczność nie przesądza o sytuacji, którą skrótowo określa się jako „zamach stanu”, natomiast niewątpliwie mamy do czynienia z wyłączeniem pewnego elementu składowego – i to kluczowego w ramach ustroju konstytucyjnego: władzy konstytucyjnej, jaką jest przede wszystkim Trybunał Konstytucyjny, ale także KRS czy sądownictwo. To powoduje, że władza polityczna nie czuje się związana ograniczeniami, które nakłada na nie konstytucja, bo do tego w praktyce to prowadzi.
To, co obserwujemy, to zenit problemów czy dopiero poznamy ich konsekwencje?
Powyższe stanowią elementy procesu, który nieelegancko nazwałbym „ciągiem technologicznym”. Obserwujemy po stronie władzy różne zaniechania, niepodejmowanie od dłuższego czasu pewnych koniecznych działań, w tym takich, które wynikają z wyroków TK. Takie postępowanie będzie skutkowało pogłębianiem kryzysu, nawet gdyby inne zachowania składające się na proces ignorowania konstytucyjnych organów państwa nie miały miejsca. Nie sądzę, aby wszystkie te problemy udało się sprawnie rozwiązać po wyborach prezydenckich – i to niezależnie od ich wyniku. Zakres działań i zaniechań antykonstytucyjnych jest tak szeroki, że w istocie odwrócenie ich skutków będzie polegało na bardzo żmudnym i długotrwałym procesie powrotu do stanu konstytucyjnego. Notabene, bez współdziałania wszystkich zainteresowanych władz, a także opcji politycznych, realizacja tego zadania będzie niemożliwa, a obserwując to, co dzieje się obecnie, raczej jestem pesymistą. Wydaje mi się, że ten stan będzie się pogłębiać i potrwa jeszcze bardzo długo. Będzie tak, dopóki politycy nie dostrzegą, że to naprawdę ślepa uliczka.
A wierzy Pan, że zauważą? Bo na razie słyszymy propozycje prowadzące raczej do eskalacji.
Jesteśmy na etapie, kiedy władza nie dostrzega w swoich antykonstytucyjnych działaniach zagrożeń dla funkcjonowania państwa. Działania te z perspektywy ustrojowej uważane są za w miarę bezpieczne, co oczywiście nie znaczy, że są one zgodne z prawem. W szczególności kwestionowanie orzeczeń Sądu Najwyższego czy Trybunału Konstytucyjnego nie jest postrzegane przez polityków rządzących jako coś, co mogłoby zburzyć fundamenty państwa. Chociaż oczywiście ja widzę to zgoła inaczej.
Już doskonale widać pogłębiający się chaos, wręcz stan paraliżu w funkcjonowaniu sądów. Za sprawą podważania statusu i w konsekwencji ignorowania Krajowej Rady Sądownictwa, a w związku z tym nieogłaszania przez ministra sprawiedliwości obwieszczeń o wolnych stanowiskach sędziowskich, siłą rzeczy kurczy się liczba sędziów orzekających, a jednocześnie nie zmniejsza się liczba spraw rozpoznawanych przez sądy. Jeśli do tego dodamy, że część sędziów jest odsuwana od orzekania lub ich status jest kwestionowany, to oznacza to, że jesteśmy u progu katastrofy w sądownictwie. Niestety, dopiero dostrzeżenie tego stanu za sprawą kompletnego zatoru w sądach będzie dla polityków impulsem do powstrzymania się od pogłębiania stanu bezprawia. I wtedy być może dojdzie do zmian ponad podziałami politycznymi.
Poznaliśmy w końcu projekty komisji kodyfikacyjnej kierowanej przez sędziego Krystiana Markiewicza. Mimo że pierwotne pomysły nieco złagodzono, to jednak główne założenie się nie zmieniło. Będzie „weryfikacja” sędziów.
Te projekty są wielopiętrowo niekonstytucyjne. Samo założenie, że sędziowie są wadliwie powołani czy wręcz nie są sędziami w rozumieniu konstytucji, jest fałszywe i prowadzi do dalszych błędnych wniosków. W szczególności przewidziany w projektach tryb tzw. weryfikacji sędziów jest oczywiście niekonstytucyjny. Zgodnie z art. 180 ust. 1 Konstytucji RP sędziowie są nieusuwalni. Oznacza to, że poza przypadkami popełnienia przestępstw lub poważnych deliktów dyscyplinarnych nie można usunąć sędziego z zawodu, a jeśli do takich deliktów czy przestępstw dojdzie, sędziego ze służby może usunąć wyłącznie sąd. Obecnie kompetencje te przysługują sądom dyscyplinarnym.
