GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »

Lisiewicz: Jak komisje śledcze zdemaskowały głupotę polityków od ośmiu gwiazdek

Magdalena Sroka, córka ORMO-wca i milicjantki, uciekająca przed Zbigniewem Ziobro, Dariusz Joński i Michał Szczerba w samej PO znani jako „głupi i głupszy”, Witold Zembaczyński rozdeptujący w Sejmie ze wściekłością naleśniki – to największe gwiazdy komisji śledczych, które miały zdemaskować afery PiS. Pokazały coś innego, bardzo ciekawego dla socjologa: jak dziesięciolecie uprawiania polityki ośmiogwiazdkowej, „hashtagowych” afer wymyślanych przez Romana Giertycha, w których za plotką nie stała żadna poważna treść, zdegradowało część klasy politycznej, lansując na rozpoznawalnych polityków 30-, 40-latków o umysłach ameby - pisze Piotr Lisiewicz w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".

Komisja śledcza Sroki
Komisja śledcza Sroki
fot. Zbyszek Kaczmarek - Gazeta Polska

"Ty, ja uważam, że można zaj…ć PiS komisją śledczą” – taką koncepcję lansował niegdyś Radosław Sikorski, a gdy po latach opozycja przejęła władzę, postanowiła wcielić ją w życie. Trzy komisje śledcze miały dobić PiS, pokazując trzy jego afery.

Zapowiadali „polskie Watergate”

Równo rok temu tak szumnie zapowiadała jedną z nich Ewa Siedlecka z tygodnika „Polityka”: „Afera Pegasusa za rządów PiS to nasze polskie Watergate. Poważniejsze niż afera amerykańska”, „To chyba najbardziej wyczekiwana z komisji śledczych. Spodziewamy się politycznych sensacji”.

Z sensacji wyszło zero. Dziś wiemy już, że afery Pegasusa nie było, podsłuchy były zgodne z prawem, zatwierdzane przez sądy. Nie było też afery wyborów kopertowych, które organizowane były zgodnie z prawem, tak jak w wielu innych krajach świata, a zablokowała je, sabotując ich przeprowadzenie, ówczesna opozycja. Była afera wizowa, ale została wykryta przez podlegające PiS państwowe służby, a jej kaliber był tak nieduży, że powołanie takiej komisji ośmieszało Sejm.

Ludzie nie są tacy głupi, jak nam się wydaje, są dużo głupsi” – ta teza wygłoszona niegdyś przez Tomasza Lisa zdawała się przyświecać pomysłodawcom powołania komisji śledczych mających „zaj…ć PiS”. Liczenie na ludzką głupotę, niedoinformowanie, niesamodzielność myślenia, próby rozbudzania najniższych instynktów sprawdzały się wobec części elektoratu, gdy obecna władza była totalną opozycją. Dlaczego nie sprawdziły się w komisjach?

Śledczy Joński. Rozchwytywany, bo… głupi

Mając przekonanie o głupocie współobywateli, totalna opozycja wykorzystywała do ataku na PiS… niezbyt mądrych polityków, uznając, że będą dla owych ciemnych Polaków swojscy. Przypadek Dariusza Jońskiego, który był przekonany, że Powstanie Warszawskie wybuchło w 1988 roku, a w rok później, w 1989 roku, Jaruzelski wprowadził stan wojenny, jest tu bardzo znaczący. Joński nie tylko nie wyleciał po tych odpowiedziach z polityki, ale stał się towarem rozchwytywanym – z SLD przeszedł do PO. Polityk głupi ma tę zaletę, że wykona każdy partyjny rozkaz, nie będzie się wstydził biegać z pizzą do nielegalnych imigrantów na granicy, w czym towarzyszył Jońskiemu Michał Szczerba.

