Obserwujemy ostatnio niemrawe odbicie sondażowe zarówno KO, jak i Rafała Trzaskowskiego. Szef IBRiS Marcin Duma twierdzi, że to efekt zamierzonego narracyjnego „skrętu w prawo”. Zgadzam się z nim, uważam tylko, że myli się tylko co do jednego: to nie sukces obozu władzy, lecz jego porażka.
KO musiała stać się PiS-Konfederacją, natomiast Rafał Trzaskowski musiał na chwilę stać się Karolem Nawrockim, żeby powtrzymać fatalny trend. Tym samym przyznali, że poza powierzchniową sferą bieżącej polityki nastąpiło głębokie przesunięcie w warstwie politycznych metanarracji i ich wizja świata przegrywa. Muszą więc pożyczać inną od swoich oponentów. To może działać przez jakiś czas, ale w dobie ciągłego zanurzenia w mediach elektronicznych na dłuższą metę nie ma prawa się udać. Dzisiaj media pozwalają bowiem nam wszystkim opowiadać o sobie dużo małych kłamstw, utrudniają jednak konsekwentne udawanie, że jesteśmy kimś innym. Te same procesy widzieliśmy w USA: Kamala Harris i Tim Walz też myśleli, że potrafią udawać, że są tacy jak Donald Trump. I też był taki moment, że doprowadziło to do ich sondażowego odbicia. Potem jednak wszystko legło w gruzach.