Nie można uznać korzystania z praw konstytucyjnych, w tym kandydowania na urząd sędziego zgodnie z obowiązującym prawem, za przestępstwo czy przewinienie dyscyplinarne. Tymczasem wspomniane projekty przewidują de facto usuwanie sędziów. Fałszywie też argumentuje się, że sędziowie ci uczestniczyli w rzekomo nielegalnych procedurach, a ich nominacje są wadliwe. Teza ta jest oczywiście nieprawdziwa, a służy w moim przekonaniu wyłącznie usprawiedliwieniu mechanizmu czystki i eliminacji sędziów powołanych w demokratycznej procedurze przed legalną Krajową Radę Sądownictwa. Zatem choćby z tego powodu projekty te są rażąco sprzeczne z konstytucją. Odbieram je z jednej strony jako rozpaczliwą próbę powrotu do odzyskania rozstrzygania o kształcie personalnym władzy sądowniczej, z drugiej jako kolejne działania będące formą presji na sędziów, a w niektórych przypadkach nawet próbę ich zastraszenia.
Naprawdę chcą przeprowadzić weryfikację czy ona ma być jedynie „straszakiem” wobec sędziów?
Jeśli którykolwiek z tych projektów w obecnym kształcie zostałby uchwalony, mielibyśmy do czynienia nie z zapaścią czy kryzysem, lecz z upadkiem sądownictwa. Nie sądzę, aby któryś z tych projektów został przyjęty w takiej formie, a tym bardziej – by wszedł w życie. Jeden z projektów przewiduje rozłożenie w czasie procesów weryfikacyjnych, co byłoby nierealne do przeprowadzenia. Stan niepewności w systemie prawnym będzie się utrzymywał i podejmowane będą dalsze działania kwestionujące status zarówno sędziów niezweryfikowanych, jak i tych poddanych weryfikacji. Jednym słowem, czeka nas wówczas katastrofa.
Uchwalenie tych rozwiązań – a politycy muszą mieć tego świadomość – oznaczałoby powstanie nowego, niekonstytucyjnego systemu nominacyjnego sędziów, który doprowadziłby do niespotykanego w historii Polski kryzysu w sądownictwie. Akty weryfikacji, jak i niekonstytucyjne akty nominacyjne, trzeba byłoby zresztą później ponownie zweryfikować i anulować.
Fundamentalną sprzecznością jest również to, że jednocześnie uznaje się, iż orzeczenia wydane przez osoby niebędące sędziami w rozumieniu konstytucji pozostają w mocy. Tymczasem osoba w istocie niebędąca sędzią nie może wydawać orzeczeń. Wyroki nie mogą być zresztą wzruszone ani unieważnione ustawowo, ponieważ stanowiłoby to rażące naruszenie konstytucyjnej zasady trójpodziału władzy. Nie można ustawą anulować orzeczeń sądowych. Ta faktyczna sprzeczność nie jest przypadkowa – uważam, że potwierdza, iż projektodawcy mają pełną świadomość rzeczywistego statusu sędziów powoływanych od 2018 roku.
Jedynym celem jest, moim zdaniem, powrót do systemu oligarchicznego sprzed 2018 roku i przejęcie kontroli nad systemem nominacji sędziowskich z rąk organów demokratycznych, w tym demokratycznie wybieranej KRS. Grupa zawodowa sędziów, a tym bardziej ich wpływowi przedstawiciele, nie mogą jednak w państwie demokratycznym decydować o składach i procedurach nominacyjnych do organów władzy sądowniczej ani KRS – tak jak było to przed 2018 rokiem.
No właśnie, jest też założenie, że osoby, które przyszły z innych zawodów (na przykład radcowie prawni, adwokaci), nigdy skutecznie nie zostali sędziami. Równocześnie ich wyroki pozostaną ważne. Można to jakoś prawniczo uzasadnić?