Takie postacie przydatne były dla propagandy opozycji, której głównym kreatorem stał się Roman Giertych. Jego specjalnością było nagłaśnianie afer, których nie było, ale brzmią tajemniczo i widowiskowo, a wybryk partyjnego głupa dodatkowo je rozkręci. To schemat, który ostatnio widzieliśmy przy okazji ataku na Karola Nawrockiego: Wojciech Czuchnowski „ujawnił”, że Nawrocki jako dyrektor muzeum miał apartament. Stwierdził, że są możliwe różne scenariusze: może tam przychodził groźny kibol Lechii Gdańsk Wielki Bu, a może i baby przychodziły. Na żaden z tych scenariuszy nie pokazał śladu dowodu. Ale za to stworzony został hashtag „statek miłości”.

Taki był z grubsza biorąc schemat każdej z „afer”, którymi mniej lub bardziej skutecznie uderzano w PiS, gdy było u władzy.

Robienie ze Szczerby Rokity

Problemem okazał się fakt, że nowa władza zdawała się wierzyć we własne kłamstwa. I postanowiła poddać te afery weryfikacji przed komisjami śledczymi. Było to irracjonalne działanie, bo komisje śledcze to ostatni format, jaki pasowałby do rozpętywania takich afer. Zamiast szybko wrzuconego hashtagu, mamy tu dziesiątki albo i setki godzin obrad. Jeśli afery nie ma, to nie sposób zastąpić jej braku setkami godzin bluzgania na PiS. Mówiąc językiem Sikorskiego, to nie jest pomysł na „zaj…ie PiS”, a zaj…ie samych siebie, własnej narracji. 

W historii III RP była jedna komisja śledcza, która zmieniła jej historię, i kilka, które miały na nią znaczący wpływ. Oglądana przez miliony komisja Rywina wylansowała kilka politycznych gwiazd, w tym niedoszłego premiera Jana Rokitę czy ministra Zbigniewa Ziobro, ale co nieco zyskał na niej nawet lewicowy przewodniczący Tomasz Nałęcz. Z rozpędu na późniejszej komisji orlenowskiej też dość skutecznie budowali swój wizerunek tak różni politycy, jak nieżyjący już Zbigniew Wassermann i Konstanty Miodowicz czy żyjący Antoni Macierewicz i Roman Giertych. Komisja reprywatyzacyjna budowała pozycję Patryka Jakiego, a komisja ds. Amber Gold – Małgorzaty Wassermann. Niektóre z tych postaci okazały się inteligentne i błyskotliwe, inne chociaż sprawne umysłowo czy pracowite.

Żadna z komisji śledczych nie wylansowała ciamajdy i głupka, choćby i krzykliwego, bo taki może nagłośnić hashtag, ale nie dyskutować merytorycznie przez setki godzin. Obecna władza zamiast nowego Rokity wystawiła jako przewodniczących komisji Jońskiego, Szczerbę, Srokę czy Magdalenę Filiks, a w roli gwiazd obsadziła Witolda Zembaczyńskiego czy Tomasza Trelę. To nie mogło się dobrze skończyć. I skończyło się wyłączaniem mikrofonu, wrzaskami, wyzwiskami, a wreszcie ucieczką „sroczej” komisji przed ministrem Ziobro.

Na poziomie dowcipów o milicjantach

No i mieliśmy popisy inteligencji na poziomie osławionych dowcipów o milicjantach z czasów komuny, którzy chodzą parami, bo jeden umie pisać, a drugi czytać. Magdalena Sroka służąc w policji, kontynuowała tradycje rodzinne, bo oboje jej rodzice służyli w milicji. Ojciec Eugeniusz służył w Komendzie Wojewódzkiej MO w Gdańsku, był szefem Izby Zatrzymań i kierownikiem Izby Dziecka, studiował w Szczytnie, działał w PZPR, a po odejściu z milicji, wstąpił do ORMO. Matka, Barbara, była inspektorem Izby Dziecka Miejskiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Gdańsku, a także studiowała na Akademii Spraw Wewnętrznych w Warszawie.

