19 sierpnia 2015 roku. W godzinach popołudniowych na rynku w Kamiennej Górze (Dolny Śląsk) zapanowało ogromne poruszenie. Po chwili przechodnie dostrzegli, jak młody mężczyzna z siekierą w dłoni zaczął uciekać. Okazało się, że dokonał brutalnej zbrodni, na przypadkowej ofierze, którą była 10-latka. W ten sposób postanowił się "zemścić" za swoje życiowe niepowodzenia.
Obserwuj nas w Google News. Kliknij w link i zaznacz gwiazdkę
W 2015 roku mieszkający w Kamiennej Górze Samuel N. miał 27 lat. Był wykształcony. Studia skończył na kierunku fizjoterapii. Niedługo po nich dostał się na staż w miejscowym szpitalu. Po jego odbyciu jednak placówka nie przedłużyła z nim współpracy.
W sierpniu, Samuel N. był już ponad półtora miesiąca bez zatrudnienia. Z tego względu narastała w nim złość. 18. dnia miesiąca otrzymał wiadomość, która przelała czarę goryczy - Powiatowy Urząd Pracy poinformował go o pozbawieniu zasiłku dla bezrobotnych. Mężczyzna dostał furii i nazajutrz postanowił się "zemścić".
Zszedł do piwnicy, naostrzył siekierę, schował ją do reklamówki i ruszył do urzędu.
ZOBACZ: Madzia z Sosnowca nie została porwana. Zabójczyni córki kłamała do końca [FOTO + WIDEO]
Około godziny 11. Samuel N. z foliową torbą w ręce wszedł do jednego z pokoi w placówce. Zaraz po tym krzyknął do pracującej w nim kobiety, aby zamknęła drzwi na klucz. Urzędniczka, patrząc w oczy mężczyźnie, powoli przesuwała się w kierunku drzwi. Udało jej się wybiec z pomieszczenia.
Samuel N. krzyczał w jej kierunku, jednak z sąsiedniego pokoju wyszła koleżanka zaatakowanej kobiety, a na korytarzu przebywali interesanci. 27-latek spotkał się z twardą reakcją i został wyproszony z urzędu. Pracujące w nim osoby nie wiedziały, że w tamtej chwili otarły się o śmierć.
Plan zawiódł, a furia mężczyzny wzmogła się jeszcze bardziej.
19 sierpnia na miejskim rynku zakupy z mamą robiła 10-letnia Kamila. Kończyły się wakacje, a dziewczynka jeszcze nie miała wszystkich podręczników do szkoły. Wielu spacerujących po miejscu mieszkańców ją kojarzyło. Głównie z plakatów.
Kamila urodziła się z wadą serca i na jej leczenie zbierane były pieniądze. Przeszła już kilka operacji. W lipcu rodzina 10-latki otrzymała dobrą wiadomość - dziewczynka wracała do pełni zdrowia. Czekał ją jeszcze tylko jeden zabieg.
Gdy 10-latka była o krok od drzwi księgarni, pojawił się Samuel N.
Mężczyzna wyjął z reklamówki siekierę i wbił ją w głowę dziewczynki. Rozległ się krzyk. 27-latek zaczął uciekać, lecz szybko ruszyli za nim przechodnie. Po chwili mężczyzna leżał już obezwładniony na ziemi. W tym czasie trwała walka o życie dziewczynki.
"Chłopie, zabiłeś dziecko!"
– mówił jeden z mężczyzn przytrzymujących napastnika.
"Wiem, co zrobiłem, nie musisz mi przypominać, wszystko powiem na policji, nie zróbcie mi krzywdy"
– odpowiedział 27-latek.
Do Kamili szybko przybyli ratownicy medyczni. Przetransportowano ją do szpitala - tam jednak zmarła.
Uratowany został za to Samuel - przez policję - przed wyrokiem, który chcieli wymierzyć mu mieszkańcy Kamiennej Góry.
27-latek został zatrzymany i od razu przyznał się do zbrodni. - Byłem wkur...ny i chciałem kogoś zabić - tak rozpoczął składanie wyjaśnień. Okazało się, że mężczyzna nie znał wcześniej ani rodziny Kamili, ani samej dziewczynki. 10-latka była przypadkową ofiarą.
