GaPol: TRUMP wypowiada wojnę cenzurze » CZYTAJ TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Obywatel Ukrainy Serhij S. skazany na 8 lat więzienia za przygotowywanie w Polsce dywersji na zlecenie rosyjskich służb • • •

Wołodźko: Oni chcą zabić wolność słowa w Polsce. Polityczna przemoc i pokusa medialnej dominacji

Polskie społeczeństwo przez lata było straszone PiS-owskim zamordyzmem i rzekomym kneblowaniem „wolnych mediów”. Realne zagrożenie dla medialnego pluralizmu przyszło ze strony tych, którzy chętnie nazywają się demokratami, liberałami i lewicowymi piewcami tolerancji. Pogróżki pod adresem naszych mediów, na czele z TV Republika, pokazują, o co toczy się stawka. Zagrożenie dotyczy nie tylko Polski – postliberalny autorytaryzm zagraża całej Unii Europejskiej.

Jerzy Owsiak na wiecu partii Tuska
Jerzy Owsiak na wiecu partii Tuska
Zbigniew Kaczmarek - Gazeta Polska

Ostatnie tygodnie przyniosły zmasowany atak na TV Republika. Jerzy Owsiak skarży się, że rosnąca w siłę polska telewizja wszczęła przeciw niemu kampanię nienawiści. Lider Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która znów żyje w świetnej komitywie z państwowymi instytucjami i spółkami, stroi się w szaty męczennika – chce w ten sposób zdusić narastający kryzys wizerunkowy. Trzynastogrudniowa władza, będąca z Owsiakiem w jak najlepszych relacjach, próbuje przy okazji upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Z jednej strony wykorzystuje działalność charytatywną lidera WOŚP dla własnych politycznych celów, z drugiej próbuje przekonać opinię publiczną, że zniszczenie TV Republika byłoby właściwą odpowiedzią na krzywdy, jakie miały spotkać dzielnie „walczącego z sepsą” Jurasa. 

Już ich nie obchodzi medialny pluralizm 

Wolność słowa? Pluralizm medialny? Podstawowe wartości, nadające sens transformacji ustrojowej w Polsce, nagle wyparowały ze słownika naszych demokratów, lewicy i liberałów. Okazuje się, że jedyną wartością jest naga polityczna przemoc, pokusa medialnej dominacji, która miałaby rzekomo doprowadzić do uzdrowienia sytuacji w Polsce po latach rządów Zjednoczonej Prawicy. Nie ma nic dziwnego w tym, że wendetty żądają przede wszystkim środowiska postkomunistyczne i neolewicowe, które w swoim DNA mają przemoc polityczną, symboliczną i fizyczną wobec ideowo-politycznych przeciwników. Znamienne dla najnowszych czasów jest to, że identyczne metody upodobali sobie ludzie związani z chadecką niegdyś wizją liberalizmu politycznego i gospodarczego. Tak, mowa o Platformie / Koalicji Obywatelskiej. Patologiczna nienawiść do Prawa i Sprawiedliwości, strach przed powrotem partii Jarosława Kaczyńskiego do władzy uczyniła z Donalda Tuska i jego totumfackich ludzi kompletnie nieobliczalnych. 

Obawa przed utratą władzy, frustracja, że nie udało się zgnieść PiS w 2024 roku, kompletna pogarda dla milionów Polek i Polaków, którzy nie zostali wyborcami rządzącej koalicji tylko dlatego, że obecna TVP w likwidacji to jeszcze jedno medium w formacie Czerskiej i Wiertniczej, sprawia, że władza coraz częściej śni o radykalnej cenzurze. I przyjemnie jej z mokrymi snami dziennikarzy i publicystów, którzy – właściwie wbrew swoim zawodowym interesom – nawołują dziś do ograniczania, cenzurowania i kneblowania środków masowego przekazu. Wskazują na X Elona Muska, tłumacząc to rzeczywistymi i urojonymi wadami tej współczesnej agory, lecz nietrudno spostrzec, że to tylko element szerszego procesu, który pod pozorem uzdrawiania debaty publicznej chroniłby nie tylko polityczne interesy liberalno-postkomunistycznego establishmentu. 