Jedno jest pewne: w takich miejscach nie wychowywali się błyskotliwi inteligenci. Ale prace tych komisji pokazały ważny proces socjologiczny z ostatnich lat. Prawie dziesięciolecie działania totalnej opozycji wychowało na niemałą skalę zupełnie inny typ polityków, jakich nie znała III RP. Niedawno miałem okazję rozmawiać z członkiem KO w moim mieście. Ze smutkiem powiedział: „Niestety, u nas gorsze wypiera lepsze. Nie wyobrażam sobie Rafała Grupińskiego czy Waldego Dzikowskiego [wieloletnich liderów wielkopolskiej PO – przyp. P.L.] wykrzykujących na manifestacji słowo »J…ć«. Adam Szłapka już nie ma takich oporów”.

Zastępy Albinów Siwaków

W czasach komunizmu w dowcipach i anegdotach wyśmiewano tępotę komunistycznych działaczy z awansu społecznego, jak Albin Siwak, Waldemar Świrgoń czy Zofia Grzyb. Ale obstawiam, że mimo wszystko wiedzieli oni, kiedy było Powstanie Warszawskie, o którym prawdę zakłamywali, czy kiedy był stan wojenny, który popierali. Świetnie sprawdzali się w nagonkach, gdy trzeba było potępiać bikiniarzy, bimbrowników, kułaków, warchołów czy syjonistów.

Ostatnie dziesięciolecie to czas kolejnej takiej nagonki i jak każda nagonka wychowała ona dziesiątki Albinów Siwaków w rodzaju Witolda Zembaczyńskiego, deklarującego: „Oczywiście, osiem gwiazdek w sercu, w samochodzie, osiem gwiazdek jako leitmotiv mojej działalności politycznej”. Wychowało całe pokolenie ośmiogwiazdkowych 30-, 40-latków, które zaprezentowało nam się w komisjach śledczych. Przypominają się słowa Stefana Kisielewskiego o komisjach z czasów komuny: „Wielbłąd to koń zaprojektowany przez komisję”.

Swoją drogą ta degradacja u tamtych budzi nadzieję, bo na ich tle 30-, 40-latkowie z PiS wyglądają o niebo lepiej, co widać po tym, jak w filmikach na YouTube prezentują się Radosław Fogiel, Dariusz Matecki, Janusz Kowalski, Sebastian Kaleta, Jan Kanthak, Bartłomiej Wróblewski czy wielu innych. To budzi nadzieję na zmianę.

Opieprz od swoich

Pojawiła się ostatnio pewna dezorientacja publicystów po tamtej stronie, bo widząc w komisjach Albinów Siwaków, sami nie chcą być postrzegani jak Wanda Odolska, Ryszard  Gontarz, Zbigniew Safjan, Grzegorz Woźniak czy Marek Barański, że wymienię nazwiska siermiężnych, zapomnianych komunistycznych propagandystów, dlatego zaczynają się trochę wić. I Ewa Siedlecka, która rok temu pisała, że w sprawie Pegasusa będzie polskie Watergate, spuszcza z tonu i strofuje szefujące komisji ds. Pegasusa milicyjne dziecko: „Pegasusowa komisja śledcza powinna rozważyć, czy warto dalej narażać autorytet własny i państwa. Wycofanie się z aktów skazanych na niepowodzenie to nie dowód słabości, ale rozsądku”. Co z przesłuchaniem prezesa Trybunału Konstytucyjnego, sędziego Bogdana Święczkowskiego? „Lepiej więc byłoby więcej takich scen nie prowokować wezwaniami osób, których bez ich dobrej woli przesłuchać się nie da. Komisja nie jest wszechwładna, ogranicza ją prawo. Dobrze byłoby, żeby stosowała też samoograniczenie: rozwagę i rozsądek. I mierzyła zamiary podług sił, bo jej »porażki wizerunkowe« idą na rachunek państwa”. I tak się z polskim Watergate skończyło.

 



Źródło: Gazeta Polska

#komisja śledcza

Piotr Lisiewicz