To kompletny absurd – zarówno logiczny, jak i prawny. Nawet gdyby te projekty zostały uchwalone i weszły w życie, nie zmieniłyby ani statusu tych osób, czyli legalnie powołanych sędziów, ani wydanych przez nich orzeczeń. Osoby te chroni bowiem konstytucja. Nieusuwalność sędziego, o której w niej mowa, jest normą bezpośrednio stosowalną. Oznacza to, że każdy sędzia jest chroniony właśnie m.in. przed tego rodzaju bezprawnymi zamachami na jego status, a takim byłaby wspomniana „weryfikacja”.
Panie Sędzio, Sąd Najwyższy jeszcze działa?
Tak, funkcjonuje, a sędziowie orzekają. Co więcej, w Izbie Cywilnej w ostatnich latach znacznie wzrosła liczba skarg kasacyjnych, zwłaszcza dotyczących tzw. kredytów frankowych. Muszę uspokoić – nic szczególnego, jeśli chodzi o pracę sędziów, się nie dzieje, poza tym, że grupa tzw. starych sędziów odmawia wspólnego orzekania z sędziami nominowanymi po 2017 roku. Jednak samo to nie paraliżuje pracy Sądu Najwyższego.
Ale jest również Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich wzbudza najwięcej emocji. Ona będzie orzekała o ich ważności. To sedno politycznego zamieszania wokół Sądu Najwyższego?
Nie orzekam w tej Izbie, ale z tego, co wiem, Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych działa i wydaje orzeczenia. Potwierdzają to głośne sprawy dotyczące odwołań od uchwał Państwowej Komisji Wyborczej. Niewątpliwie wybory prezydenckie wpisują się w dyskusję o statusie tej Izby i jej sędziów, jednak są to przede wszystkim spory polityczne, które nie wpływają na bieżącą pracę Sądu Najwyższego.
Niedawno dowiedzieliśmy się, że w aż ponad 150 sprawach karnych Sąd Najwyższy uchylił orzeczenia bez merytorycznego badania sprawy. Jedynym powodem był skład orzekający w sądach powszechnych. To chyba pokazuje, że polityka mocno wpływa na działania Izby Karnej SN.
Część tzw. starych sędziów w Izbie Karnej, rozpatrując kasacje, zaczęła w swoisty sposób weryfikować tryb nominacyjny sędziów sądów powszechnych, których orzeczenia poddawane są kontroli. Z takim podejściem wcześniej nie mieliśmy do czynienia. W niektórych przypadkach prowadzi to do uchylania wyroków sądów drugiej instancji.
Co istotne, orzeczenia te zapadają z pominięciem specjalnego trybu tzw. testu niezawisłości i bezstronności. Procedura ta miała uwzględniać orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka i TSUE, umożliwiając ocenę wpływu okoliczności nominacji sędziego na jego orzeczenia w konkretnej sprawie. Tymczasem w tych przypadkach „test” nie jest stosowany – rzekomą wadliwość procedury nominacyjnej bada się z urzędu przede wszystkim na podstawie uchwały trzech Izb Sądu Najwyższego z 2020 roku, która została uznana przez Trybunał Konstytucyjny za niekonstytucyjną.
Wyobrażał Pan sobie, że w niektórych sądach, tak jak warszawskich, powstaną specjalne sekcje, nazywane również „gettami”, dla sędziów, którym władza nie ufa?
Tworzenie w strukturze sądu różnych komórek organizacyjnych, niezależnie od nazwy, jest możliwe, jeśli mieści się to w ramach ustawowych. Natomiast przenoszenie do takich komórek sędziego bez jego zgody jest oczywiście niedopuszczalne. Wynika to zarówno z artykułu 180 ust. 2 Konstytucji RP, jak i – co ciekawe – z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Takie rozwiązania, skutkujące odsunięciem części sędziów wbrew ich woli od orzekania w określonych kategoriach spraw, stanowią moim zdaniem naruszenie standardu prawa obywateli do bezstronnego sądu w rozumieniu konstytucyjnym. Każdy ma prawo do rozpatrzenia jego sprawy przez bezstronny sąd, a gdy podejmowane są działania zmierzające do odsuwania niektórych sędziów od orzekania w określonych sprawach, pojawia się ewidentna podstawa do pytania, czy nie mamy do czynienia z próbą manipulowania składami sędziowskimi. Przypominam, że aby uniknąć wszelkich wątpliwości co do sposobu doboru składów sędziowskich, wprowadzono m.in. system losowego przydziału spraw. Tymczasem okazuje się, że wystarczy przenieść sędziego do nowo tworzonej sekcji, aby wykluczyć go z udziału w losowaniu. To prosty, ale moim zdaniem niedopuszczalny sposób na obejście rozwiązań systemowych.