Łechtanie niemieckiego ego

Gdy przyjrzeć się sprawie głębiej, widać, że nie chodzi wyłącznie o Polskę. Nasz kraj, jak to nieraz w ostatnich stuleciach bywało, jest niestety znów przestrzenią dla niebezpiecznych eksperymentów, ale gra ma szerszy, europejski i transatlantycki wymiar. Całkiem niedawno portal Onet.pl opublikował przedruk artykułu Timothy’ego Snydera z „Die Welt”, opiniotwórczego dziennika należącego do Axel Springer SE. Niemiecka centrala uznała najwyraźniej, że to lektura warta rozpropagowania wśród zbieraczy szparagów i polskojęzycznych środowisk opinii. Amerykański historyk, nestor anglosaskiego liberalizmu nie tylko straszy Niemców Elonem Muskiem i jego X. Przekonuje, że dzielni Teutoni wciąż mają do wykonania wielką pracę w Europie. A to – cóż poradzić – martwi mnie jako Polaka, którego przodkowie na własnej skórze boleśnie przekonali się o skutkach niemieckiej megalomanii. Snyder pisze wprost:

„Jako najważniejsza demokracja w Europie i być może – po inauguracji Donalda Trumpa 20 stycznia – na świecie, Niemcy są centralnym miejscem oporu. Jeśli nie zrozumieją zagrożenia, reszta będzie miała niewielkie szanse”. 

Mile łechcąc niemieckie ego, słusznie napominając przed rosyjskim imperializmem, przejrzyście analizując liczne kłopoty z social mediami, które stały się narzędziami w ręku kilku możnych tego świata, Snyder zapomina, że woła do tych samych ludzi, którzy przez dekady robili najlepsze interesy z Władimirem Putinem, kompletnie lekceważąc obawy co przytomniejszych ludzi w Europie Środkowo-Wschodniej. Nie powinniśmy jednak lekceważyć jego głosu – wołanie o niemiecką kuratelę nad Europą ma ogromne konsekwencje dla Polski. Snyder nie chce Niemiec rządzonych przez AfD. On najprawdopodobniej liczy na to, że Berlinem wciąż będą rządzić liberałowie, lewica, w ostateczności bezobjawowi chadecy – siły polityczne, którym nie tylko amerykański historyk, lecz także Donald Tusk byłby skłonny znów podziękować za rządy nad Europą. 

Wciąż zmieniają maski

Tak dochodzimy do sedna problemu. Zniszczenie pluralizmu politycznego i medialnego w Polsce, sprowadzenie wolności słowa do debaty, której ograniczone, stronnicze i jawnie upolitycznione spektrum pokazała niedawna debata prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z kilkoma dziennikarzami, to cena, którą liberalne elity Europy Zachodniej chętnie zapłacą w geopolitycznej wielkiej grze. Dla milionów Polaków prawo do własnego medialnego i politycznego głosu to żywotna kwestia, która rozumie się sama przez się. Dla niemieckiego establishmentu i tamtejszej opinii publicznej, karmionej od lat kłamstwami, przeinaczeniami i stereotypami na temat PiS, to błahostka. A nawet krok w bardzo dobrą stronę. Usłużne nadwiślańskie środowiska opinii, które nie tak dawno jeszcze zachwalały dobrodziejstwa niemiecko-rosyjsko-polskiej „poprawy relacji”, dziś zapewniają Niemców, że polska prawica jest proputinowska. Skoro wierzy w to profesura i ćwierćinteligencja, zaczytana i wpatrzona w polskojęzyczne media, dlaczego obywatele krajów zachodnich, na czele z Niemcami, nie mieliby kupić takiej narracji? 

Zachodni liberalizm – z wydatną pomocą inspirującej najradykalniejsze koncepty neolewicy –  zamienił się na naszych oczach we własną parodię.

Kompletnie nie jest zainteresowanym prawem do pełnego głosu tych, którzy się z nim nie zgadzają. Oskarżając swoich przeciwników o populizm, europejscy liberałowie i lewacy stali się o wiele bardziej niebezpiecznymi demagogami. A w Polsce stali się obozem ludzi, którzy ideowo-polityczną tożsamość wymienili na rozpaczliwą żądzę zemsty na własnych przeciwnikach. W zależności od czasu, miejsca i okoliczności, błyskawicznie zmieniają koncepty, postawy, decyzje, byle tylko dobrze wypaść w sondażach. Na tym oparta jest przecież kampania prezydencka jednego z liderów Koalicji Obywatelskiej, Rafała Trzaskowskiego. Ostatecznie i tak poprowadzą Polskę w stronę liberalnego/lewicowego faszyzmu, ale by to osiągnąć, muszą nieustannie siać zamęt, zmieniać maski i ograniczać wszelką możliwość znaczącej kontry. Także dlatego tak bardzo obawiają każdej metapolitycznej i ideowej siły, która zdolna jest w debacie publicznej przedstawić odrębny punkt widzenia. Potrzebują w zamian sceny ograniczonej do kilku mikrofonów, z których mniej więcej te same postaci będą powtarzały wciąż te same opinie. Jeśli uda się to zrobić w Polsce – uda się także gdzie indziej. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

#WOŚP

Krzysztof Wołodźko