Komuniści złamali karierę sędziego Huberta Błaszczyka, który działał w "Solidarności", a w stanie wojennym w podziemiu. Za to został skazany i trafił do więzienia, a szykany esbeków zmusiły go do emigracji. Pozostał jednak wiernym swoim ideałom. Cały czas śledzi wydarzenia w Polsce oraz w wymiarze sprawiedliwości i przyznaje, że działania ministra Adama Bodnara są szokujące.
Jest rok 1979. Hubert Błaszczyk, po ukończonych studiach prawniczych oraz odbytych aplikacji i asesurze, zostaje sędzią w Świebodzinie. Gdy zaczęła działać "Solidarność", natychmiast angażuje się w budowę lokalnych struktur związkowych. Mimo gróźb i podsuwanych lojalek, pozostaje nieugięty na propozycje komunistów. Po wybuchu stanu wojennego działa również w podziemiu. Niestety, bezpieka wpada na jego trop.
Sędzia zostaje aresztowany, a po procesie w trybie doraźnym przed wojskowym sądem, skazany na 4 lata pozbawienia wolności. Trafia za kratki pod pretekstem nielegalnej działalności związkowej. W domu zostawia żonę z dwójką małych dzieci.
Po wyjściu na wolność (dzięki amnestii), szykany ze strony Służby Bezpieczeństwa nie ustają. Zamknięto mu drogę do prawniczego fachu. W 1987 roku - wspólnie z żoną podejmują decyzję o emigracji. Trafiają do Australii, gdzie mieszkają do dziś. Sędzia Błaszczyk niemal całe swoje życie przepracował tam fizycznie.
Wprawdzie w III RP wyrok karny uchylono i Błaszczyka uniewinniono, ale nikt nigdy nawet nie zaproponował, aby wrócił do zawodu, czy choćby symbolicznie zadośćuczynić doznanym krzywdom. Tak naprawdę o nim zapomniano.
Niedawno z sędzią Błaszczykiem rozmawiali sędzia Kamila Borszowska-Moszowska oraz dr Konrad Wytrykowski, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku. W półtoragodzinnej dyskusji Błaszczyk przybliżył historię ponurych lat komuny, ale komentował też bieżące wydarzenia w kraju. Także w wymiarze sprawiedliwości.
- Wnikliwie śledzę sytuację w Polsce. Właściwie wiem wszystko. Przez dziesięć lat byłem przewodniczącym Związku Byłych Więźniów Politycznych i Internowanych działającego na terenie całej Australii. W związku z tym gościliśmy tutaj z Polski między innymi pana profesora Sławomira Cenckiewicza, pana Krzysztofa Wyszkowskiego, państwa Gwiazdów… Oni wszyscy stwierdzali, że nasza świadomość sytuacji w Polsce jest niejednokrotnie pełniejsza, niż osób przebywających w Polsce
- przyznał.
- Jestem w szoku, obserwując sytuację od grudnia minionego roku. Szczególnie zdumiewa mnie sytuacja w wymiarze sprawiedliwości. Nie mogę uwierzyć, że coś takiego jest możliwe - odpowiada, pytany o ogólną ocenę dorobku rządzącej od roku koalicji.
I dalej: „cała ta dyskusja o Krajowej Radzie Sądownictwa, tak zwanych neosędziach… Na końcu jest prezydent i wręczane przez niego nominacje. Po tym akcie mamy do czynienia z sędziami, koniec kropka”.
- Co ma znaczyć sytuacja, w której pan Ryszard Kalisz wychodzi i mówi, że on ich nie uznaje? Jeśli wybory prezydenckie zakończą się dla nich niekorzystnym wynikiem, też ich nie uznają? Jak to nazwać inaczej niż anarchia? - pyta wyraźnie poruszony.
- Oczywiście jestem też świadomy, że ta strona dysponuje poparciem pani Ursuli von der Leyen i Berlina. Ewidentnie wygląda to tak, że części Zachodu nie zależy na tym, czy prawo w Polsce jest przestrzegane. Najważniejsze, że to ich ludzie pozostają u władzy - dodaje sędzia Błaszczyk.
Ostrzega, że to może się źle skończyć. - Dopuszczamy do sytuacji, która miała miejsce przed rozbiorami. To się w głowie nie mieści. Brak mi słów - mówi.
Wspomina, że przedkładane mu przed laty „lojalki” (próby zwerbowania sędziego przez Służbę Bezpieczeństwa – red.) były dla niego „próbą złamania kręgosłupa”. - Zdawałem sobie sprawę, że podpisanie tego dokumentu w 1982 roku rzuci się cieniem na całe moje życie. Nie miałem wtedy nawet trzydziestu lat. Wyobrażałem sobie, że kiedyś będę opowiadał o tym synowi. I co bym mu powiedział? Tym się kierowałem, wiedząc, że wrócą czasy, że trzeba będzie się tego wstydzić - tłumaczy.
- Dziś więc nie żałuję niczego. Nie uważam swojego życia za stracone. Nie spełniłem się jako prawnik, spełniłem się na innej drodze - zaznacza.
Dopytywany o ostatnią uchwałę rządu, zgodnie z którą część wyroków ma być opatrzona „przypisami”, odpowiada jednoznacznie krytycznie:
„dla mnie to oczywiste przestępstwo. Jeśli kiedyś nadejdzie czas rozliczenia tych ludzi przed sądem, sędziowie nie będą mieli większych problemów z udowodnieniem, że doszło do złamania przepisów prawa, złamania przepisów konstytucji. Czegokolwiek nie napisaliby w tych uchwałach, dopuszczają się łamania prawa. Tylko tak może to być ocenione. Pytanie tylko, kiedy”.
Podczas rozmowy postawiono tezę, że sędziemu Błaszczykowi powinny przysługiwać dziś wszystkie przywileje sędziowskie. Jak tłumaczył dr Wytrykowski, skutecznie anulowano wszystkie skutki wyroku skazującego. Mimo to, w wolnej Polsce nie zaproponowano sędziemu Błaszczykowi powrotu do orzekania.
A sam - jak przyznał w wywiadzie - bardzo na to liczył.