Wśród prawników zaczęło krążyć określenie „lepsi neo”. Chodzi o tych, którzy wygłosili nieformalny „czynny żal”, zrezygnowali ze stanowisk lub nawet zaczęli kwestionować status niedawnych kolegów. Jest Pan zaskoczony, że tak duża grupa sędziów okazała się mieć „miękki kręgosłup”?
Nie uważam, aby była to duża grupa. Natomiast niewątpliwie sędziowie nie powinni ulegać presji – zarówno tej mającej źródło w działaniach politycznych, jak i tej wywieranej przez określone grupy w ramach środowiska sędziowskiego. To skłania do refleksji, że obecnie nie mamy prawidłowo funkcjonującego systemu gwarantującego niezależność sędziów. Od dawna twierdzę, że największym zagrożeniem dla niezależności sędziego jest współcześnie wpływ wywierany na niego od wewnątrz, czyli w ramach struktury sądownictwa. Sędzia może być poddawany presji środowiskowej i narażony na negatywne konsekwencje podejmowania decyzji sprzecznych z oczekiwaniami określonych grup w środowisku sędziowskim.
Czy istnieje realne ryzyko, że w przyszłości będziemy mieli „obrotowe” sądownictwo, zmieniające się wraz z każdą nową władzą, podporządkowujące się woli polityków?
Większość sędziów, którzy rzetelnie wykonują swoje obowiązki, już teraz dostrzega, że swoiste koalicje sędziowsko-polityczne forsują zmiany oczekiwane przez pewne grupy sędziów, które nie zmierzają w dobrym kierunku. Uważam, że prowadzi to do pogłębiającej się zależności sądownictwa od władzy politycznej i na dłuższą metę tylko ona odniesie z tego korzyść. W moim przekonaniu sądownictwo w Polsce, z uwagi na wspomniane wcześniej działania ze strony władzy wykonawczej, systemowo nie jest już w pełni niezależne. Paradoksalnie z pewnością nie w rozumieniu, jaki nadaje temu pojęciu orzecznictwo TSUE. Mam jednak nadzieję, że sami sędziowie zahamują tę tendencję, ponieważ to właśnie oni mają narzędzia pozwalające na powstrzymanie procesu niszczenia sądownictwa – nawet wbrew politykom czy grupom nacisku.
Adam Bodnar, który po roku funkcjonowania jako minister sprawiedliwości jest bardzo krytycznie oceniany, podejmował decyzje, poddając się woli środowiska sędziowskiego. Pojawiły się spekulacje, że może być zastąpiony przez Romana Giertycha. Co by to oznaczało?
Po pierwsze, minister Bodnar powinien realizować wolę obywateli, którzy oczekują stworzenia instrumentów dla sprawnie działających sądów. Po drugie, minister w mojej ocenie nie realizuje oczekiwań środowiska sędziowskiego jako całości, lecz jedynie pewnych grup sędziów. Wbrew pozorom środowisko sędziowskie nie jest monolitem – sędziowie mają różne poglądy, a większość z niepokojem patrzy na to, co dzieje się obecnie w wymiarze sprawiedliwości.
Jeśli zaś chodzi o to, kto będzie ministrem sprawiedliwości, z perspektywy sędziów powinno to być zawsze zagadnienie neutralne. Jeżeli sędzia zaczyna kalkulować, jaki wpływ na jego pracę będzie miał kolejny minister sprawiedliwości, świadczy to co najmniej o poważnej dysfunkcji systemu. Żaden polityk – w tym przede wszystkim minister sprawiedliwości – nie powinien mieć wpływu na sposób, w jaki sędziowie wykonują swoje konstytucyjne i ustawowe obowiązki.
NOWY NUMER tygodnika #GazetaPolska!#Trump wypowiada wojnę cenzurze. Gorzka pigułka dla europejskich elit.
— Gazeta Polska - w każdą środę (@GPtygodnik) February 18, 2025
Ponadto w numerze:
» Tak obalano rząd #PiS za pieniądze z zagranicy
» Celebryci z komisji
» Rozmowa z Jackiem Dariusz-Wolskim
WIĘCEJ » https://t.co/5GNt36GZMo ⤵️ pic.twitter.com/ROToCTvYSU