Dzień po dokonaniu morderstwa Samuel N. usłyszał zarzut zabójstwa zasługującego na szczególne potępienie. Morderca nie wykazał skruchy. Prokuratura wystąpiła z wnioskiem o 3-miesięczny areszt dla mężczyzny, a sąd na niego przystał.
Trzy dni po morderstwie Kamili, odbył się jej pogrzeb. Mieszkańcy Kamiennej Góry byli wstrząśnięci zbrodnią. Pod księgarnią, przy której do niej doszło, ustawiali znicze i pluszowe misie. Licznie przybyli też na uroczystości pogrzebowe. Po mszy ulicami miasta przeszedł cichy marsz, w którym udział wzięły setki osób.
Wszyscy zachodzili w głowę, jak mogło dojść do tak brutalnej zbrodni. Jednoznacznej odpowiedzi w tej kwestii udzielili niedługo później biegli, ponieważ morderca został skierowany na obserwację do kliniki psychiatrycznej zakładu medycyny sądowej.
- Zamordowanie dziecka było przeniesieniem agresji skierowanej na urzędniczkę urzędu pracy - stwierdzili specjaliści. Według ich opinii 27-latek był poczytalny, a w czasie morderstwa myślał logicznie. Morderca o swoim czynie opowiadał chłodno, co było oznaką nieprawidłowej osobowości.
Po obserwacji Samuel N. wrócił do aresztu, a tam... zaczął grać wariata. Jak podawał "Wprost": "ubrał się w czerwony dres, posypał głowę proszkiem do prania, twierdził, że jest Świętym Mikołajem". Ponadto, próbował uszkodzić sobie wzrok - wlewając do oczu wodę z muszli klozetowej, zaniedbywał higienę osobistą i nie chciał wychodzić na spacer.
Dla psychiatrów sprawa była oczywista: 27-latek udawał.
Proces mężczyzny ruszył 22 lutego 2016 roku. Do Sadu Okręgowego w Jeleniej Górze - z obawy przed samosądem - został doprowadzony w kamizelce kuloodpornej. Na sali rozpraw od pierwszych chwil panowały duże emocje, ponieważ matka oskarżonego zaatakowała dziennikarzy.
Kobieta okładała operatorów parasolką. Konieczna była interwencja policji. Próby uspokojenia przyniosły jednak odwrotny skutek. W końcu zrozpaczona kobieta nakrzyczała na sędziego i zemdlała. Media podawały, że oskarżony podczas tych scen pozostał niewzruszony. Tak samo było w momencie, gdy zaczęli płakać rodzice Kamili.
Samuel N. sam za to wywołał niemałe emocje. Oznajmił, że zarzuty prokuratora są bezpodstawne, a jego wcześniejsze zeznania zostały wymuszone.
"Trudno ocenić, czy wina jest po mojej stronie. Nie chcę się wypowiadać na temat mojego czynu, bo jest on różnie postrzegany"
– stwierdził w ostatnim słowie. Zwrócił się też do sądu o poprawę warunków, w jakich był przetrzymywany.
Sąd nie miał jednak wątpliwości, co do jego winy. Mężczyzna został w kwietniu skazany na dożywocie. Sąd pozbawił go na 10 lat praw publicznych i zobowiązał do wypłaty zadośćuczynienia rodzicom 10-latki po 100 tysięcy złotych. Zdecydował też, że o przedterminowe zwolnienie z więzienia może się starać po 25 latach odsiadki. Od wyroku złożono apelacje.
Wyrok Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu zapadł w październiku 2016 roku. Sąd nie tylko zdecydował, że kary nie złagodzi, ale i postanowił, że Samuel N. o wcześniejsze wyjście na wolność będzie mógł się ubiegać dopiero po 35 latach.
"To, czego dokonał nie mieści się w głowie. Każdy dorosły, nie tylko rodzic, dba o młode pokolenie, nawet narażając siebie. Jak ocenić takiego człowieka, co czyni wręcz przeciwnie [...] to czyn, który burzy wszelkie wartości, na jakich opiera się społeczeństwo i zaufanie. To niesłychana zbrodnia"
– mówił sędzia uzasadniając wyrok.
Rodzina zamordowanej dziewczynki nie chciała udzielać mediom wypowiedzi. Na krótki komentarz zdecydowała się jedynie matka – Nigdy nie osiągniemy tego, co byśmy chcieli. Jesteśmy usatysfakcjonowani, ale wiadomo, że to nie wróci życia Kamili – oznajmiła.